niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział VII. Nie jestem córką słońca.

Obudziłam się, gdy zaczęło wschodzić słońce. Nie do końca się wyspałam i byłam pewna, że Maylin będzie wściekła, że już wstałam i mam worki pod oczami. Ale... po prostu nie mogłam spać. Wyszłam na zewnątrz by obejrzeć wschodzące słońce i odetchnąć świeżym powietrzem. Nie było tam nikogo, nawet strzyg, których spodziewałam się tu spotkać, bo przecież oni nie śpią.
Niebo było koloru tęczy w czasie wschodu słońca, które na początku wydawało mi się takie, jak zwykle, ale już po chwili zauważyłam jakiś mieniący się kształt. Musiałam odwrócić wzrok, bo światło bardzo mnie raziło w oczy. Niedługo po tym usłyszałam, jak coś na ziemi lądowało. To było właśnie to, przez co bolały mnie oczy. Na początku wydawało mi się, że jest to jakaś gwiazda, która spadła z nieba, jednak okazało się, że to po prostu błyszczący samochód. Cały czas jednak byłam odwrócona z powodu z światła.
- Przeszkadza ci ? - zapytał kierowca - zaraz to zmienię.
Nie wiedziałam co zrobił, ale nagle miałam przed sobą czerwone Ferrari.
- Kim... ? Kim ty jesteś ? - zapytałam oniemiała.
- Ach, śmiertelnicy... - westchnął mężczyzna - jestem bogiem sztuki, słońca i przepowiedni.
Próbowałam sobie przypomnieć, o czym rozmawiałam z nauczycielką, gdy miałam lekcję o mitologii greckiej. Ten bóg to chyba...
- Jesteś Apollo, prawda ? - zapytałam, choć byłam pewna, że odpowiedź będzie twierdząca.
- Tak, jestem Apollo.
- Czy... czy jesteś moim ojcem ? - zapytałam. Wiedziałam, że to pytanie musiało zabrzmieć co najmniej dziwnie, ale tylko ono wydawało mi się odpowiednie. Musiałam przecież się w końcu dowiedzieć.
- Ja z moimi dziećmi czuję więź... której z tobą nie mam. Nie jesteś, więc moją córką.
- Okey czyli jeszcze tylko 13 bogów, tak ?
- Serio ? Myślisz, że jest nas tylko 14 ? Jeśli tak, to się mylisz. Jest nas o wiele więcej, po prostu częściej mówi się o naszej czternastce. Właściwie... mogę ci powiedzieć, kto nie jest twoim rodzicem.
- Na prawdę ? Będę wdzięczna.
- Na pewno szukaj rodzica między główną czternastką.  Już wiesz, że ja nie jestem twoim ojcem. Powinnaś też wykluczyć Herę, która jest boginią rodziny. Nie może mieć dzieci z kimś innym niż mój ojciec, ponieważ jest boginią dobrego małżeństwa. Moja bliźniaczka, Artemida, ślubowała wieczne dziewictwo więc i ona nie jest twoją matką. Musisz jeszcze sprawdzić, czy masz moce innych 11 bogów.
- A możesz chociaż nazwać, moich potencjalnych rodziców ?
Apollo rozejrzał się, jakby bał się, że zaraz może się coś stać.
- Lubię cię, dlatego też powiem tobie. Zeus, Posejdon i Hades, czyli Wielka Trójka. Atena, Afrodyta, Demeter, Hestia, Ares, Hefajstos, Dionizos i Hermes.
- No to... dziękuję ci. Już mi ktoś powiedział, że mój boski rodzic jest mężczyzną, a ty mi powiedziałeś, między którymi bogami mam szukać swego ojca. Jestem naprawdę tobie wdzięczna.
- Ależ nie ma za co.
Po chwili usłyszeliśmy, jak ktoś ziewa i rusza w moim namiocie, więc domyśliłam się, że Abbie się obudziła i, że zauważyła moją nieobecność. Byłam pewna, że się zdziwi, jak zobaczy z kim rozmawiam.
- Janice ? Wyszłaś ? - usłyszałam jej głos lekko zniekształcony przez materiał.
