piątek, 31 października 2014

XV. To czego nienawidzę prześladuje mnie.

- Na środku czego jest ta wyspa ? - zapytałam zaciekawiona faktem pobytu na czymś o czym tylko przyjaciółki mi opowiadały.
- Na środku morza oczywiście. - odpowiedziała moja rodzicielka.
Zrozumiałam, że w końcu sięgnęłam tego, czego w pobliżu ojca, nigdy bym nie poznała. Byłam blisko morza, miejsca, gdzie pragnęłam się znaleźć od kiedy tylko sięgam pamięcią.
- Proszę za mną. Wskażę wam wasz pokój.
Kolejna myśl mi pojawiła się w głowie. Miałam mieć wspólny pokój z moimi bliźniaczkami. Nie zdziwiło mnie to, ale jednak trudno mi było przyswoić ten fakt.
- Ze względu na Janice, macie specjalny pokój. - Kontynuowała wypowiedź moja matka – Mieszkacie w penthousie skrzydła dziewcząt. Macie własną łazienkę i garderoby. Nikt nie będzie wam przeszkadzał. Nie musicie się martwić planami lekcji, bo one czekają już na waszych biurkach. Teraz wskażę wam mój gabinet, do którego możecie przyjść zawsze, kiedy będziecie miały ochotę porozmawiać.
Szłyśmy przez nagrzany przez słońce plac. Ta szkoła była ogromna. Weszliśmy do budynku. Na ścianach korytarzy wisiały różne obrazy, na podłodze leżały różne dywany. Co jakiś czas mijali nas uczniowie. Każdy z nich był ubrany w odzież o różnych kolorach.
W końcu doszliśmy do drzwi nad którymi wisiała tabliczka „Gabinet dyrektora”.
- Poznacie to swoją współlokatorkę. Będziecie mieszkały we czwórkę. Ona was wprowadzi w klimat akademii.
Otworzyła drzwi. Za nimi w fotelu siedziała dziewczyna ubrana w czarne buty i kurtkę o tej barwie. Jej spodnie i koszulka były białe. Usta pomalowała szminką w kolorze swoim trampków. Oczy nieznajomej duże i brązowe, wpatrywały się we mnie o moje siostry. Jednak to jej włosy przykuwały największą uwagę. Były niczym śnieg, jasne, że aż oczy bolały.
- Cześć, jestem Daria. - powiedziała białowłosa i wyciągnęła do mnie rękę. - Miło mi was wreszcie poznać.

