sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział X. Bo niespodzianek nigdy za mało.

Zrobiłam się senna. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo potrzebowałam snu. Jacek wziął mnie na ręce i wniósł do samochodu. Usiadł na tym samym miejscu co poprzednio,a mnie posadził na swoich kolanach. Wyszło, że właściwie spałam na nim, ale jakoś zbytnio to mi nie przeszkadzało. W końcu zasnęłam.

***

Po chwili miały otworzyć się drzwi. Stałam i czekałam, aż w końcu usłyszałam :
- A oto Królowa Janice I !
Na zewnątrz rozległy się oklaski, wiwaty i gwizdy. Wszystko wydawało się normalne, aż do momentu, gdy wszyscy do mnie zaczęli podchodzić.
- Moje najszczersze kondolencje.
- Przykro mi z powodu ich śmierci.
- Dobrze, że ty królowo żyjesz.
- Przykro mi z powodu śmierci twojej rodziny, Wasza Wysokość.
- Tylko się mogę domyślać, jak królowa się źle czuje z powodu zmarłego małżonka.
Nic z tego nie rozumiałam. Nie pamiętałam by ktoś z moich bliskich, prócz z mojej matki, umarł. A poza tym, miałam 13 lat, przecież nie mogłam mieć małżonka ! Nic z tego co ci ludzie mówili nie brzmiało dla mnie sensownie, aż do momentu gdy podszedł do mnie Damien.
- Przykro mi, że tak to się skończyło. Jako jego małżonka, to ty połóż kwiaty na grobie mojego brata.
Przekazał mi bukiet do ręki. Jego słowa oznaczały, że... Jacek nie żyje. Był moim mężem i umarł.
Podeszłam do grobu. Tam na samym dnie zobaczyłam 5 martwych ciał. Należały do Abbie, Annabeth, Alexy, mojego ojca i Jacka. Cała moja rodzina zginęła. Tylko ja przeżyłam. Czułam, że to nie mogło się tak skończyć. Zapłakana wrzuciłam kwiaty do grobu i zaczęłam biec. Uciekałam, jak najszybciej i jak najdalej. Chciałam zrobić coś, czego nikt nie mógłby mi wybaczyć.
Znalazłam to, czego szukałam. Po kilku minutach biegu odnalazłam nóż. Musiałam tylko wbić go sobie w serce. Nie potrafiłam. Wiedziałam, ze Jacek nigdy by mi nie wybaczył sposobu, w jaki chciałam umrzeć. Na szczęście ktoś inny pragnął mojej śmierci. Po chwili w moim sercu znajdowała się strzała. Z łuku wystrzeliła ją Shaunee.

***

Obudziłam się. Moje serce bilo bardzo szybko. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, zanim nie spotkałam spojrzenia Jacka. Jego mina świadczyła o tym,że nie rozumiał mojego zachowania.
On żyje, powtarzałam sobie, to był tylko sen.
- Janice, uspokój się. Zaraz serce wyskoczy ci z piersi.
Ach, to jego "poczucie humoru". Wtuliłam się w niego, wdzięczna bogom, ze nadal żyje.

Nie wiedziałam, jak długo jechaliśmy. Było ciemno za oknem, wiec podróż musiała nam zająć co najmniej 1 dzień.
Od kiedy byłam dzieckiem, jedynie gdzie wyjeżdżałam na wakacje, to właśnie były góry. Mój ojciec uważał, że wyjazd dalej, jest dla mnie zbyt "niebezpieczny". Jednak, to od 3 lat, nie mogłam opuszczać terenu mojego domu. Wtedy właśnie zostałam ogłoszona księżniczką.
- Janice, wszystko w porządku ? - zapytał nad opiekuńczo Jacek.
- Tak. Po prostu... przypomniałam sobie, że od 3 lat nie wychodziłam z terenu domu.
- Dlaczego ?
- Mój ojciec uważał, że gdybym wyjechała dalej, ktoś mógłby mi zrobić krzywdę.
- Och... Rozumiem.
- Tutaj wysiadamy ! - krzyknęła Rose.
Ach, góry. To było jedyne miejsce w którym czułam się dobrze i źle jednocześnie.

Jacek wziął mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Pozostałe strzygi dołączyły do nas. Nie było na nich, żadnego śladu, udowadniającego ich bieg.
Zapach świeżego powietrza uspokoił mnie. Poczułam, że wszystko jest na swoim miejscu, takie jakie powinno być.
- Janice ? - niepewnie wypowiedziała moje imię Abbie.
- O co chodzi ? - zapytałam pełna złych przeczuć.
- Widzisz ten domek ? - wskazała małą chatkę znajdującą się może 200 metrów od nas. - tam się zatrzymamy i... wszystko wam wyjaśnię.
Po tych słowach odeszła. Zrozumiałam, że będzie miała nam dużo do powiedzenia. Nie byłam już taka pewna, czy chciałam poznać prawdę. Jednak ciekawości nie mogłam powstrzymać i byłam bliska skakania w miejscu. 
Nagle podbiegły do mnie zwierzęta. Nie takie domowe, jak pies, kot lub mysz. Przede mną znajdował się piękny biały koń o długiej grzywie, a towarzyszył mu brązowy byk. Wszyscy patrzyli na mnie w zdumieniu. Myśleli, że te zwierzęta mnie zabiją. Jacek jednak najgorzej to zniósł, bo nie wiedział, czy ma mnie bronić, czy dać zwierzętom spokój. Bezradny stał w miejscu i przypatrywał się, gotowy do skoku.
Koń zarżał i schylił się tak, jakby prosił mnie o pogłaskanie. Nie. On tak nie wyglądał. ON PROSIŁ BYM GO POGŁASKAŁA.
- Pani, nie powinnaś być teraz na zewnątrz. - zarżał
- Dlaczego ? - zapytałam, po czym wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Jedyną osobą, która wiedziała co się dzieje była Alexa.
- W nocy nie jest bezpiecznie - wytłumaczył mi byk. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę.
- Oni mają rację - odparła Alexa. Wtedy na nią wszyscy spojrzeli, jak wcześniej na mnie. - No co ? Wy tego nie rozumiecie ?
- Tego ? Wypraszam sobie - parsknął koń.
- Przepraszam.
- Kogo przepraszasz ? - zapytała Abbie
- Jak się wabicie ? - zapytałam zwierzęta.
- Ja jestem Fala, a to jest Błyskawica - zarżał koń.
- Falo, Błyskawico. Czy będziecie tu w najbliższych dniach ?
- Jeśli tego sobie życzysz, pani.
- W takim razie bądźcie, proszę.
- Chodź Janice - powiedziała Elizabeth i popchnęła mnie znacząco w stronę chatki.
- Janice. - powiedział Jacek. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie możemy tam wejść. Zostaniemy tutaj, na zewnątrz.
Przytaknęłam. Abiegail podeszła do drzwi budynku i zapukała. Otworzyła je dziewczyna o brązowych włosach i oczach barwy złota. Jej twarz wyglądała jak moja.
- Jesteśmy trojaczkami ?! - to miało być pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak krzyk.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział IX. Bycie herosem mnie niszczy.

- Do tego klubu chcecie wejść ? - zapytała zdziwiona Abbie.
- Tak. To tu Damien przychodzi co niedzielę. - odpowiedział Dymitr - a o co chodzi ?
- Yhm... - Abbie była zakłopotana - Ja... Znam córkę właścicieli.
- Słucham ? - zapytałam zaskoczona odpowiedzią mojej kuzynki.
- Chodzi o to, że... Nie musimy wchodzić osobno, bo nie musimy wchodzić głównym wejściem.
Abiegail poprowadziła nas na tyły budynku. Tam zapukała kilkakrotnie w drzwi i po chwili wyłoniła się zza nich jakaś dziewczyna.
- Cześć Abbie - powiedziała. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam wrażenie jakbym patrzyła w lustro. Gdyby nie to, że była ode mnie trochę niższa, założyła inne ciuchy, a jej oczy miały barwę fiołków, to wyglądałybyśmy identycznie.
- Cześć Ola. - przywitała się moja kuzynka.
- Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała ! Nie lubię mojego imienia i miałaś mnie nazywać Alexą !