- Tak wyszłam. Chodź tu ! - zawołałam, bo nie mogłam doczekać się jej reakcji.
- Okey.
Zaczęła rozpinać zamek, który pewnie zapięłam wychodząc. Zauważyłam, że ktoś obok mnie stoi i chyba domyśliła się, że jest bogiem, bo nagle opadła na jedno kolano.
- Apollo.
- Witaj Abbie. Weź się nie wygłupiaj i wstawaj !
- Dobrze... Co cię do nas sprowadziło ?
- Twoja kuzynka oczywiście. A może twoja siostra.
- Nie wydaje mi się.
- Abbie ostatnio miałaś mi powiedzieć, kto jest twoim boskim rodzicem, ale nam przerwano. Czy możesz mi teraz powiedzieć ?
- Moją matką jest Atena.
- Bogini mądrości ? Mogłam się tego spodziewać, przecież od zawsze wiedziałaś więcej niż reszta.
- Młoda.  Nie przeginaj.
- I masz słabe poczucie humoru.
- Dziewczęta - zaczął Apollo - macie dużo czasu by ze sobą pogadać, a ja mam niewiele, bo zaraz słońce będzie za wysoko. Nienawidzę brać zastępstwa za Heliosa. Akurat teraz musiał wdać się w bójkę z Aresem. Proszę. - dał mi do ręki bransoletkę. - Czuję, że masz w sobie ukryty talent. Miej ją zawsze na sobie, a twoje zdolności nigdy cię nie zawiodą.
- Dziękuję Apollo. Bardzo miło było mi cię poznać.
- Mnie również. Pamiętaj, że zawsze gdy znajdziesz się w pobliżu sceny będziesz bezpieczna.
- A od czego zależy moje bezpieczeństwo ?
- Od tego, czy bóg cię lubi, czy też nie.
- Czyli... jeśli weszłabym do morza, a Posejdon by mnie nie lubił, mógłby mnie zabić ?
- Tak to właśnie wygląda.
- Dziękuję za uprzedzenie.
- Żegnaj Janice. - już zaczął wchodzić do Ferrari, gdy nagle się cofnął. - Abbie. Przeczytaj jej tę przepowiednię - wręczył jej skrawek papieru. - będziesz wiedziała kiedy.
I odjechał, jeśli oczywiście można to tak nazwać. Wyglądało to tak, jakby płynął samochodem w powietrzu.
Spojrzałam na Abbie. Była w trakcie czytania kartki, którą otrzymała od Apolla. Jej wyraz twarzy świadczył o tym, że to co czyta, nie brzmi przyjemnie. Patrzyła to na mnie, to na kartkę, jakby nie wierzyła, że to co czyta, naprawdę dotyczyło mnie.
- Co jest tam napisane ? - zapytałam, choć wiedziałam, że jej odpowiedź nie da mi satysfakcji.
- Nie mogę ci tego przeczytać. - pokręciła głową - Jest tu napisane co się stało i co się stanie, ale w formie zagadki.
- Lubię zagadki.
- Tej zagadki nie chcesz poznać. Zresztą jest tu napisane, że masz ją poznać najwcześniej na 14 urodziny.
- Mam czekać 360 dni ?
- Jak widać. Mam jednak nadzieję, że część tego się nie spełni.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział VI. Planowanie

- A tylko się waż ! - krzyknęłam co zdziwiło wszystkich tam obecnych, nawet mnie.
- Dziewczyno ! Stoisz po stronie strzyg ?! Chyba ci doszczętnie odbiło !
- Uspokój się, Nico - powiedziała spokojnym głosem Rose. - Zauważ, że do tej pory nic jej nie zrobili, a skoro tak, to mają ku temu jakiś powód.
- Oj, siostrzyczko. Skończysz w końcu gadać takie nudne bzdety ? Już mi się nie dobrze robi - odezwała się Meybell. Czyli co, że niby ma jeszcze jedną siostrę nie tylko Shaunee ?
- Zgadzam się z naszą siostrą. Zachowujesz się jakbyś próbowała komuś udowodnić, że jesteś ważna. A nie jesteś. - odparła Shaunee znudzonym tonem. Jej słowa potwierdziły mnie w przekonaniu, że ona,Meybell i Rose są siostrami.