Gdy wyciągnęłam do niej rękę, coś się zmieniło. Nagle poczułam bardzo pozytywną energię, która nie pochodziła ode mnie. W głowie rozlegały mi się również, jakie pełne niepokoju myśli typu „Dlaczego tak na mnie patrzy ?”; „Znowu nie pomalowałam ust?” ; „A może mam jakiś listek sałaty na zębach?”.
- Słucham ? - zapytałam zdziwiona. Spojrzała na mnie, jakby nie mnie nie zrozumiała.
- Nic nie mówiłam - powiedziała zaniepokojona.
- Ale... Ale ja słyszałam. Jak na ciebie patrzę?
"Coś jest nie tak..."
- Pani dyrektor ?
- Chyba w Janice objawił się pierwszy dar - powiedziała moja matka - dobrze by było, gdybyś nie dotykała nikogo, chyba że przez rękawiczki.
PIERWSZY DAR. Czyli co, zawsze będę słyszała jej myśli? - zapytałam się siebie w myślach.
- Pani dyrektor, ale... Dzieci Wielkiej Trójki jeszcze nigdy nie miały takich zdolności.
- Wiem, Daria, ale ona nie jest normalnym herosem.
- Rozumiem. Chodźcie dziewczyny, pokażę wam nasz pokój.
Szłyśmy za nią korytarzem. Rose, Elizabeth i Mary podążały za nami. Faceci gdzieś zniknęli.
Weszłyśmy do skrzydła dla dziewcząt. Nie dało się go pomylić z żadnym innym. Dziewczyn tam było pełno. Podeszła do nas jakaś blondynka o niebieskich oczach i już na pierwszy rzut oka nie wyglądała przyjaźnie. Na sobie miała czerwone spodnie, a jej bluza i czapka miały kolor pomarańczowy. Na buty nie zwróciłam uwagi.
- Kogo tak zaciągasz, Daria ? - już po tych słowach byłam pewna, że z blondi się nie polubimy. - Mało ci znajomych ? Ach, no przecież ty ich nie masz.
- Tak się składa, że to są nowe uczennice. - głos Darii był wyprany z jakichkolwiek emocji.
- Och. Witajcie, jestem Emma, córka Afrodyty. Jestem pewna, że niedługo będziecie płaszczyły się u moich stóp.
- Nie wydaje mi się. - powiedziałam wściekła. Nikt nie miał prawa mówić o mnie, jak o kimś ze sfery niższej.
- Ach tak ? A czyją córką jesteś, że tak mówisz ?
- Posejdona - odpowiedziałam bez wahania.
- Ta... Mało potrzebny bóg.
Tego było już za wiele. Obrażać mnie to jest jedno. Ale obrażać mojego ojca - to zupełnie co innego. Zrobiłam coś, czego rok wcześniej nikt by się po mnie nie spodziewał, nawet ja. Złapałam ją za kołnierzyk bluzy i lekko uniosłam pięść co dało efekt, jakbym ją podniosła. Nagle na zewnątrz rozległy się pioruny, gdy wypowiadałam słowa:
- Nigdy nie obrażaj mojego ojca.
- Jak ty to... ? - wymamrotała przestraszona Emma. Zaczęła gdzieś biec, a sądząc po kierunku, pobiegła do swojego pokoju.
-Ech... Głupia jędza. - powiedziała Daria.
"Naprawdę jest córką Wielkiej Trójki"
- Czy naprawdę nie da się tego wyłączyć ? - zapytałam rozdrażniona.
- Obawiam się, że nie jest to takie łatwe.
Podeszłyśmy do windy windy, w której Daria nacisnęła ostatni guzik, oznaczony liczbą 10. Szybko ruszyłyśmy do góry. Po bardzo krótkim czasie byłyśmy na miejscu. Całe to piętro było dla nas.
- No więc... - zaczęła Daria - Na tym piętrze znajduje się nasza łazienka, wasze garderoby i moja sypialnia. Na piętrze wyżej, na które możecie wejść po tych schodkach - wskazała na kręte wschody - znajdują się wasze sypialnie.
- A co z naszymi rzeczami ? - zapytała Zoey. Od czasu naszego przyjazdu po raz pierwszy odezwała.
- Wszystko jest już na miejscu. Wasze garderoby - skinęła na Alexę i Zoey - są dość małe. Janice wzięła tyle rzeczy, że ledwo je zmieściliśmy w pomieszczeniu, które było dla niej przeznaczone.
Alexa i Zoey spojrzały na mnie zdziwione. Zaskoczył mnie ich wyraz twarzy, bo sądziłam, że można się było spodziewać, że wezmę wiele rzeczy.
- Ach, Janice. - powiedziała Daria - nie przejmuj się, że po dotknięciu mnie słyszysz moje myśli. Gdybyś nie była córką Hadesa, twoja dusza zostałaby odcięta od ciała, więc zginęłabyś.
- Kto jest twoim boskim rodzicem ? - zapytałam, bo chciałam wreszcie poznać odpowiedź na to pytanie.
- Moim ojcem jest Tanatos, bóg śmierci.
Ostatnie słowo wypowiedziała niemal z czcią. Nie chciałam wnikać w jej życie dlatego zmieniłam temat.
- Opowiedz nam trochę o szkole.
- No więc... Szkoła przyjmuje prawie wszystkich herosów, jednak dla bezpieczeństwa uczniów do akademii nie dostają się dzieci Eris i Nemezis. Na miejscu waszej matki nie przyjmowałabym też córek i synów Afrodyty oraz Aresa ze względu na ich próżność, no, ale musi ich dopuszczać tutaj, ponieważ dzieci Olimpijczyków nie wypada olewać.
- A co z naszymi zajęciami?
- Ponieważ jesteście córkami 3 bogów, a nie tylko jednego, musicie mieć więcej zajęć dotyczących waszych mocy. Dyrektorka stwierdziła, że nie możecie się uczyć wielu przedmiotów, dlatego też wasze zwykłe zajęcia to język polski, język angielski i matematyka. Jako córki Hadesa chodzicie ze mną na zajęcia o śmierci. Są takie ekscytujące ! Jako córki Posejdona chodzicie na pływanie i jazdę konną. Należycie też do dzieci Zeusa, więc uczycie się o pogodzie i będziecie latać samolotem.
- Ile godzin dziennie będą nam zajmować lekcje ? - zapytała Ola.
- Około 9 godzin. Janice ty masz przerąbane, ponieważ jesteś księżniczką, twój ojciec chciał byś się nauczyła, jak być królową.
- Skąd o nas tyle wiesz ? - zapytałam zaskoczona.
- Jestem przewodniczącą naszego roku. Musiałam się o was wszystkiego dowiedzieć zanim się pojawiłyście. Jeśli chodzi o wasze pochodzenie, to nie musicie się martwić, musiałam złożyć przysięgę, w której obiecałam, że nikt nie usłyszy z moich ust prawdy o was.
- Nie możemy nikomu o nas mówić ?
- Lepiej, żeby nikt nie dowiedział się o waszym pochodzeniu. Powinni jedynie wiedzieć, że waszym boskim rodzicem jest ten, którego wybrałyście. A jeśli dowiedzą się, że nie jesteście z tej planety, mogą was odrzucić. A ty, Janice, musisz szczególnie uważać. Nie mogą dowiedzieć się, jak wysoko znajdujesz się w hierarchii twojego kraju. Może się to źle skończyć.
Nikt nie mógł wiedzieć, że mam 3 ojców. Wszyscy musieli myśleć, że jestem nic nie znaczącą dziewczyną. Na taką niespodziankę od życia nie byłam przygotowana.
- Lekcje zaczynają się 2 września. Wielu uczniów już teraz jest w szkole, bo nie chcieli wracać do domu na wakacje. Zoey, ty jako córka Zeusa, musisz chodzić w bieli i złocie, żółty też może być. Alexa, ty powinnaś ubierać się w fiolet, czerń i ewentualnie róż. Janice twoim obowiązkiem jest zakładanie ubrań w kolorze niebieskim, granatowym i, jeśli chcesz, to w turkusowym. Jednak ze względu na wasze specyficzne pochodzenie nie musicie być całkowicie tak ubrane. Możecie też dobierać rzeczy innego koloru.
- Co oznaczają te wszystkie kolory ? - zapytała Zoey.
- Żeby zastąpić mundurki szkolne, wasza matka wybrała specjalne kolory dla dzieci różnych bogów. Tam - wskazała na ścianę, na której wisiała jakaś kartka - wisi rozpiska w jakich kolorach chodzą różni półbogowie.
- A co z posiłkami ? - zapytała Alexa.
- Wszystkie posiłki jemy we wspólnej jadalni. Zazwyczaj śniadanie jest od 6.30 do 7.30, ale w wakacje podają je nam od 9.00 do 11.00. Obiady są od 12.00 do 16.00, a kolacja od 18.00 do 21.00.
- O której zaczynają się lekcje, a kiedy musimy już iść spać ?
- Lekcje zawsze zaczynają się o 8.00. Większość przerw trwa 15 minut. Cisza nocna zaczyna się o 23.00 a kończy o 6.00. W tych godzinach nie możecie opuszczać swoich sypialni.
Weszłyśmy po schodkach na wyższe piętro. Natychmiast zauważyłyśmy, że na tym piętrze były 4 pomieszczenia, choć miały być tylko 3 sypialnie.
- Do czego jest czwarte pomieszczenie ? - zapytała Zoey.
- Czwarty pokój to siłownia. - odpowiedziała natychmiast Daria.
- Po co nam ona ?
- Musicie nabrać mięśni i trochę ćwiczyć.
- Które drzwi prowadzą do naszych sypialni? - zapytałam.
- To jest sypialnia Alexy - wskazała na fioletowe drzwi. - to pokój Zoey - wejście do tego pomieszczenia było żółte - a to twoja, Janice - wskazała na turkusowe. Dopiero po chwili zauważyłam, że nie musiałam się pytać, bo kolory drzwi same na to wskazywały. - Jeśli teraz pozwolicie, opuszczę was, ponieważ mam ważne spotkanie.
- Jasne. Damy sobie radę. - powiedziałyśmy równocześnie, po czym się głośno zaśmiałyśmy. Następnie każda z nas skierowała się do swojego pokoju.
Gdy uchyliłam drzwi, ukazał mi się niewielki pokój. W pomieszczeniu stało biurko, kosz na śmieci, regał na książki i łóżko. Pokój wydał mi się na pierwszy rzut oka kwadratowy, co mnie trochę przytłaczało. Ściana przy oknie miała kolor morskiej piany, a pozostałe - barwę morskiej fali.
Wszędzie leżały moje rzeczy. No, nie do końca tylko moje. Mój ojciec (ten z Horspolis) dał mi jakieś książki, które wtedy już leżały ładnie na półkach. Dużo widziałam tam serii, ale niektóre z nich bardziej przykuwały moją uwagę, ponieważ ich okładki były w opłakanym stanie,ze względu na ich wiek.
Następnie spojrzałam na biurko. Na nim znajdował się plik kartek, z którymi musiałam się zapoznać.
Na pierwszej stronie było jakieś powitanie "Witaj w Akademii Herosów ! Jedynej takiej szkole..." Ominęłam czytanie tego. Na kolejnych pięciu  mieściły się zasady.Przeczytanie i przyswojenie się do nich zajęło mi  mi 20 minut. Na następnych 3 była rozpiska kolorów, w jakie mają się ubierać dzieci różnych bogów. Na ostatniej, 10 kartce znajdował się mój plan lekcji.
Ilość zajęć była przytłaczająca. Od poniedziałku do czwartku miałam po 9 lekcji, w piątki 10, a w soboty, które otwierają weekend, 5. Wychodziło więc na to, że tylko w niedziele miała czas wolny dla siebie.
Z nudów policzyłam ile mam razem godzin lekcyjnych. Wyszło ich łącznie 51. Myśl o tym sprawiała, że robiło mi się słabo. Najgorsze było jednak to, że najwięcej miałam godzin tego, czego nienawidziłam całym sercem - języka angielskiego.

środa, 8 października 2014

Uwaga !

Witam ! Mam nadzieję, że to będzie mój jedyny post, który napiszę na stronie normalnie. Chciałabym jednak wspomnieć o stronie na facebooku, ponieważ już mnie o nią pytano. Adres strony to:
janicefromalexa
Na  tej stronie możecie się mnie pytać o wszystko, co jest związane z moim opowiadaniem. Będę wdzięczna za każdego like'a, komentarz itp...
A teraz sprawa dotycząca kolejnego rozdziału. Wiem, że już bardzo długo na niego czekacie, ale proszę o cierpliwość. Trochę potrwa zanim go napiszę, ponieważ (jak pewnie się domyślacie) ja też muszę się zająć nauką. Staram się cały czas coś dopisywać, ale to nie jest to samo, co robię, gdy korzystam z komputera. Mam nadzieję, że rozumiecie moją sytuację.
Życzę wam miłego czytania i oczywiście weny twórczej do pisania ;)

sobota, 20 września 2014

Rozdział XIV.Przysięgam.

Każdego dnia robiłam to samo. Budziłam się, szłam się umyć, zjeść posiłki. Prawie cały czas siedziałam w swoim pokoju. Bałam się wyjść na balkon, od kiedy na drzewie zauważyłam Jacka. Dopiero gdy go opuściłam, zrozumiałam, że bardzo źle postąpiłam, przyzwyczajając go do mnie.
Nie powiedziałam Abbie co Jacek zrobił. Czekałam cierpliwie, na przybycie transportera, by potem móc odlecieć daleko od wszystkich problemów związanych z Jackiem. Na Ziemi (B1) miałam poznać takich, jak ja.
W końcu doczekałam się przybycia środka transportu. Obudziłam się o 10.00. Abbie wychodziła wtedy z łazienki.
- Cześć, Janice.
- Cześć. Przyleciał ? - zapytałam, jak każdego ranka.
- Tak. Godzinę temu.
Poszłam się umyć. Byłam bardzo podekscytowana. Kąpiel nie pomogła mi się uspokoić, więc gdy byłam czysta, prędko poszłam do mojej garderoby po ubrania. Założyłam czerwoną bluzkę z długim rękawem i niebieską spódniczkę sięgającą połowy mojego uda. Następnie wzięłam jedną ze swoich toreb by wykorzystać ją, jako kosmetyczkę. Chciałam sama przygotować się na ten wyjazd.
Spakowałam wszystkie swoje kosmetyki. Ubrania miały być przewiezione na wieszakach. Moje sprzęty takie, jak laptop, tablet, IPod i MP3 pochowałam do specjalnej na to torby. Mojego IPhone'a pozostawiłam w swojej torebce wraz z błyszczykiem i gumą do życia.
Buty, pomyślałam, muszę spakować buty.
To było trudniejsze zadanie. Buty musiałam pakować do wielkiej walizki. Było ich strasznie dużo. Na spakowanie ich nie wystarczył jeden bagaż. Schowałam je do 3 kufrów.
Nagle rozległo się pukanie. Krzyknęłam "proszę" i w tym momencie weszło kilka osób z obsługi. Bez słowa podeszli do mojej garderoby, by wziąć z niej wszystkie moje wieszaki. Na szafce pozostawili mi jedynie czarną koszulkę i białe spodenki. Miałam je założyć następnego dnia.
Po osobach od wieszaków weszły kolejne osoby, które wzięły moje walizki i torby. Współczułam im, ponieważ domyślałam się, ile mogą ważyć wszystkie moje rzeczy.
W końcu wyszłam do jadalni, by wreszcie zjeść śniadanie. Na stole czekała na mnie porcja placków ziemniaczanych polanych jogurtem i posypanych cukrem. Słyszałam każdy swój kęs, każde uderzenie zęba o ząb, albo o widelec. Jadłam powoli każdego placka, aż w końcu mój talerz był pusty. W tym samym momencie, w którym przełknęłam ostatni kawałek, do kuchni weszła Annabeth.
- Janice ? Możemy porozmawiać ? - po raz pierwszy w moim życiu, nie słyszałam w jej głosie nuty nienawiści. Skinęłam głową, ponieważ domyślałam się, że chce mi powiedzieć coś poważnego. Ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju. Gdy już się tam znalazłyśmy, zamknęła drzwi.
- Janice, ja... chciałabym cię przeprosić. Nigdy nie traktowałam cię dobrze. Dopiero teraz zrozumiałam, że popełniłam błąd, uważając cię za swojego wroga.
- Jasne nie ma sprawy - powiedziałam. Nigdy nie miałam jej tego za złe, rozumiałam to, jako jej charakter, nie jakieś "widzi mi się".
- Chciałabym ci powiedzieć, że... jestem w ciąży.
- Ooo... super. - nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Miała zaledwie 15 lat i była w ciąży. To nie było normalne.
- No właśnie nie. Bo widzisz... nie jestem w ciąży z Adamem - zadziwiła mnie ta informacja. Zawsze sądziłam, że jak Annie miałaby być kiedykolwiek w ciąży, to tylko ze swoim chłopakiem, którym wtedy był Adam - On tak samo, jak ja jest tym przerażony, tym bardziej, że... nigdy z nim tego nie robiłam.
- To z kim... ?
- Jezu, Janice, ja... - z jej oczu zaczęły skapywać łzy - Zawsze, gdy ty byłaś traktowana, jak księżniczka, ojciec traktował mnie... zwyczajnie. Tak jakbym nie była królewską córką, tylko jakimś dzieckiem jego podwładnych. On mnie zgwałcił, Jani. I dla twojego dobra, radzę ci byś nie pojawiała się tutaj w święta, wakacje, czy inne dni wolne.
Dopiero wtedy zaczęłam rozumieć jej słowa. Mój ojciec ją zgwałcił. Nie, poprawka. JEJ ojciec ją zgwałcił ! To było dla mnie obrzydliwe.
Wtedy też zdałam sobie sprawę, że to nie było wszystko. Moja, nasza matka była zwykłą... zdzirą. Tylko to słowo przychodziło mi na myśl. Matka Annabeth była zdzirą, a ojciec pedofilem.
- A co z tobą ? - zapytałam uświadamiając sobie, że moja siostra chce mnie chronić własnym kosztem.
- Ja... od jakiegoś czasu planuję ucieczkę z Adamem. Tobie się udało, więc i nam musi się udać.
- Wobec tego... pozostaje mi życzyć ci powodzenia.
- Tobie też się przyda.
- Nie tak, jak tobie.
- Cieszę się, że chociaż raz mogłyśmy szczerze porozmawiać i, że teraz już wiesz.
- Jak będę królową, przysięgam, że zrobię wszystko co w mojej mocy by pozbyć się naszego ojca.
- Pa, siostro.
- Cześć, Annie.
Pierwszy raz ją tak nazwałam na głos. Przytuliłyśmy się, a potem poszła ona do swojego pokoju.
Bardzo krótko byłam sama. Właściwie to położyłam się spać i zasnęłam, w momencie gdy Abbie wchodziła do mojego pokoju. Ostatnia myśl, jaką widziałam przed snem, dotyczyła mojej przysięgi, złożonej Annabeth.


