piątek, 19 września 2014

Rozdział XIII. Pożegnania to najtrudniejsza część życia.

Wszystko działo się bardzo szybko. Następnego dnia po poznaniu prawdy o swoim pochodzeniu, żegnałam się z Abbie, by ta mogła wrócić do mojego domu. Kolejne 2 dni przeznaczyłam na tłumaczenie Jackowi, co i dlaczego chcę zrobić. To pożegnanie  w okolicy bram mojego zamku  przysporzyło mi najwięcej problemów.
- Nie chcę byś jechała do tej szkoły - powiedział, trzymając mnie za obie ręce. Jego uścisk był zbyt mocny, bym mogła go puścić.
- Jacek. Wiesz, że muszę opanować swoją moc. Poza tym... to jest szansa bym poznała swoją matkę ! Straciłam ją mając 3 lata ! A teraz mogę ją w końcu odzyskać !
- Janice, rozumiem twoje powody. Ja jednak nie mogę pogodzić się z faktem, że chcesz mnie opuścić. Nie dość, że wyjedziesz na 5 lat, to jeszcze będziesz na innej planecie !
- Wiem, że będę daleko. Ale pamiętaj, czekałeś na mnie 200 lat, kolejne 5 nie może ci sprawić kłopotu !
W końcu udało mi się wyrwać dłonie z jego uścisku. Szybko podeszłam do bramy, przez którą on nie mógł przejść.  Zanim moja matka odeszła, poprosiła moich ojców o zabezpieczenie przed "potworami" do których niestety Jacek się zaliczał. To moja intuicja kazała mi podejść.
- Janice, proszę ! Nie zostawiaj mnie !
- Przykro mi Jacek. Żegnaj.
Zaczęłam iść z moją torbą do domu. Jacek cały czas wykrzykiwał moje imię, a ja powstrzymywałam łzy. Najgorsze dla mnie było to, że ja, nie do końca go kochałam. Nie był dla mnie kimś, z kim mogłabym spędzić całe swoje życie, tak jak się stało w moim śnie. Raczej byłby moim przyjacielem. Zależało mi na nim, ale nie zgadzał się z podjętą przeze mnie decyzją. Dlatego musiałam go opuścić.
Chciałam poznać swoją matkę, tak jak i moc, która w moich żyłach płynęła. Zostając w Horspolis, Pigitry albo innym mieście mego kraju, nie mogłabym się zbliżyć do celu.
Idąc ścieżką nie zauważyłam zapalonych świateł. Moja ucieczka, jak widać wszystko zmieniła.
Słyszałam głośno każdy swój wdech i wydech. Tlen niby dostawał się do moich płuc, ale przez napięcie, jakie panowało w moim ciele, czułam jakbym niewiele powietrza miała w organizmie.
Minęłam 10 schodów. Byłam dosłownie przed drzwiami mojego domu. Nie wiedziałam co robić. Otworzyć i wejść przez drzwi ? Zapukać ? Zdecydowałam się na to drugie, ponieważ wydawało się bardziej neutralne. Ledwie to zrobiłam, drzwi otworzył mój ojciec, który po spojrzeniu na mnie, gwałtownie wziął mnie w swoje ramiona.
- Janice ! Nic ci nie jest.
- Cześć tato.
- Wejdź do środka.
Znowu byłam w domu. 5 obrazów na obu ścianach przedpokoju przypominało mi o cenności tego miejsca.
- Wejdźmy do salonu, tam porozmawiamy.
Przeszliśmy długim korytarzem do naszego ogromnego salonu. Po warunkach w jakich mieszkałam ostatnimi dniami, to pomieszczenie wydawało się wielkości czyjegoś mieszkania. Usiadłam w swoim ulubionym fotelu. Cudownie było znów zatonąć w tych miękkich poduszkach. Ojciec zajął miejsce dokładnie naprzeciwko mnie.
- A więc... - zaczął - dlaczego uciekłaś ? Gdzie byłaś przez całe dwa tygodnie ?
Nie byłam w domu przez całe 2 tygodnie. To zdanie szalało w mojej głowie. Musiałam odpowiedzieć na te pytania, by później móc spokojnie funkcjonować.
- Ja... nie mogłam uwierzyć, że mam być królową. Byłam zdezorientowana. Musiałam to zrozumieć, przemyśleć. Już się z tym pogodziłam. Byłam w lesie, a gdy byłam głodna szłam do fast fooda.