- Jak to możliwe, że jesteście siostrami ? Przecież wy jesteście strzygami, a Rose... - gdy już prawie skończyłam moje ostatnie zdanie, jak zwykle ktoś mi musiał przerwać.
- Janice, tak ? - zapytała Rose. Przytaknęłam - Musisz wiedzieć, że moje siostry nie zawsze były strzygami.
- Na szczęście to się bardzo szybko zmieniło - odparły jednocześnie Shaunee i Meybell.
- Taa... A rodzice byli tak szczęśliwi, że aż chcieli bym was tropiła i zabiła. A szczególnie wtedy gdy... - spojrzała na Erica.
- On się zgodził - krzyknęła w odpowiedzi Meybell.
- Zmieniłyście w strzygę naszego jedynego brata ! Jak rodziców nie będzie, to kto z naszej rodziny będzie w rządzie ? Przecież dobrze wiecie, że ja nie mogę !
- Och, taki los. To nie nasza wina, że w każdej wampirzej rodzinie musi być co najmniej jeden manpir. - powiedziała z udawanym smutkiem Shaunee.
- Przepraszam, że się wam wtrącam - zaczęła Abbie - ale chciałabym zauważyć, że i manpiry i strzygi muszą pomóc Janice w wędrówce.
- Hmm - tym razem to Dymitr chciał coś powiedzieć - Nie możemy wam pomóc, ot tak sobie. Musimy mieć ważny powód przed urzędem, byśmy mogli całą ekipą wam pomóc. Musielibyście na przykład wziąć ze sobą jakiegoś, bardzo ważnego wampira, bo my nie chcemy mieć później kłopotów.
- Ach tak ? Syn prezydenta wystarczy ? - zapytał Jacek. Zastanawiałam się wtedy, skąd może on kogoś takiego znać. Ja mogłabym, bo jestem teraz 2 najważniejszą osobą w Horspolis, ale Jacek ?
- Myślę, że syn prezydenta w pełni wystarczy. A co masz z kimś takim kontakt ?
- Nie. Ale go znam,a tu już wystarczy by wiedzieć gdzie i kiedy jest.
- Kim jest ta osoba ?
- To jest osoba, której za żadne skarby nie chciałbym znać. Mój brat.
- Myślisz, że twój brat się zgodzi, po tym co zrobiłeś jemu i całej swojej rodzinie ? - zapytała Elizabeth - Przecież nie jest głupi. Zresztą...
Przerwała w połowie zdania. Robiło się interesująco, ale i tak musiała przerwać.
- Zresztą co ? - zapytał trochę, jakby od niechcenia Jacek.
- Zresztą twój brat znalazł sobie partnerkę i nie wydaje mi się, żeby jakoś specjalnie chciał ją opuszczać.
- Nie obchodzi mnie jego życie prywatne. A tak poza tym wiem co go przekona.
- Co takiego ? Chcesz go posadzić na krześle i go zmusić ? - szybko wtrąciła się z pytaniem Mary - Mało kreatywne, nawet, jak na strzygę.
- Ludzie ogarnijcie się - wszyscy spojrzeli na mnie spode łba - ludzie w domyśle oczywiście - bardzo dziwnie się rozmawia z istotami, które nie są ludźmi - Chciałabym zauważyć, że wasza rozmowa coraz bardziej ucieka od głównego tematu. Może zacznijcie w końcu myśleć o tym co macie dokładnie zrobić, a nie gadać na tematy, które są błahostkami. - Chyba każdy mnie posłuchał, bo wszyscy jakby ucichli.
- Wow... jak na herosa jesteś dość - nie mógł się wysłowić Mojmir.
- Rozgarnięta ?  - skończyła pytając Maylin.
- Tak właśnie. Dzięki - spojrzał na nią czule. Coraz bardziej rozśmieszało mnie to ile rzeczy się dowiaduję w czasie niewielu rozmów.