***


- Janice, obudź się - mówiła do mnie Abbie - czas ruszać.
Dopiero jej ostatnie słowa przekonały mnie do wstania z łóżka. W pokoju panowały egipskie ciemności. 
Ubrałam na siebie ubrania, które zostawiła dla mnie służba, a potem wraz z Abbie poszłyśmy w stronę lotniska. Stał tam transporter. Przypominał niby samolot, niby rakietę. Nigdy nie interesowałam się środkami transportu, dlatego też nie zastanawiałam się długo, jak nazwać wygląd transportera. 
Weszłyśmy do środka. Tam czekały na mnie Ola i Zoey w towarzystwie Christiana, Nico, Elizabeth, Mary, Dymitra i Rose. A więc byłam na nich skazana. 
- A co z Damienem i Kinią ? - zapytałam zaciekawiona, bo nie wiedziałam co się z nimi działo po moim wyjeździe.
- Oni są u siebie. Ochrona ciebie jest ważniejsza - powiedziała Rose.
- Jasne.
Gdy usiadłam w fotelu, drzwi transportera zaczęły się zamykać Głos pilota grzmiał mi w uszach.
- Witamy na naszym statku. Prosimy o zapięcie pasów.
Zrobiłam to, co kazał zrobić pilot. A potem wzlecieliśmy w powietrze. Nawet nie czułam prędkości tego czegoś. Minęła godzina i byliśmy na miejscu. Zaczęliśmy wstawać z siedzeń. Gdy drzwi się otworzyły przywitało nas słońce.
- Witajcie ! - powiedziała jakaś kobieta. Wyglądała, jak moja matka.
Żadnej zmarszczki. Brązowe włosy opadały jej do łopatek. Była ode mnie niższa.
- Jesteście na terenie Akademii Herosów, która znajduje się na Rodos, wyspie poświęconej Heliosowi.

piątek, 19 września 2014

Rozdział XIII. Pożegnania to najtrudniejsza część życia.