- Wuju ? - do pokoju weszła Abbie.
- Witaj Abiegail, o co chodzi ?
- Czy mogłabym z tobą pomówić na osobności ?
- Tak, oczywiście. Janice idź do swojego pokoju.
DO MOJEGO POKOJU.
Skinęłam głową po słowach ojca i ruszyłam w stronę pomieszczenia, w którym spędziłam 13 lat.
Będąc znowu w moim azylu, poczułam się wolna. Skoczyłam na swoje łóżko, przykryte kołdrą o barwie morza. W każdym razie myślałam, że taki to był kolor, bo nigdy nie byłam nad morzem. Znałam je tylko z opowieści.
Następnie spojrzałam w kąt, który znajdował się blisko mojego balkonu. Stało w nim, zwykłe, białe łóżko. Nie pasowało do błękitnego wnętrza mojego azylu.
Wyszłam na balkon. Zauważyłam jakiś kształt na drzewie w pobliżu bramy. Tam stał Jacek. Jego czerwone oczy były skierowane prosto na mnie. Obserwował każdy mój ruch. Nie podobało mi się jego zachowanie. W ostatnich dniach odczuwałam od niego przesadną troskę, jakby dostał jakiejś obsesji. Wzięłam głęboki wdech, płytki wydech. I tak kilka razy. Odchodząc z Horspolis, miałam opuścić również jego. Nie chciałam go krzywdzić, choć pewnie on odbierał to inaczej.
Do pokoju wszedł mój ojciec. Natychmiast wróciłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi na balkon.
- No więc, Janice - powiedział - Po rozmowie z twoją kuzynką, stwierdziłem, że ma rację. Potrzebujesz towarzystwa osób w swoim wieku i musisz się uczyć. Zaproponowała mi, żebyś pojechała do szkoły z internatem. Zgodziłem się, a ty pojedziesz tam w towarzystwie Abiegail. Wrócisz do domu, jako 18-letnia księżniczka, gotowa na przejęcie władzy. Nie cierpię sprzeciwu, dlatego też masz tam jechać. Nie ważne, jak bardzo byś tego nie chciała.
Byłam zaskoczona tym, jak szybko Abbie go przekonała. To był moment na to, bym zaczęła grać.
- Kiedy mam wyjechać ? - zapytałam.
- 25 sierpnia. Do tego czasu, twoja kuzynka będzie cię pilnowała, dzień i noc.
- Dobrze.
- Powinnaś odpocząć. Idź spać.
Zrobiłam to o co mnie prosił. Nie wróciłam do domu o wczesnej porze. Jackowi mogłoby to zagrażać, dlatego też wyruszyliśmy dopiero o 19.00. Na miejscu byliśmy pół godziny później, a kolejne 30 minut się żegnaliśmy. No, ja próbowałam. On w tym czasie chciał mnie przekonać do zmiany zdania.
- Janice ? - zapytała Abbie wchodząc po cichu do pokoju.
- Hey, Abbie.
- Rozmawiałam o transporcie z dyrektorką. Weźmiemy ze sobą dwie dziewczyny, które też chcą się uczyć w tej szkole.
Abbie nie mogła powiedzieć "Rozmawiałam o transporcie z twoją matką" ani "Weźmiemy ze sobą twoje siostry", bo ktoś mógł nas podsłuchiwać.
- Co będę miała ze sobą wziąć ?
- Hm... polecam ci wziąć ubrania, pieniądze, buty, kosmetyki, jakieś torby i oczywiście sprzęty elektroniczne.
- Super. Mogę wziąć całą swoją garderobę ?
- Chcesz spakować całe pomieszczenie ? - śmiech Abbie rozbrzmiewał mi w uszach. Słysząc go zawtórowałam swojej kuzynce, jednak po chwili się uspokoiłam.
- Chodziło mi o zawartość mojej garderoby.
- Ech... jeśli naprawdę tego chcesz. Na twoje szczęście transporter przyjedzie dzień wcześniej.
- A kiedy przyjadą te dwie dziewczyny ?
- Dzień przed wylotem. Od razu zabierzemy je do transportera, który będzie czekał na waszym lotnisku.
Dom z lotniskiem. To było podobno marzenie wielu osób. Dla mnie było to po prostu źródło hałasu. Na szczęście bardzo rzadko coś tam lądowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz