sobota, 20 września 2014

Rozdział XIV.Przysięgam.

Każdego dnia robiłam to samo. Budziłam się, szłam się umyć, zjeść posiłki. Prawie cały czas siedziałam w swoim pokoju. Bałam się wyjść na balkon, od kiedy na drzewie zauważyłam Jacka. Dopiero gdy go opuściłam, zrozumiałam, że bardzo źle postąpiłam, przyzwyczajając go do mnie.
Nie powiedziałam Abbie co Jacek zrobił. Czekałam cierpliwie, na przybycie transportera, by potem móc odlecieć daleko od wszystkich problemów związanych z Jackiem. Na Ziemi (B1) miałam poznać takich, jak ja.
W końcu doczekałam się przybycia środka transportu. Obudziłam się o 10.00. Abbie wychodziła wtedy z łazienki.
- Cześć, Janice.
- Cześć. Przyleciał ? - zapytałam, jak każdego ranka.
- Tak. Godzinę temu.
Poszłam się umyć. Byłam bardzo podekscytowana. Kąpiel nie pomogła mi się uspokoić, więc gdy byłam czysta, prędko poszłam do mojej garderoby po ubrania. Założyłam czerwoną bluzkę z długim rękawem i niebieską spódniczkę sięgającą połowy mojego uda. Następnie wzięłam jedną ze swoich toreb by wykorzystać ją, jako kosmetyczkę. Chciałam sama przygotować się na ten wyjazd.
Spakowałam wszystkie swoje kosmetyki. Ubrania miały być przewiezione na wieszakach. Moje sprzęty takie, jak laptop, tablet, IPod i MP3 pochowałam do specjalnej na to torby. Mojego IPhone'a pozostawiłam w swojej torebce wraz z błyszczykiem i gumą do życia.
Buty, pomyślałam, muszę spakować buty.
To było trudniejsze zadanie. Buty musiałam pakować do wielkiej walizki. Było ich strasznie dużo. Na spakowanie ich nie wystarczył jeden bagaż. Schowałam je do 3 kufrów.
Nagle rozległo się pukanie. Krzyknęłam "proszę" i w tym momencie weszło kilka osób z obsługi. Bez słowa podeszli do mojej garderoby, by wziąć z niej wszystkie moje wieszaki. Na szafce pozostawili mi jedynie czarną koszulkę i białe spodenki. Miałam je założyć następnego dnia.
Po osobach od wieszaków weszły kolejne osoby, które wzięły moje walizki i torby. Współczułam im, ponieważ domyślałam się, ile mogą ważyć wszystkie moje rzeczy.
W końcu wyszłam do jadalni, by wreszcie zjeść śniadanie. Na stole czekała na mnie porcja placków ziemniaczanych polanych jogurtem i posypanych cukrem. Słyszałam każdy swój kęs, każde uderzenie zęba o ząb, albo o widelec. Jadłam powoli każdego placka, aż w końcu mój talerz był pusty. W tym samym momencie, w którym przełknęłam ostatni kawałek, do kuchni weszła Annabeth.
- Janice ? Możemy porozmawiać ? - po raz pierwszy w moim życiu, nie słyszałam w jej głosie nuty nienawiści. Skinęłam głową, ponieważ domyślałam się, że chce mi powiedzieć coś poważnego. Ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju. Gdy już się tam znalazłyśmy, zamknęła drzwi.
- Janice, ja... chciałabym cię przeprosić. Nigdy nie traktowałam cię dobrze. Dopiero teraz zrozumiałam, że popełniłam błąd, uważając cię za swojego wroga.
- Jasne nie ma sprawy - powiedziałam. Nigdy nie miałam jej tego za złe, rozumiałam to, jako jej charakter, nie jakieś "widzi mi się".
- Chciałabym ci powiedzieć, że... jestem w ciąży.
- Ooo... super. - nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Miała zaledwie 15 lat i była w ciąży. To nie było normalne.
- No właśnie nie. Bo widzisz... nie jestem w ciąży z Adamem - zadziwiła mnie ta informacja. Zawsze sądziłam, że jak Annie miałaby być kiedykolwiek w ciąży, to tylko ze swoim chłopakiem, którym wtedy był Adam - On tak samo, jak ja jest tym przerażony, tym bardziej, że... nigdy z nim tego nie robiłam.
- To z kim... ?
- Jezu, Janice, ja... - z jej oczu zaczęły skapywać łzy - Zawsze, gdy ty byłaś traktowana, jak księżniczka, ojciec traktował mnie... zwyczajnie. Tak jakbym nie była królewską córką, tylko jakimś dzieckiem jego podwładnych. On mnie zgwałcił, Jani. I dla twojego dobra, radzę ci byś nie pojawiała się tutaj w święta, wakacje, czy inne dni wolne.
Dopiero wtedy zaczęłam rozumieć jej słowa. Mój ojciec ją zgwałcił. Nie, poprawka. JEJ ojciec ją zgwałcił ! To było dla mnie obrzydliwe.
Wtedy też zdałam sobie sprawę, że to nie było wszystko. Moja, nasza matka była zwykłą... zdzirą. Tylko to słowo przychodziło mi na myśl. Matka Annabeth była zdzirą, a ojciec pedofilem.
- A co z tobą ? - zapytałam uświadamiając sobie, że moja siostra chce mnie chronić własnym kosztem.
- Ja... od jakiegoś czasu planuję ucieczkę z Adamem. Tobie się udało, więc i nam musi się udać.
- Wobec tego... pozostaje mi życzyć ci powodzenia.
- Tobie też się przyda.
- Nie tak, jak tobie.
- Cieszę się, że chociaż raz mogłyśmy szczerze porozmawiać i, że teraz już wiesz.
- Jak będę królową, przysięgam, że zrobię wszystko co w mojej mocy by pozbyć się naszego ojca.
- Pa, siostro.
- Cześć, Annie.
Pierwszy raz ją tak nazwałam na głos. Przytuliłyśmy się, a potem poszła ona do swojego pokoju.
Bardzo krótko byłam sama. Właściwie to położyłam się spać i zasnęłam, w momencie gdy Abbie wchodziła do mojego pokoju. Ostatnia myśl, jaką widziałam przed snem, dotyczyła mojej przysięgi, złożonej Annabeth.