Wszystko działo się bardzo szybko. Następnego dnia po poznaniu prawdy o swoim pochodzeniu, żegnałam się z Abbie, by ta mogła wrócić do mojego domu. Kolejne 2 dni przeznaczyłam na tłumaczenie Jackowi, co i dlaczego chcę zrobić. To pożegnanie  w okolicy bram mojego zamku  przysporzyło mi najwięcej problemów.
- Nie chcę byś jechała do tej szkoły - powiedział, trzymając mnie za obie ręce. Jego uścisk był zbyt mocny, bym mogła go puścić.
- Jacek. Wiesz, że muszę opanować swoją moc. Poza tym... to jest szansa bym poznała swoją matkę ! Straciłam ją mając 3 lata ! A teraz mogę ją w końcu odzyskać !
- Janice, rozumiem twoje powody. Ja jednak nie mogę pogodzić się z faktem, że chcesz mnie opuścić. Nie dość, że wyjedziesz na 5 lat, to jeszcze będziesz na innej planecie !
- Wiem, że będę daleko. Ale pamiętaj, czekałeś na mnie 200 lat, kolejne 5 nie może ci sprawić kłopotu !
W końcu udało mi się wyrwać dłonie z jego uścisku. Szybko podeszłam do bramy, przez którą on nie mógł przejść.  Zanim moja matka odeszła, poprosiła moich ojców o zabezpieczenie przed "potworami" do których niestety Jacek się zaliczał. To moja intuicja kazała mi podejść.
- Janice, proszę ! Nie zostawiaj mnie !
- Przykro mi Jacek. Żegnaj.
Zaczęłam iść z moją torbą do domu. Jacek cały czas wykrzykiwał moje imię, a ja powstrzymywałam łzy. Najgorsze dla mnie było to, że ja, nie do końca go kochałam. Nie był dla mnie kimś, z kim mogłabym spędzić całe swoje życie, tak jak się stało w moim śnie. Raczej byłby moim przyjacielem. Zależało mi na nim, ale nie zgadzał się z podjętą przeze mnie decyzją. Dlatego musiałam go opuścić.
Chciałam poznać swoją matkę, tak jak i moc, która w moich żyłach płynęła. Zostając w Horspolis, Pigitry albo innym mieście mego kraju, nie mogłabym się zbliżyć do celu.
Idąc ścieżką nie zauważyłam zapalonych świateł. Moja ucieczka, jak widać wszystko zmieniła.
Słyszałam głośno każdy swój wdech i wydech. Tlen niby dostawał się do moich płuc, ale przez napięcie, jakie panowało w moim ciele, czułam jakbym niewiele powietrza miała w organizmie.
Minęłam 10 schodów. Byłam dosłownie przed drzwiami mojego domu. Nie wiedziałam co robić. Otworzyć i wejść przez drzwi ? Zapukać ? Zdecydowałam się na to drugie, ponieważ wydawało się bardziej neutralne. Ledwie to zrobiłam, drzwi otworzył mój ojciec, który po spojrzeniu na mnie, gwałtownie wziął mnie w swoje ramiona.
- Janice ! Nic ci nie jest.
- Cześć tato.
- Wejdź do środka.
Znowu byłam w domu. 5 obrazów na obu ścianach przedpokoju przypominało mi o cenności tego miejsca.
- Wejdźmy do salonu, tam porozmawiamy.
Przeszliśmy długim korytarzem do naszego ogromnego salonu. Po warunkach w jakich mieszkałam ostatnimi dniami, to pomieszczenie wydawało się wielkości czyjegoś mieszkania. Usiadłam w swoim ulubionym fotelu. Cudownie było znów zatonąć w tych miękkich poduszkach. Ojciec zajął miejsce dokładnie naprzeciwko mnie.
- A więc... - zaczął - dlaczego uciekłaś ? Gdzie byłaś przez całe dwa tygodnie ?
Nie byłam w domu przez całe 2 tygodnie. To zdanie szalało w mojej głowie. Musiałam odpowiedzieć na te pytania, by później móc spokojnie funkcjonować.
- Ja... nie mogłam uwierzyć, że mam być królową. Byłam zdezorientowana. Musiałam to zrozumieć, przemyśleć. Już się z tym pogodziłam. Byłam w lesie, a gdy byłam głodna szłam do fast fooda.
- Wuju ? - do pokoju weszła Abbie.
- Witaj Abiegail, o co chodzi ?
- Czy mogłabym z tobą pomówić na osobności ?
- Tak, oczywiście. Janice idź do swojego pokoju.
DO MOJEGO POKOJU.
Skinęłam głową po słowach ojca i ruszyłam w stronę pomieszczenia, w którym spędziłam 13 lat.
Będąc znowu w moim azylu, poczułam się wolna. Skoczyłam na swoje łóżko, przykryte kołdrą o barwie morza. W każdym razie myślałam, że taki to był kolor, bo nigdy nie byłam nad morzem. Znałam je tylko z opowieści.
Następnie spojrzałam w kąt, który znajdował się blisko mojego balkonu. Stało w nim, zwykłe, białe łóżko. Nie pasowało do błękitnego wnętrza mojego azylu.
Wyszłam na balkon. Zauważyłam jakiś kształt na drzewie w pobliżu bramy. Tam stał Jacek. Jego czerwone oczy były skierowane prosto na mnie. Obserwował każdy mój ruch. Nie podobało mi się jego zachowanie. W ostatnich dniach odczuwałam od niego przesadną troskę, jakby dostał jakiejś obsesji. Wzięłam głęboki wdech, płytki wydech. I tak kilka razy. Odchodząc z Horspolis, miałam opuścić również jego. Nie chciałam go krzywdzić, choć pewnie on odbierał to inaczej.
Do pokoju wszedł mój ojciec. Natychmiast wróciłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi na balkon.
- No więc, Janice - powiedział - Po rozmowie z twoją kuzynką, stwierdziłem, że ma rację. Potrzebujesz towarzystwa osób w swoim wieku i musisz się uczyć. Zaproponowała mi, żebyś pojechała do szkoły z internatem. Zgodziłem się, a ty pojedziesz tam w towarzystwie Abiegail. Wrócisz do domu, jako 18-letnia księżniczka, gotowa na przejęcie władzy. Nie cierpię sprzeciwu, dlatego też masz tam jechać. Nie ważne, jak bardzo byś tego nie chciała.
Byłam zaskoczona tym, jak szybko Abbie go przekonała. To był moment na to, bym zaczęła grać.
- Kiedy mam wyjechać ? - zapytałam.
- 25 sierpnia. Do tego czasu, twoja kuzynka będzie cię pilnowała, dzień i noc.
- Dobrze.
- Powinnaś odpocząć. Idź spać.
Zrobiłam to o co mnie prosił. Nie wróciłam do domu o wczesnej porze. Jackowi mogłoby to zagrażać, dlatego też wyruszyliśmy dopiero o 19.00. Na miejscu byliśmy pół godziny później, a kolejne 30 minut się żegnaliśmy. No, ja próbowałam. On w tym czasie chciał mnie przekonać do zmiany zdania.
- Janice ? - zapytała Abbie wchodząc po cichu do pokoju.
- Hey, Abbie.
- Rozmawiałam o transporcie z dyrektorką. Weźmiemy ze sobą dwie dziewczyny, które też chcą się uczyć w tej szkole.
Abbie nie mogła powiedzieć "Rozmawiałam o transporcie z twoją matką" ani "Weźmiemy ze sobą twoje siostry", bo ktoś mógł nas podsłuchiwać.
- Co będę miała ze sobą wziąć ?
- Hm... polecam ci wziąć ubrania, pieniądze, buty, kosmetyki, jakieś torby i oczywiście sprzęty elektroniczne.
- Super. Mogę wziąć całą swoją garderobę ?
- Chcesz spakować całe pomieszczenie ? - śmiech Abbie rozbrzmiewał mi w uszach. Słysząc go zawtórowałam swojej kuzynce, jednak po chwili się uspokoiłam.
- Chodziło mi o zawartość mojej garderoby.
- Ech... jeśli naprawdę tego chcesz. Na twoje szczęście transporter przyjedzie dzień wcześniej.
- A kiedy przyjadą te dwie dziewczyny ?
- Dzień przed wylotem. Od razu zabierzemy je do transportera, który będzie czekał na waszym lotnisku.
Dom z lotniskiem. To było podobno marzenie wielu osób. Dla mnie było to po prostu źródło hałasu. Na szczęście bardzo rzadko coś tam lądowało.

piątek, 12 września 2014

Rozdział XII. Prawda gorsza niż kłamstwo

Spodziewałam się naprawdę wszystkiego po tym co mi powie. Jednak i tak bardzo mnie zaskoczyła. Słuchałam jej uważnie, cały czas się jej przysłuchiwałam i nie dowierzałam własnym uszom. Przeraziło mnie to ile rzeczy zostało przede mną ukrytych.
Na samym początku swojej wypowiedzi, poprosiła nas byśmy niczego nie oceniały. Miałyśmy poczekać, aż skończy nam tłumaczyć. Gdy Christian i on usiedli na kanapie naprzeciwko mnie i moich sióstr zaczęła nam wszystko opowiadać.
Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy.
1. Planeta na, której mieszkam istnieje, od niedługiego czasu.
2. Planeta, która jest oryginałem tej została przeludniona, więc trzeba było zrobić coś, by zmniejszyć populację "Ziemi". W tym celu stworzono moją planetę, Ziemię B2.
3. Moja planeta jest wynikiem jakiegoś chorego eksperymentu naukowców.
4. Na tę planetę zostali przesiedleni najbogatsi ludzie. Biedni i bezdomni dostali w spadku ich domy.

Byłyśmy zaskoczone samą historią naszej planety. To była pierwsza rzecz o której Abiegail nam powiedziała. Potem doszło do rozmowy o NAS.

Okazało się, że moja matka bardzo źle się czuła z królem. Mój ojciec podobno wykorzystywał ją do swoich potrzeb seksualnych, co już samo w sobie było dla mnie obrzydliwe. W czasie gdy on pojechał w jakiejś delegacji, moja matka poznała boga. Chciał mieć kolejne dziecko, no więc moja matka została zapłodniona. Następnego dnia rano poznała kolejnego boga, który naprawdę zauroczył się ją urodą. Znowu doszło do stosunku. Tego samego dnia, ale wieczorem zdarzyło się dokładnie to samo, tyle, że z innym bogiem. Moja matka podobno potrzebowała pocieszenia u bogów, bo nie czuła się dobrze z moim ojcem. A, że była młoda, nie czuła się jakoś bardzo z tym źle. Nie mogłam uwierzyć, że była taką idiotką.
Gdy już mój ojciec wrócił do kraju, moja matka właściwie nie opuszczała szpitala. Chciała ukryć tak poważną ciążę, co jakimś cudem jej się udało.
Gdy już urodziła się nasza trójka zrozumiała, że źle zrobiła będąc z trójką bogów. Biologicznie okazało się, że każdy z tych bogów jest naszym biologicznym ojcem. Król nie mógł się dowiedzieć o narodzinach trojaczków dlatego też ukryła moje siostry u swoich przyjaciółek podczas gdy ja byłam na zamku.
Po kilku latach oświadczyła królowi, że nie chce z nim być. Jednak on nie chciał pozwolić na taką hańbę, dlatego też zawarli pewien układ. Moja matka miała zainscenizować swoją śmierć, po czym odejść. Uciekła na Ziemię (B1). Tam otworzyła szkołę dla takich, jak ja. Szkołę dla HEROSÓW.
Po tych wszystkich wiadomościach przerażona zapytałam:
- Abbie ? Kim są nasi ojcowie ?
- Wasza matka, jak była młoda była naprawdę urodziwa - powiedziała - Zauroczyła nawet Wielką Trójkę. Waszymi ojcami jest Zeus, Hades i Posejdon.
To już właściwie była naprawdę dziwna informacja. A po tym Abbie powiedziała, że każda z nas musi jednego z nich uznać, za tego głównego. Ja zastanawiałam się nad Posejdonem albo Zeusem. Hades był dla mnie zbyt negatywnie kojarzoną się postacią.
Jako pierwsza zabrała głos Alexa.
- Ja uznaję Hadesa.
Wszystkie spojrzałyśmy na nią spode łba. Wzruszyła ramionami. Zoey nie próżnowała i powiedziała:
- Ja uznaję Zeusa.
Zostałam ja. Mogłam wybrać któregoś z tych bogów co moje siostry albo Posejdona. Mój lęk przed spadaniem sprostował całą sytuację i już byłam pewna kto powinien być moim ojcem.
- Ja uznaję Posejdona.
Abbie wiedząc, że każda z nas już uznała za swojego ojca któregoś z bogów od razu poczuła się lepiej.
Stwierdziła, że musimy jechać do tej szkoły co to moja mama jest tam dyrektorką.

Po tym wszystkim, omówiłyśmy jeszcze pewne szczegóły. Razem z Abbie stwierdziłyśmy, że nie możemy razem wrócić, bo wyglądałoby to podejrzanie. Moja kuzynka miała wrócić do zamku 2 dni przede mną, by powiedzieć, że nie mogła mnie znaleźć. Potem Jacek by mnie zaniósł itd. Jemu nie przypadł ten pomysł do gustu. Nie podobało mu się to, że mam go opuścić i być od niego aż tak daleko. No cóż... nie każdemu musi wszystko pasować by mnie się to podobało.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział XI. Każdy zasługuje na poznanie prawdy.

- Hm... tak, Janice. Jesteście trojaczkami. Wszystko wam wyjaśnię, obiecuję. -  Abbie chyba nie była pewna tego, co miała mówić. Nie dziwiłam się jej, bo sama na jej miejscu też czułabym się nieswojo. Jednak byłam na nią wściekła. Słowa typu "obiecuję" i "wyjaśnię" słyszałam wiele razy, nikt jednak po wymówieniu tych słów nie robił nic, by stały się prawdą.
- Jestem Zoey - odparła dziewczyna - Wy to pewnie Alexa i Janice. Miło mi was poznać.
- Nam również - powiedziała Alexa. Chyba domyśliła się, że ja, nie chciałam nic odpowiedzieć, dlatego też użyła liczby mnogiej.
- Proszę wejdźcie. - wpuściła nas do środka - rozgośćcie się. Abbie, wiesz gdzie są wasze pokoje ?
- Tak.
- Świetnie. Wskaż im i spotkamy się w salonie za pół godziny.
- Jasne. Chodźcie na górę.
Okazało się, że nie była to zwykła chatka. To był raczej motel. Z daleka wydawał się mały, ale w środku był ogromny.
 Abbie zaprowadziła nas na 3 piętro, ostatnie.
- No więc... Zoey załatwiła nam 4 pokoje. Jest nas 11. Do trzech idą 3 osoby, do jednego - dwie. Myślę, że najlepiej będzie, jak w każdym pokoju będzie co najmniej 1 manpir.  Damien niech będzie wraz z Dymitrem i Nico. Rose będzie w pokoju z Alexą i Janice, a Mary i Elizabeth - z Kinią. Ja będę z Christianem.
- Kiedy to wszystko obmyśliłaś ? - zapytałam pełna ciekawości, bo gdy Abbie to mówiła, nawet na chwilę nie zamyśliła się.
- W samochodzie. Doprowadźcie się do porządku w łazienkach, które są w pokojach. Spotkamy się tutaj za 30 minut. Rose, wy macie pokój 13. Mary, wasz to 14, Dymitr wy idziecie do 15. Ja i Christian jesteśmy w 16.
- Chodźcie dziewczyny - powiedziała Rose i znacząco popchnęła mnie i Alexę w stronę pokoju nr 13. Pomyślałam "pechowa trzynastka, super"
Pokój nie miał dużych rozmiarów, a wszystko co się w nim znajdowało, było tanie. 3 łóżka, podłoga, półka, lampa... wszystko.
Przyzwyczajona do drogich wygładzin, łóżek z baldachimem i foteli obitych skórą, nie mogłam znieść tego widoku.
- Wezmę szybki prysznic - powiedziała Rose - wy w tym czasie nie zróbcie sobie krzywdy.
Szybko zniknęła za drzwiami łazienki. Nie mogłam wytrzymać grobowej ciszy, jaka nastała, więc spróbowałam nawiązać kontakt z Alexą.
- Od jak dawna wiesz o ty, że masz 2 siostry bliźniaczki ?
- Szczerze mówiąc to o Zoey nic nie wiedziałam - odparła - Abbie opowiadała mi tylko o tobie. Znam ją od 3 lat.
- Jak dużo wiesz o naszym pochodzeniu ?
- Myślę, że tyle co ty. Wiem, że nasza matka zginęła, a ojcem jest bóg.
- Apollo mi powiedział, że naszym ojcem może być Zeus, Hades, Posejdon, Ares, Hermes, Hefajstos lub Dionizos.
- Myślę, że Abbie wie, kto jest naszym ojcem.
- Ja też tak uważam.
- Jak myślisz, powie nam to, gdy zejdziemy na dół ?
- Nie mam pojęcia. Szczerze, to trochę obawiam się tego, co chce mi powiedzieć.
- Na pewno wyjaśni nam paradoks polegający na tym, że się nie znałyśmy.
- Teraz wasza kolej ! - krzyknęła Rose wychodząc z łazienki. - Janice ty idź pierwsza.
- Jasne. - odparłam. Wzięłam swoją kosmetyczkę i ruszyłam do łazienki. Spojrzałam na jej wnętrze. Białe kafelki, niezbyt wielkie lustro nad umywalką, mała kabina prysznicowa i ubikacja obok nie zachęcały do pobytu tam.
Zdjęłam z siebie sukienkę i bieliznę, a włosy pozostawiłam spięte, ponieważ kok zabezpieczał je przed zamoczeniem. Miałam zamiar je umyć następnego ranka. Otworzyłam kabinę prysznica i weszłam z mydłem w ręce. W trakcie rozmowy z Olą założyłam klapki, ponieważ nie chciałam nabawić się żadnej choroby.
Słuchawkę prysznica wzięłam do lewej ręki, a prawą odkręciłam wodę. Opłukałam nią ciało, po czym zaczęłam je namydlać. Od kilku dni miałam problemy z myciem się, dlatego też kąpiel ta wielce mnie ucieszyła. W końcu spłukałam mydliny z ciała i wyszłam z kabiny mając nadzieję, że pozostawiłam tam wszystko w takim porządku, w jakim ją zastałam.
Szybko wytarłam się ręcznikiem, po czym owinęłam go wokół swojego ciała, tak bym spokojnie mogła wyjść z łazienki. Musiałam przebierać się w sypialni, bo nie przygotowałam się, by od razu po kąpieli się ubrać.
Wyszłam ze skromnej łazienki i podeszłam do mojej torby. Wyjęłam świeżą bieliznę, którą natychmiastowo na siebie założyłam. Następnie włożyłam na siebie niebieską spódniczkę sięgającą moich kolan i żółtą koszulkę z napisem "Don't worry be happy". Podczas gdy ja się ubierałam, Rose chodziła w kółko po pokoju. Nie spoglądała w moim kierunku. Gdy tylko skończyłam się przebierać, Alexa wyszła z łazienki, do której musiała od razu po wejść, po moim opuszczeniu jej. Ona już tam się przebrała i miała na sobie fioletowe spodenki do kolan i pomarańczową bluzkę z kapturem.
- Skoro już jesteście gotowe, to chodźmy - powiedziała Rose.
Wyszłyśmy z pokoju. Na korytarzu zastałyśmy wszystkich, więc my byłyśmy ostatnie.
- Chodźmy na dół - powiedziała Abbie, gdy Rose zamknęła drzwi naszego pokoju na klucz. Następnie zaczęła schodzić po schodach. Zaprowadziła nas salonu, który był wielkości mojej garderoby. Zoey już tam na nas czekała. Siedziała po środku 3-osobowej kanapy. Przed nią stał stolik wokół którego były 2 fotele i jeszcze jedna sofa.
- Zapraszam, rozsiądźcie się - powiedziała po czym wskazała na miejsca - to jest właściwie sprawa rodzinna, więc jeśli nie chcecie, nie musicie tu być. - spojrzała na Damiena, Kinię i wszystkie manpiry.
Po jej słowach Damien wraz z Kinią ruszyli do swoich pokoi. Nico, Elizabeth i Mary poszli za nimi. Rose i Dymitr odeszli na drugi koniec pomieszczenia. Tylko Christian został z nami, ale sądząc po wyrazie jego twarzy, nie opuścił nas tylko ze względu na Abbie.
- No dobra Abbie - powiedziałam - to jest odpowiedni moment byś nam wszystko wyjaśniła.

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział X. Bo niespodzianek nigdy za mało.

Zrobiłam się senna. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo potrzebowałam snu. Jacek wziął mnie na ręce i wniósł do samochodu. Usiadł na tym samym miejscu co poprzednio,a mnie posadził na swoich kolanach. Wyszło, że właściwie spałam na nim, ale jakoś zbytnio to mi nie przeszkadzało. W końcu zasnęłam.