- Jasne... Mam do ciebie prośbę.
- Sądząc po ilości osób które ci towarzyszą,, jest to coś poważnego. Wchodźcie, zapraszam.
Alexa wprowadziła nas do małego mieszkania. Jego wielkość mnie nie zdziwiła, bo gdy chcesz zarabiać klubem, musisz na niego przeznaczyć dużą powierzchnię.
- Ty jesteś Janice, prawda ? - zapytała mnie - Abbie wiele mi o tobie opowiadała.
- Naprawdę ? - spojrzałam na swoją kuzynkę - Abbie wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi ?
- Ona nic nie wie, prawda ? - zapytała Ola. Chyba w życiu nigdy nie była czegoś pewna, sądząc po tym, jak często używa słowa "prawda".
- Nie wiem czego ? - wściekła zapytałam.
- Alexa jest twoją siostrą bliźniaczką. Wasza matka, odchodząc od twojego ojca, zabrała ją ze sobą. - powiedziała Abbie.
- Dlaczego ? - zapytałam. - Przecież jako księżniczka miałaby lepsze życie.
- Twoja matka miała ku temu powody.
- Jakie ?
- Janice, wszystko ci później wyjaśnię.
- Zawsze wymówki ! Nikt, nigdy mi nic nie wyjaśnia !!!
Wściekła tupnęłam głową. Musiałam wyglądać jak rozkapryszony bachor. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, ponieważ na zewnątrz usłyszeliśmy grzmot.
- Pewnie burza się rozpętała - stwierdziła moja "bliźniaczka". - No więc... z czym dokładnie do mnie przyszłaś, Abbie ?
Abbie zaczęła jej tłumaczyć. Opowiedziała jej wszystko co się do tej pory wydarzyło. Alexa słuchała w skupieniu. Ja cały czas byłam czerwona ze złości. Nikt jednak się mną nie interesował. Jak zwykle. Ten pojedynczy piorun dał mi czegoś do zastanowienia się. Usłyszeliśmy grzmot, ale ani jedna kropla nie uderzyła o drzwi, okna czy chodnik. Nic nie było słychać. Nawet muzyki z klubu, tylko głos mojej kuzynki. Dopiero na koniec rozmowy zaczęłam się przysłuchiwać.
-... Musimy przekonać Damiena Wama, do tego by nam towarzyszył. Sądzimy, że to może pomóc Janice w podróży.
- O ho ho... to żeś się wpakowała siostro. Wejdźcie. Mam nadzieję, że się wam uda.
Zaprowadziła nas korytarzem. Po przekręceniu klucza w zamku, otworzyła nam drzwi do klubu.
- Damien siedzi przy barze. Jak zwykle.
Podeszłam tam wraz z Abbie. Na krzesłach siedziały prawie same dziewczyny, ale jedno jedyne miejsce siedzące było zajęte przez chłopaka, którego twarz skądś kojarzyłam. Pewnie na jednej z imprez mojego ojca musiałam go poznać.
- Jesteś Damien Wam ? - zapytała od razu Abbie.
- Tak. Od razu mówię, że nie będę twoim chłopakiem, nie załatwię ci dobrej pracy u ojca, nie opowiem o tobie w mediach.
- Och, nie martw się. O mnie to w mediach jest już wystarczająco dużo. - odparłam - Jestem Janice Hans. Mówi ci to coś ?
- Ty jesteś zaginioną księżniczką, co ? - zapytał trochę zbyt obojętnym tonem - Czego ode mnie chcesz, skoro do mnie tu przyszłaś ?
- Potrzebuję kogoś kto mi strzeli kulką w łeb.
- A tak na serio ?
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Och, naprawdę ? Nie spodziewałem się - przewrócił oczami. Był naprawdę irytujący.
- Wiem kim jesteś. Wampirem.
- Skąd... ? - zapytał trochę zaskoczony i przerażony patrzył po ludziach wokoło by się upewnić, ze oprócz nas, nikt tego nie słyszał.
- Od twojego brata, strzygi. Jestem pewna, że mi pomożesz.
- Dlaczego tak sądzisz ?
- Jeśli tego nie zrobisz, ta twoja arystokratyczna lala zostanie zabita przez Jacka.
- Jak miałby to zrobić ? Przecież tu go nie ma.
- Tak myślisz ? Powiem słowo, a tu będzie.
- Nie wierzę, by taka DZIEWCZYNKA miała nad nim taką władzę - podkreślił słowo "dziewczynka" jakby było obelgą. Wkurzył mnie tak, jak nikt nie powinien. - On nikogo nigdy nie słuchał.
- No widzisz ? Takie sprawy, bardzo łatwo jest zmienić. Chcesz zaryzykować życiem swojej dziewczyny ?
- Hm... zaryzykować jej życiem, czy pomóc tej dziewczynce - mamrotał.Potem podniósł głos - dobrze, pomogę ci. Ale, jak do licha, udało ci się mnie przekonać ?
- Od dziecka mnie tego uczą.
- A na czym ma polegać moja pomoc ?
- Masz nam towarzyszyć w wyprawie. To tyle. Jakimś cudem, manpiry muszę mieć kogoś ważnego, by z nami jechać.
- A ty im nie wystarczysz ? Jesteś w pierwszej piątce najważniejszych osób w kraju.
- Nikt nie może wiedzieć kim ani gdzie jestem. Mój ojciec nigdy by mi nie pozwolił jeździć po kraju.
- Jaki jest powód tej podróży ?
- Dlaczego zadajesz tyle irytujących pytań ? - gdy chciał odpowiedzieć, machnęłam ręką, by się uciszył - Chcę się dowiedzieć kim jest mój boski ojciec.
- A ten król nie jest twoim ojcem ?
- Jak się okazało, nie jest.
- Okey. Brzmi interesująco.
- Serio ?
- Tak. Jestem ciekaw który bóg spłodził tak ciekawą istotę.
- Dzięki.
- Idę po Kinię. Musi jechać ze mną prawda ?
- Tak.
Nie wiedziałam gdzie poszedł, ale byłam pewna, że wróci.
- Janice - powiedziała Abbie - jesteś przerażająca. Rozmawiałaś z nim góra 5 minut, a on się zgodził, bo się ciebie boi.
- Nie. Powiedział, że jest ciekawy, który z bogów jest moim ojcem.
- Janice, on tak tylko powiedział, żebyś nie myślała, że się ciebie boi. Widziałam w jego oczach strach. Ty... się zmieniasz. Wiedza o boskim pochodzeniu cię niszczy.
- O czym ty do mnie mówisz ?! Wszystko ze mną jest okey.
- Wiem jedno. Musisz opanować swój gniew.
- To nie dawaj mi do tego powodu.
- Jesteśmy - powiedział Damien. Za rękę trzymała go blondynka o brązowych oczach. Patrzyła na mnie z przestrachem. - Kinia... to jest Janice.
- Miło mi cię poznać - w jej głosie nie było słychać lęku. Musiała bardzo dobrze skrywać swoje emocje.
- Mnie również - odparłam - Abbie. Abbie ! Musimy stąd wyjść ! Natychmiast !
- Co się dzieje - spytała moja kuzynka. Zaczęła się rozglądać podejrzliwie.
- Tam stoi mój ojciec.
Byłam pewna, że to jest on. Te czarne włosy, mogły należeć tylko do niego.
- Jesteś tego pewna ?
- Na 100 %.
- Okey. Christian !
- Tak ? - prędko przybiegł, jak pies na zawołanie.
- Zbierz wszystkich. Janice musi zniknąć.
- Jasne.
Chłopak Abiegail pobiegł po resztę manpirów, a ona szybko doprowadziła mnie, Kingę i Damiena do tylnych drzwi. Za nimi czekała na nas Alexa z pełnym od rzeczy plecakiem.
- Co się dzieje ? - zapytała.
- Jest tu mój ojciec. - spojrzała na mnie zdziwiona - ten królewski ojciec.
- Czyli co ? Uciekamy ?
- Idziesz z nami ?
- No jasne ! Też jestem ciekawa tego, kto jest moim ojcem.
- No w sumie racja.
Doszły do nas manpiry. Wyruszyliśmy w stronę umówionego miejsca, w którym mieliśmy się spotkać ze strzygami.