Po tych słowach Maylin i Mojmira zapadła długa, głucha cisza. Wszyscy, włącznie ze mną, zaczęli zastanawiać się co chcieliby powiedzieć, na temat tego, co musimy zrobić, bym poznała swojego boskiego rodzica. Po minucie Jacek zaczął mówić.
- No więc... mój brat na pewno będzie jutro wieczorem na dyskotece ze swoją lalą. Rose ? Czy inne manpiry wyczuwają strzygi jeśli są w okolicy ?
- Nie - odpowiedziała zapytana.
- Tak też myślałem. Większość z was wie, jak wygląda Damien. My nie możemy tam wejść, bo banda manpirów zaraz by się na nas rzuciła. No więc tylko wy będziecie chronić Janice. My schowamy w okolicznym parku i tam sobie poczekamy. Wy w tym czasie spotkacie się z nim, najpierw go jakoś zagadacie, a potem - spojrzał na mnie - Janice będzie musiała mu powiedzieć coś o mnie, że jeśli jej nie pomoże - ja wyrzucę ją w lesie, na pastwę losu i już nigdy nie pozna swojego boskiego rodzica. Mój braciszek zawsze pomaga,chyba jeszcze nigdy nie porzucił kogoś w potrzebie.Jestem pewny, że się zgodzi.
- Na prawdę byś mnie porzucił ? - zapytałam. W mojej głowie słyszałam już wiele pytań jakie mogłabym mu zadać, ale na to, odpowiedź była dla mnie najbardziej znacząca.
- Janice, żarty sobie stroisz ? - zapytał Jacek, jakby oburzony moim pytaniem No cóż, może według niego odpowiedź była oczywista. - Cokolwiek miałoby się wydarzyć, ja ciebie nie zostawię. Nigdy.
- Jasne. Chciałam się tylko upewnić - skłamałam. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że uwierzyłam w to porzucenie mnie.
- No dobra. - powiedziała Abbie - to kiedy zaczynamy ?
Nie mogłam uwierzyć, że moja kuzynka tak bardzo się cieszy na to spotkanie. Przecież to będzie okłamywanie kogoś w żywe oczy !
- Jutro o 20.00 musicie być na dyskotece w Pigitry. - powiedział Jacek.
- Najlepiej więc będzie - zaczęła Rose - jeśli zaczniecie się szykować o 17.30 w samochodzie. Strzygi pewnie zrobią to szybko,ale jestem pewna, że ty Janice lubisz się ubierać. My was zawieziemy, ale dobrze by było gdyby większość strzyg czekałaby na nas już na miejscu. Na skrzyżowaniu ulicy 7 i 25 o 19.30.
Trochę mnie dziwiło, że Rose ma taki obojętny głos. Ukrywała swoje emocje, a to oznaczało, że ukrywa przed nami wiele tajemnic.
-No to... - zaczęła Maylin - Pozostała kwestia ubrań. Pokażcie mi, co tam macie !
W końcu. Bardzo się ucieszyłam, że w końcu podjęliśmy ten temat, bo to planowanie zaczęło już mnie nudzić.
- Ja mam całą torbę - powiedziałam cała w skowronkach.
- Nie brałam żadnych eleganckich ubrań. - powiedziała Abbie.
- No dobra... Pokaż mi Janice, co tam masz - powiedziała Maylin.
Przeszłyśmy do namiotu. Uwielbiałam mieć przy sobie dużo ubrań. Moja kuzynka dobrze o tym wiedziała, dlatego też nie zdziwiła się, jak wiele ich mam. Maylin jednak była podniecona i mile zaskoczona. Zaczęła przeglądać moje rzeczy.
- Hmm... to zbyt jasne, to zbyt jaskrawe - ciągle tak mamrotała nad moją torbą.Pomyślałam sobie "gdyby widziała moją garderobę..." - To ! To jest idealne!
Mając na myśli "to" mówiła o mojej ulubionej sukience. Oczywiście ma barwę morza, co według wielu z moich dawnych przyjaciółek, podkreśla barwę moich oczu. Jest obcisła, z małym dekoltem, bez ramiączek.
- Super ! Cieszę się, że i tobie ta sukienka się podoba - powiedziała Maylin kiedy zobaczyła na mojej twarzy zachwyt. Ona też wie co dobre. - Abbie pożyczę ci coś ze swoich rzeczy, bo po twojej torbie od razu widać, że nie masz tam zbyt wielu ubrań.
- No dobra, ale musimy przecież mieć przy sobie coś żółtego, a sukienka Janice przecież taka nie jest.
No tak, o tym nie pomyślałam. Zapomniałam wspomnieć, że państwo, w którym mieszkam, ma pięć miast i wiele dziwnych zasad. Ja pochodzę z Horspolis, jednak są też takie miasta,jak Pigitry, Wolfiago,Birdin i Tortoisów. W Horspolis obowiązuje posiadanie na sobie czegoś niebieskiego. Pigitry natomiast wybrało sobie kolor żółty za priorytet.
- To nie jest problem. Można przecież założyć żółte buty, albo spinkę do włosów. - powiedziała Maylin.
- A masz taką Maylin ? - zapytała moja kuzynka.
- Ja mam - odparłam - Przygotowałam sobie rzeczy w każdym kolorze, bo nie byłam pewna, gdzie mnie zabierzesz.
- To dobrze, że się przygotowałaś - powiedziała Maylin - Dobra, macie czas by się przespać, bo, jak się obudzicie to ja chcę się wziąć za szykowanie was. Miłej nocy.
Zniknęła. Ah, tyle rzeczy się zmieniło w ciągu zaledwie 3 dni. Obawiałam się jednak, że w najbliższym czasie jeszcze więcej nowych doznań, mnie czekało.

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział V. Nie lubię poważnych rozmów.

- Janice, chodź. - patrzyłam właśnie w krwisto- czerwone oczy Jacka.
- Yhm... gdzie ? - zapytałam, lekko zdziwiona.
- To jest niespodzianka. Nie ufasz mi ? - spojrzał na mnie i pięknie się do mnie uśmiechnął. Jego zęby jakby świeciły bielą !
- Sama już nie jestem pewna... tyle tego się zrobiło... nie wiem komu powinnam ufać.
- Zaufaj damorowi.
- Damor dotyczy ciebie, nie mnie.
- Ale przez niego nasze życia są powiązane.
- Co masz na myśli ?
- Chyba nie powiedziałem ci wszystkiego o damorze...
- No to słucham, powiedz teraz - powiedziałam lekko zirytowana. Cały czas te wszystkie niedomówienia...
- Muszę cię chronić.
- To już wiem.
- Ale czekaj, daj mi powiedzieć dokładnie o co chodzi. Muszę cię chronić, a dopóki jestem przy tobie nikt, naprawdę nikt, nie może mi zrobić krzywdy. Dlatego też, to ty jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.
- Czekaj... Jeśli dobrze zrozumiałam, to na ogół ktoś może cię zabić, tylko jest to trudne, jednak gdy jesteś przy mnie, to nikt ci nie może zrobić krzywdy, bo tobie nic się nie stanie ? Nawet jeśli normalnie od tego byś umarł ?
- Tak dokładnie.
- No super, jeszcze więcej komplikacji - prychnęłam gniewnie.
- Dlatego też, dopóki będziesz żyła, i będziesz przy mnie... śmierć mnie z czyjejś ręki nie dotknie.
- Czyli to znaczy, że... - Jacek przytaknął.
- Tak. Jeśli ktoś cię zaatakuje w mojej obecności, a ja nie zdążę odpowiednio szybko na to zareagować, to ty zginiesz, a ja...
- Czyli w skrócie muszę być ciągle przy tobie.
- Można by tak powiedzieć. Jeśli ja nie mógłbym być przy tobie, to załatwiłbym ci porządną opiekę.
- No mam nadzieję. Przecież nie mogę umrzeć ! Mam tyle do zrobienia...
- Nic ci się nigdy nie stanie ! - wrzasnął, jak dla mnie zbyt agresywnie. - Ja... - nagle w jego głosie usłyszałam skruchę - przepraszam.
- Jacek. Ja wiem, że nie jesteś w stanie ciągle ukrywać swojej natury. Czasami każdy musi pokrzyczeć, bo w ten sposób czuje się lepiej, pomaga sobie.
- Janice, ja nie wiem, czy... moja natura nie wymknie się przez przypadek spod kontroli w twojej obecności. A co jeśli...
- Podejdź do mnie.
Zrobił to o co go poprosiłam, a ja, po prostu, przytuliłam się do niego. On odwzajemnił mój uścisk i zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Czułam się bardzo dobrze w jego objęciach. Nie trwało to długo, ponieważ nagle stał może metr ode mnie, jakby bał się przytulać.
- Prze... przepraszam ja...
- Spokojnie. Ja... rozumiem
Jacek patrzył na mnie swoimi krwisto czerwonymi oczami. Gdyby nie to, że wyglądały, jak oczy drapieżnika, to pomyślałabym, że za pomocą wzroku próbuje mi przekazać, że bardzo źle z nim.
- Jacek, odpręż się - zaczęłam - a może potrzebujesz czegoś? Wody, kawy, mięsa ?
- Potrzebuję krwi - walnął prosto z mostu.
-Ooo... - powiedziałam łącząc kilka różnych faktów. To co później powiedziałam, było o wiele dziwniejsze- czekaj... to może ja...
- Nie ! Nawet mi nie proponuj !
- Dlaczego ? Przecież potrzebujesz krwi. A ja, mogę ci jej dać.
- Nie zrobię ci tego !
- Czego mi nie zrobisz ?! Kompletnie nic nie rozumiem...
- Jeśli napiję się twojej krwi... to oboje się uzależnimy. A poza tym... przecież mogę cię zabić !
- No i co z tego ! Najwyżej umrę wcześniej ! Przecież dobrze wiesz, że prędzej czy później, i tak umrę !
- Janice zrozum, że ja nie chcę ci tego zrobić. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
- To może pójdź do jakiegoś banku krwi ? Tam mają tego pełno.
- A obiecujesz, że nie zrobisz sobie krzywdy ? Nie, nie możesz obiecać, bo ja cię nie zostawię samej, gdy w naszym obozie jest manpir - Jacek zaczął wąchać powietrze, jakby tropił - a zaraz będzie ich więcej.
- Jesteś w stanie wytropić kogoś, mimo że jeszcze go nie widać i nie słychać ?
- Ty ich nie słyszysz. Ja tak.
- Tak to wszystko wyjaśnia.
- Chodź musimy ostrzec tego Christiana - na jego twarzy rozpoznałam obrzydzenie, gdy wypowiadał imię chłopaka mojej kuzynki - Powinien wiedzieć, że ci jego manpirzy znajomi tu jadą.
- Jadą ? A nie idą czy biegną ?
- Janice, wiesz, że istnieje coś takiego, jak samochód, prawda ?
- No tak, ale... myślałam, że wy... no raczej wolicie biegać ...
- Nie obrażaj nas. My a oni to wielka różnica.
- Jak dla mnie wszyscy są tacy sami.
- Tak nie powinno być, Janice. Każda rasa, istota jest inna.
- Jacek. Daj mi wreszcie myśleć po swojemu. Wszyscy nasuwają mi swój tok myślenia i nie dają mi wyrazić własnego zdania. A ja je mam.
- Jak sobie chcesz. Zaraz będziemy mieć gości.
- Świetnie.
- Super.
- To może pójdź po Christiana by mógł porozmawiać z innymi manpirami ? Czy może nadal będziesz się ze mną kłócił ?
Po jego wyrazie twarzy zrozumiałam, że skrzywdziły go moje słowa. Ale co miałam powiedzieć ? Że lubię jak ktoś mi narzuca swoją wolę ? Że on to robi, gdy wie, że nie powinien ? Nie. Wolałam mu teraz powiedzieć niż później żałować, że tego nie zrobiłam.
- Christian ! - wrzasnął Jacek. Chwilę później odpowiedział zawołany.
- Co ty chcesz ?!
- Trochę grzeczniej barani móżdżku. Twoja świta tu jedzie i zaraz tu będą.
- Aha. Już idę, pijawko.
Denerwowały mnie te wyzwiska. Czy faceci choć raz, nie mogą zachowywać się bardziej dojrzale ? Na pewno nic by im się nie stało, ale w końcu to mężczyźni. Nigdy ich nie zrozumiem.
- Janice, idź do Abbie ! U niej będziesz bezpieczna ! - krzyczał Christian.
- U mnie też będzie bezpieczna, matole ! - warknął Jacek.
- Prze...
- Przestańcie krzyczeć ! Już mnie głowa boli ! Zachowujecie się jak dzieci ! - Krzyknęłam, raz a porządnie. Nienawidzę, gdy ktoś krzyczy i mi rozkazuje. Okazuje mi, księżniczce, w ten sposób brak szacunku.
Christian i Jacek przestali krzyczeć. Na twarzy manpira zagościł wstyd, na strzygi zaskoczenie. Nie odzywali się, ale patrzyli na mnie, jakbym nagle stała się kimś innym. Jednak już po chwili, przestali mi się przypatrywać, gdyż z oddali było słychać zbliżający się samochód. W lesie, gdy jest cicho, można usłyszeć najmniejszy szmer.
- Czyli co ? Stoimy w pozycji obronnej, czy może czekamy jak baranki na drapieżnika ? - zapytała Meybell. Jest ona zaskakująco podobna do Shaunee. Tak samo jest irytująca.
- Meybell, wyjątkowo to nie czas na żarty. - Powiedziała, dość spokojnie, jak na nią Shaunee.
- Posłuchaj się siostry, Meybell - powiedział Jacek - bo następnym razem, za takie odzywki, nie ręczę za siebie.
Nagle wszystko się stało jasne. To dlatego są takie podobne ! Jaka ja byłam głupia ! Żeby nie zauważyć tego, musiałam być naprawdę nieogarnięta. Może za chwilę dowiem się jeszcze ciekawszych rzeczy ? Mam nadzieję, że nie.
- Jeśli ustawicie się w pozycji obronnej, oni to wezmą za zaproszenie do walki - powiedziała moja kuzynka, która znikąd się tam pojawiła. - ustawcie się tak jak wtedy, gdy czekaliście na Janice i mnie.
Zapomniałam już, że jestem w tym obozie zaledwie kilka dni. Czas jakoś, wolno płynął.
Nie miałam wiele czasu na zastanawianie się. Po chwili słychać było warkot silnika. Zdążyłam mrugnąć, a tuż przede mną stał jakiś samochód. Niestety ja, nieznająca się na markach samochodów, nie rozpoznałam jego nazwy czy jakiejś firmy co go stworzyła. Wiedziałam jedynie, że nadaje się do jazdy w lesie.
- Wow. Mary,Elizabeth, nie żartowałyście, mówiąc, że to coś poważnego - powiedziała szatynka, która wyglądała na ich szefową - Christian co się dzieje ?
- A co się może dziać, Rose ? Jak pewnie zauważyłaś nie wygląda to zbyt dobrze - odpowiedział zapytany. Nie rozumiałam, dlaczego według niego coś tu źle wygląda. Jak dla mnie, było tam normalnie.
- To ty ty jesteś szefową manpirów ? - zapytał Jacek - myślałem... no, że będziesz trochę... wyższa ?
- Nie oceniaj strzygo - odezwał się manpir stojący za Rose - ona chyba musiała coś zrobić by mieć tę posadę. Jak myślisz, czym się zasłużyła ?
- Nie przesadzaj Dymitr - powiedziała do niego Rose. - Miałam dobrego nauczyciela. I tyle.
Spoglądali na siebie w milczeniu. Patrząc na nich, wiedziałam, że razem przeżyli bardzo wiele.
- Nico, co ty tam taki cichy jesteś ? - zapytała Mary albo Elizabeth, nie wiedziałam która ma, jak na imię, w każdym razie powiedziała to czarnowłosa - Zazwyczaj rwiesz się do rozmowy.
- Ciekawe, dlaczego nie chcę rozmawiać w obecności strzyg ? - zadał retoryczne pytanie, szatyn o fiołkowych oczach - to pewnie dlatego, Mary, że mam ochotę zabić całą tę gromadę na miejscu !