***

Po chwili miały otworzyć się drzwi. Stałam i czekałam, aż w końcu usłyszałam :
- A oto Królowa Janice I !
Na zewnątrz rozległy się oklaski, wiwaty i gwizdy. Wszystko wydawało się normalne, aż do momentu, gdy wszyscy do mnie zaczęli podchodzić.
- Moje najszczersze kondolencje.
- Przykro mi z powodu ich śmierci.
- Dobrze, że ty królowo żyjesz.
- Przykro mi z powodu śmierci twojej rodziny, Wasza Wysokość.
- Tylko się mogę domyślać, jak królowa się źle czuje z powodu zmarłego małżonka.
Nic z tego nie rozumiałam. Nie pamiętałam by ktoś z moich bliskich, prócz z mojej matki, umarł. A poza tym, miałam 13 lat, przecież nie mogłam mieć małżonka ! Nic z tego co ci ludzie mówili nie brzmiało dla mnie sensownie, aż do momentu gdy podszedł do mnie Damien.
- Przykro mi, że tak to się skończyło. Jako jego małżonka, to ty połóż kwiaty na grobie mojego brata.
Przekazał mi bukiet do ręki. Jego słowa oznaczały, że... Jacek nie żyje. Był moim mężem i umarł.
Podeszłam do grobu. Tam na samym dnie zobaczyłam 5 martwych ciał. Należały do Abbie, Annabeth, Alexy, mojego ojca i Jacka. Cała moja rodzina zginęła. Tylko ja przeżyłam. Czułam, że to nie mogło się tak skończyć. Zapłakana wrzuciłam kwiaty do grobu i zaczęłam biec. Uciekałam, jak najszybciej i jak najdalej. Chciałam zrobić coś, czego nikt nie mógłby mi wybaczyć.
Znalazłam to, czego szukałam. Po kilku minutach biegu odnalazłam nóż. Musiałam tylko wbić go sobie w serce. Nie potrafiłam. Wiedziałam, ze Jacek nigdy by mi nie wybaczył sposobu, w jaki chciałam umrzeć. Na szczęście ktoś inny pragnął mojej śmierci. Po chwili w moim sercu znajdowała się strzała. Z łuku wystrzeliła ją Shaunee.

***

Obudziłam się. Moje serce bilo bardzo szybko. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, zanim nie spotkałam spojrzenia Jacka. Jego mina świadczyła o tym,że nie rozumiał mojego zachowania.
On żyje, powtarzałam sobie, to był tylko sen.
- Janice, uspokój się. Zaraz serce wyskoczy ci z piersi.
Ach, to jego "poczucie humoru". Wtuliłam się w niego, wdzięczna bogom, ze nadal żyje.

Nie wiedziałam, jak długo jechaliśmy. Było ciemno za oknem, wiec podróż musiała nam zająć co najmniej 1 dzień.
Od kiedy byłam dzieckiem, jedynie gdzie wyjeżdżałam na wakacje, to właśnie były góry. Mój ojciec uważał, że wyjazd dalej, jest dla mnie zbyt "niebezpieczny". Jednak, to od 3 lat, nie mogłam opuszczać terenu mojego domu. Wtedy właśnie zostałam ogłoszona księżniczką.
- Janice, wszystko w porządku ? - zapytał nad opiekuńczo Jacek.
- Tak. Po prostu... przypomniałam sobie, że od 3 lat nie wychodziłam z terenu domu.
- Dlaczego ?
- Mój ojciec uważał, że gdybym wyjechała dalej, ktoś mógłby mi zrobić krzywdę.
- Och... Rozumiem.
- Tutaj wysiadamy ! - krzyknęła Rose.
Ach, góry. To było jedyne miejsce w którym czułam się dobrze i źle jednocześnie.

Jacek wziął mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Pozostałe strzygi dołączyły do nas. Nie było na nich, żadnego śladu, udowadniającego ich bieg.
Zapach świeżego powietrza uspokoił mnie. Poczułam, że wszystko jest na swoim miejscu, takie jakie powinno być.
- Janice ? - niepewnie wypowiedziała moje imię Abbie.
- O co chodzi ? - zapytałam pełna złych przeczuć.
- Widzisz ten domek ? - wskazała małą chatkę znajdującą się może 200 metrów od nas. - tam się zatrzymamy i... wszystko wam wyjaśnię.
Po tych słowach odeszła. Zrozumiałam, że będzie miała nam dużo do powiedzenia. Nie byłam już taka pewna, czy chciałam poznać prawdę. Jednak ciekawości nie mogłam powstrzymać i byłam bliska skakania w miejscu. 
Nagle podbiegły do mnie zwierzęta. Nie takie domowe, jak pies, kot lub mysz. Przede mną znajdował się piękny biały koń o długiej grzywie, a towarzyszył mu brązowy byk. Wszyscy patrzyli na mnie w zdumieniu. Myśleli, że te zwierzęta mnie zabiją. Jacek jednak najgorzej to zniósł, bo nie wiedział, czy ma mnie bronić, czy dać zwierzętom spokój. Bezradny stał w miejscu i przypatrywał się, gotowy do skoku.
Koń zarżał i schylił się tak, jakby prosił mnie o pogłaskanie. Nie. On tak nie wyglądał. ON PROSIŁ BYM GO POGŁASKAŁA.
- Pani, nie powinnaś być teraz na zewnątrz. - zarżał
- Dlaczego ? - zapytałam, po czym wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Jedyną osobą, która wiedziała co się dzieje była Alexa.
- W nocy nie jest bezpiecznie - wytłumaczył mi byk. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę.
- Oni mają rację - odparła Alexa. Wtedy na nią wszyscy spojrzeli, jak wcześniej na mnie. - No co ? Wy tego nie rozumiecie ?
- Tego ? Wypraszam sobie - parsknął koń.
- Przepraszam.
- Kogo przepraszasz ? - zapytała Abbie
- Jak się wabicie ? - zapytałam zwierzęta.
- Ja jestem Fala, a to jest Błyskawica - zarżał koń.
- Falo, Błyskawico. Czy będziecie tu w najbliższych dniach ?
- Jeśli tego sobie życzysz, pani.
- W takim razie bądźcie, proszę.
- Chodź Janice - powiedziała Elizabeth i popchnęła mnie znacząco w stronę chatki.
- Janice. - powiedział Jacek. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie możemy tam wejść. Zostaniemy tutaj, na zewnątrz.
Przytaknęłam. Abiegail podeszła do drzwi budynku i zapukała. Otworzyła je dziewczyna o brązowych włosach i oczach barwy złota. Jej twarz wyglądała jak moja.
- Jesteśmy trojaczkami ?! - to miało być pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak krzyk.