- Na prawdę musimy to robić ? - Kinia zapytała Damiena. Nie dziwiłam się jej, że jest taka niechętna. Sama też bym była gdyby tu nie chodziło o MOJE ŻYCIE i MOJĄ PRZESZŁOŚĆ.
- Niestety tak - odpowiedział jej smutno.
Szliśmy w stronę parku. Było ciemno i ledwo się widzieliśmy. Byłam bliska upadku, gdy na chodniku ukazała się dziura, ale na szczęście szybko złapałam równowagę.
Idąc myślałam o tym, co jeszcze się miało wydarzyć. Dowiedziałam się o istnieniu mojej siostry bliźniaczki. Abbie o niej wszystko wiedziała, ale nie opowiadała mi o niej. Trzymała wszystko w sekrecie.
Spojrzałam na chodnik, po którym szłam. Przypomniałam sobie o tym, że gdy weszliśmy do domu Oli, na zewnątrz usłyszeliśmy piorun gdy się zdenerwowałam. Podejrzewaliśmy, że jest burza. Jednak, gdyby ona była to na chodniku byłoby widać jakieś krople deszczu, powinien być mokry. On tak jak i trawa w ogródkach mieszkańców tych domów, był suchy. Miałam mętlik w głowie.
Zanim zjawiliśmy się w umówionym miejscu, minęliśmy 15 budynków. Gdy zaczęłam się nudzić, zaczęłam je liczyć. 15 domów,20 koszów na śmieci, 5 psów, 2 koty.
Na przywitanie przyszedł nam Jacek. Stanął oniemiały widząc stojącą obok mnie Alexę.
- Abbie, co ty jej zrobiłaś ? - zapytał rozbawiony - rozdwoiłaś ją ?
- Bardzo zabawne. Tak się składa, że to jest jej siostra bliźniaczka.
- Janice, czy ty ją znałaś ?
- Dopiero dzisiaj się poznałyśmy. - odparłam - jak widać moja rodzina chowała przede mną wiele sekretów- spojrzałam z wyrzutem na Abbie.
- Ale wiesz co ? - wyszeptał mi do ucha, jak nagle znalazłam się w jego ramionach. - i tak wolę ciebie.
- Yhm. - odchrząknął Damien.
- O... widzę, że udało wam się go przyprowadzić.
- Tak... Janice potrafi być bardzo przekonująca.
- Janice, co ty mu zrobiłaś ? - zapytał i zaczął się śmiać.
- Ja... tylko... - nie potrafiłam odnaleźć odpowiedniego wytłumaczenia. Poczułam, że się rumienię.
Nagle zawiał lekki wiaterek, który sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Lato dawało się we znaki, nawet w nocy, dlatego też powiew wiatru dobrze mi zrobił.
- Janice, musisz odpocząć. Zaraz będziemy jechać, więc sobie pośpisz.
- Gdzie jedziemy ?
- W góry.
- Dlaczego w góry ? Tam zawsze jest nudno.
- Ale łatwiej będzie sprawdzić twoje umiejętności.
Gdyby tylko on wiedział, że to nie tam miałam sprawdzić moje umiejętności...

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VIII. Jedziemy do Pigitry.

Abbie chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie podeszła do nas Maylin.
- Już na nogach, dziewczyny ? Dopiero 8.00 .
- Ja, może i bym spała, gdyby nie wizyta Apolla. - wyznałam.
- Co ci powiedział ? - zapytała z ciekawością Maylin.
- Tak w dużym skrócie powiedział mi, kto może być moim ojcem, a także, że mnie lubi.
- To dobrze, że cię lubi.
- Też tak uważam.
- Dobra my tu gadu-gadu, a musimy dojechać do Pigitry i w międzyczasie was przygotować!  Jacek!
Koło mnie pojawiła się znajoma twarz. Blond włosy Jacka lśniły od promienia słońca, który przez przypadek przemknął między liśćmi. Nagle na jego czole pojawiła się rana. Natychmiast uciekł od nasłonecznionego miejsca.
- Mamy pecha - stwierdził - w taką pogodę nie możemy biec.
- Och, jaka szkoda - nagle znikąd pojawił się Christian - czyli co, ja was muszę zawieźć ?
- Dobrze wiesz, że musimy tam jechać.
- Tak ? Jestem pewny, że ty się nie przydasz. Przecież tylko ta,no, Maylin je szykuje.
- Możliwe jest to, że tu nie wrócimy.
- Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona.
- Bo musimy wyruszyć w podróż, prawda ?
- Ach, no tak...
- To co jedziemy ?
- Niech ci będzie. - powiedział chłopak mojej kuzynki, ale w jego głosie wyczułam, że jest wściekły na Jacka i mnie.
Musieliśmy wejść do samochodu. Jak się okazało, samochód ten miał 5 rzędów miejsc, a w każdym z nich znajdowały się 2 krzesła. Dalej ciągnął się korytarz. Domyśliłam się, że za każdymi drzwiami znajdowało się jakieś mniejsze pomieszczenie.
Przez chwilę zastanawiałam się, kto, gdzie usiądzie, ale w tamtym momencie doszła do nas pozostała grupka manpirów.
- My siedzimy z przodu - powiedziała Rose i wskazała na swoich towarzyszy - wy, strzygi usiądźcie jak najbardziej z tyłu.
Abbie usiadła koło Christiana, który siedział za kierownicą. Na miejscach obok usiadła Rose i Dymitr. Za moją kuzynką i jej partnerem, usiadły Mary i Elizabeth. Nico jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść, czy nie, więc przez chwilę stał na zewnątrz. Razem z Maylin i Jackiem skorzystaliśmy z okazji by wejść. Usiedliśmy na samym końcu. Jacek przy oknie po lewej stronie, ja obok niego. Maylin usiadła przy drugim oknie w naszym rzędzie. Nico zamknął drzwi i usiadł w rzędzie przede mną. Lekko zirytowany Jacek zapytał.
- A ty co, zgubiłeś się ?
- Tak się składa, że nie, strzygo. Ktoś przecież musi was mieć na oku.
- Jak tam sobie chcesz.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Christian ruszył. Jechaliśmy 5 minut, zanim znaleźliśmy się na głównej drodze. Nie wiedziałam, że znajdowałam się tak daleko od domu.
Do Pigitry z Horspolis jedzie się kilka godzin, tak samo jak to Wolfiago. Moje miasto otacza gęsty las, w którym się znajdowaliśmy. Natomiast wokół miasta do którego zmierzaliśmy znajdowało się wiele gór i wyżyn. To miała być długa droga.

***

Nie wiedziałam do końca, która jest godzina. Obudziła mnie Maylin mówiąc, że muszę się zacząć szykować, bo już była godzina 19.00. Oznaczało to, że mam tylko 30 minut.
Poszłyśmy dalej korytarzem. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że ten samochód jest większy w środku niż na zewnątrz.
Weszłyśmy do niewielkiej łazienki. Była ona o wiele mniejsza od mojej garderoby. Minęły może 2 minuty i dołączyła do nas Abbie.
- Skoro już wszystkie tu jesteśmy - zaczęła Maylin - Czas was ubrać !
Podała mi  sukienkę. Z torby w której ją trzymała, wyjęła także strój dla Abbie. Mojej kuzynce chyba udało się przekonać Maylin, że nie chce sukienki, ponieważ ta, dała jej żółtą koszulkę na ramiączkach i fioletowe shorty.
- Myślę, że to ci będzie odpowiadało - odparła strzyga.
- Dziękuje - odpowiedziała moja kuzynka.
- Janice, tu masz żółtą bransoletkę - powiedziała Maylin wręczając mi małe zawiniątko z muliny. W tym drobiazgu o barwie mlecza najbardziej pokochałam niebieski napis "Janice", który znajdował się dokładnie na środku.
- Ta bransoletka jest cudowna ! - krzyknęłam - dziękuje ci, Maylin.
- Cieszę się, że ciebie zadowoliłam. Ubierzcie się, bo muszę was uczesać i pomalować !
Obie jej posłuchałyśmy.Ubrane byłyśmy praktycznie w tym samym momencie.
- Ja się sama przygotuję, ty zrób na bóstwo Janice - powiedziała Abbie. Wyszła do pomieszczenia obok.
Maylin nie protestowała. Wzięła szczotkę, którą pewnie znalazła w mojej kosmetyczce.
Zaczęła rozczesywać moje włosy. W ogóle nic nie czułam, ale byłam pewna, że zaraz będzie mnie mogła czesać. Na początku zebrała je w wysoką kitkę. Po związaniu ich gumką, z torby wyjęła kilka wsuwek w kształcie litery "U".
Koński ogon zaczęła powoli zwijać w koka tak, by każdy włos był na swoim miejscu. Co jakiś czas wkładała spinkę, by ta podtrzymywała całą konstrukcję. Po chwili fryzura była gotowa.
Ledwo co Maylin mnie uczesała, już wyjmowała zestaw do make-upu. Moje powieki pomalowała delikatnym cieniem koloru morskiego. Następnie wokół oczu namalowała kontury złotą kredką. Gdy już to skończyła - zaczęła wydłużać ,mi rzęsy.
- Nie ruszasz się i nie trzęsiesz - zauważyła Maylin - to rzadkie u ludzi i herosów.
- Od dziecka mnie tego uczą - wzruszyłam ramionami.
Do pomalowania mi tylko usta. Policzki zawsze mam zarumienione.
Maylin jakoś nie przesadzała - posmarowała moje wargi różowym błyszczykiem.
- Wyglądasz świetnie!  Spójrz na siebie - wskazała ręką lustro.
Spojrzałam na piękną nieznajomą. Nigdy jej nie poznałam, choć zawsze mi towarzyszy. Jest jak mój cień.
- Wyglądam... Ładnie. - odparłam. Nie wiedziałam co
powiedzieć, bo nieznajoma w lustrze wyglądała wspanialej niż zwykle.
- Chodź, musisz pokazać się Jackowi.
- A buty ? - zapytałam trochę rozbawiona. Zapomniała o tak ważnej części ubrania.
- Ach... No tak. Proszę. - podała mi niebieskie sandałki na koturnie. Założyłam je bez najmniejszego problemu.
- No to teraz mogę już wyjść.
Poczułam małe de javu. Ostatnio na moich urodzinach byłam w takiej sukience i musiałam pokazać wszystkim "jaka ja jestem piękna". Jak widać, historie lubią się powtarzać.
Poszłyśmy przed siebie, w stronę naszych miejsc. Usiadłam koło Jacka w momencie, gdy samochód się zatrzymał. Przebierałam się pół godziny !
- Jesteśmy na miejscu ! - krzyknęła Rose - moje siostry i brat niezbyt się kryją w tym parku...
- W najbliższej okolicy wszyscy śpią. Nie ma sensu sie ukrywać - odparł Jacek.
- Skąd to wiesz ?
- Na moje nieszczęście mam tak dobry słuch, że chrapanie słyszę z odległości kilometra.
- Skoro tak mówisz... czyli w końcu, jaki mamy plan ?
- Idziecie do klubu jako obstawa Abbie i Janice. One gadają, wy je obserwujecie. Macie być w pełnej gotowości. My tu będziemy czekać na was, Damiena i jego lale.
- Jasne... jesteście gotowe, dziewczyny ? - na to pytanie odparłam niemal natychmiast.
- Ja jestem.
- Ja także. - powiedziała Abbie.
- No to idziemy. - stwierdziła Rose otwierając drzwi. - Stanęliśmy w tym miejscu, żeby samochód był jak najmniej widoczny. Do klubu będziemy wchodzić parami, bo grupa 8 osobowa wyglądałaby podejrzanie.
Wyszliśmy z samochodu. Na przodzie stanęli Nico i Elizabeth, za nimi ja i Rose.Abbie z Christianem szli przed Mary i Dymitrem, którzy byli na samym końcu. Przez całą drogę, Rose tłumaczyła mi co będę miała mówić, by przekonać do siebie Damiena.
 Po 10 minutach takiego marszu i słuchania, w końcu byliśmy na miejscu. Staliśmy pod klubem "Mroczne kopyto".
To właśnie tam miałam zniszczyć wszystko.