***


- Janice, obudź się - mówiła do mnie Abbie - czas ruszać.
Dopiero jej ostatnie słowa przekonały mnie do wstania z łóżka. W pokoju panowały egipskie ciemności. 
Ubrałam na siebie ubrania, które zostawiła dla mnie służba, a potem wraz z Abbie poszłyśmy w stronę lotniska. Stał tam transporter. Przypominał niby samolot, niby rakietę. Nigdy nie interesowałam się środkami transportu, dlatego też nie zastanawiałam się długo, jak nazwać wygląd transportera. 
Weszłyśmy do środka. Tam czekały na mnie Ola i Zoey w towarzystwie Christiana, Nico, Elizabeth, Mary, Dymitra i Rose. A więc byłam na nich skazana. 
- A co z Damienem i Kinią ? - zapytałam zaciekawiona, bo nie wiedziałam co się z nimi działo po moim wyjeździe.
- Oni są u siebie. Ochrona ciebie jest ważniejsza - powiedziała Rose.
- Jasne.
Gdy usiadłam w fotelu, drzwi transportera zaczęły się zamykać Głos pilota grzmiał mi w uszach.
- Witamy na naszym statku. Prosimy o zapięcie pasów.
Zrobiłam to, co kazał zrobić pilot. A potem wzlecieliśmy w powietrze. Nawet nie czułam prędkości tego czegoś. Minęła godzina i byliśmy na miejscu. Zaczęliśmy wstawać z siedzeń. Gdy drzwi się otworzyły przywitało nas słońce.
- Witajcie ! - powiedziała jakaś kobieta. Wyglądała, jak moja matka.
Żadnej zmarszczki. Brązowe włosy opadały jej do łopatek. Była ode mnie niższa.
- Jesteście na terenie Akademii Herosów, która znajduje się na Rodos, wyspie poświęconej Heliosowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz