sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział X. Bo niespodzianek nigdy za mało.

Zrobiłam się senna. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo potrzebowałam snu. Jacek wziął mnie na ręce i wniósł do samochodu. Usiadł na tym samym miejscu co poprzednio,a mnie posadził na swoich kolanach. Wyszło, że właściwie spałam na nim, ale jakoś zbytnio to mi nie przeszkadzało. W końcu zasnęłam.

***

Po chwili miały otworzyć się drzwi. Stałam i czekałam, aż w końcu usłyszałam :
- A oto Królowa Janice I !
Na zewnątrz rozległy się oklaski, wiwaty i gwizdy. Wszystko wydawało się normalne, aż do momentu, gdy wszyscy do mnie zaczęli podchodzić.
- Moje najszczersze kondolencje.
- Przykro mi z powodu ich śmierci.
- Dobrze, że ty królowo żyjesz.
- Przykro mi z powodu śmierci twojej rodziny, Wasza Wysokość.
- Tylko się mogę domyślać, jak królowa się źle czuje z powodu zmarłego małżonka.
Nic z tego nie rozumiałam. Nie pamiętałam by ktoś z moich bliskich, prócz z mojej matki, umarł. A poza tym, miałam 13 lat, przecież nie mogłam mieć małżonka ! Nic z tego co ci ludzie mówili nie brzmiało dla mnie sensownie, aż do momentu gdy podszedł do mnie Damien.
- Przykro mi, że tak to się skończyło. Jako jego małżonka, to ty połóż kwiaty na grobie mojego brata.
Przekazał mi bukiet do ręki. Jego słowa oznaczały, że... Jacek nie żyje. Był moim mężem i umarł.
Podeszłam do grobu. Tam na samym dnie zobaczyłam 5 martwych ciał. Należały do Abbie, Annabeth, Alexy, mojego ojca i Jacka. Cała moja rodzina zginęła. Tylko ja przeżyłam. Czułam, że to nie mogło się tak skończyć. Zapłakana wrzuciłam kwiaty do grobu i zaczęłam biec. Uciekałam, jak najszybciej i jak najdalej. Chciałam zrobić coś, czego nikt nie mógłby mi wybaczyć.
Znalazłam to, czego szukałam. Po kilku minutach biegu odnalazłam nóż. Musiałam tylko wbić go sobie w serce. Nie potrafiłam. Wiedziałam, ze Jacek nigdy by mi nie wybaczył sposobu, w jaki chciałam umrzeć. Na szczęście ktoś inny pragnął mojej śmierci. Po chwili w moim sercu znajdowała się strzała. Z łuku wystrzeliła ją Shaunee.

***

Obudziłam się. Moje serce bilo bardzo szybko. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, zanim nie spotkałam spojrzenia Jacka. Jego mina świadczyła o tym,że nie rozumiał mojego zachowania.
On żyje, powtarzałam sobie, to był tylko sen.
- Janice, uspokój się. Zaraz serce wyskoczy ci z piersi.
Ach, to jego "poczucie humoru". Wtuliłam się w niego, wdzięczna bogom, ze nadal żyje.

Nie wiedziałam, jak długo jechaliśmy. Było ciemno za oknem, wiec podróż musiała nam zająć co najmniej 1 dzień.
Od kiedy byłam dzieckiem, jedynie gdzie wyjeżdżałam na wakacje, to właśnie były góry. Mój ojciec uważał, że wyjazd dalej, jest dla mnie zbyt "niebezpieczny". Jednak, to od 3 lat, nie mogłam opuszczać terenu mojego domu. Wtedy właśnie zostałam ogłoszona księżniczką.
- Janice, wszystko w porządku ? - zapytał nad opiekuńczo Jacek.
- Tak. Po prostu... przypomniałam sobie, że od 3 lat nie wychodziłam z terenu domu.
- Dlaczego ?
- Mój ojciec uważał, że gdybym wyjechała dalej, ktoś mógłby mi zrobić krzywdę.
- Och... Rozumiem.
- Tutaj wysiadamy ! - krzyknęła Rose.
Ach, góry. To było jedyne miejsce w którym czułam się dobrze i źle jednocześnie.

Jacek wziął mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Pozostałe strzygi dołączyły do nas. Nie było na nich, żadnego śladu, udowadniającego ich bieg.
Zapach świeżego powietrza uspokoił mnie. Poczułam, że wszystko jest na swoim miejscu, takie jakie powinno być.
- Janice ? - niepewnie wypowiedziała moje imię Abbie.
- O co chodzi ? - zapytałam pełna złych przeczuć.
- Widzisz ten domek ? - wskazała małą chatkę znajdującą się może 200 metrów od nas. - tam się zatrzymamy i... wszystko wam wyjaśnię.
Po tych słowach odeszła. Zrozumiałam, że będzie miała nam dużo do powiedzenia. Nie byłam już taka pewna, czy chciałam poznać prawdę. Jednak ciekawości nie mogłam powstrzymać i byłam bliska skakania w miejscu. 
Nagle podbiegły do mnie zwierzęta. Nie takie domowe, jak pies, kot lub mysz. Przede mną znajdował się piękny biały koń o długiej grzywie, a towarzyszył mu brązowy byk. Wszyscy patrzyli na mnie w zdumieniu. Myśleli, że te zwierzęta mnie zabiją. Jacek jednak najgorzej to zniósł, bo nie wiedział, czy ma mnie bronić, czy dać zwierzętom spokój. Bezradny stał w miejscu i przypatrywał się, gotowy do skoku.
Koń zarżał i schylił się tak, jakby prosił mnie o pogłaskanie. Nie. On tak nie wyglądał. ON PROSIŁ BYM GO POGŁASKAŁA.
- Pani, nie powinnaś być teraz na zewnątrz. - zarżał
- Dlaczego ? - zapytałam, po czym wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Jedyną osobą, która wiedziała co się dzieje była Alexa.
- W nocy nie jest bezpiecznie - wytłumaczył mi byk. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę.
- Oni mają rację - odparła Alexa. Wtedy na nią wszyscy spojrzeli, jak wcześniej na mnie. - No co ? Wy tego nie rozumiecie ?
- Tego ? Wypraszam sobie - parsknął koń.
- Przepraszam.
- Kogo przepraszasz ? - zapytała Abbie
- Jak się wabicie ? - zapytałam zwierzęta.
- Ja jestem Fala, a to jest Błyskawica - zarżał koń.
- Falo, Błyskawico. Czy będziecie tu w najbliższych dniach ?
- Jeśli tego sobie życzysz, pani.
- W takim razie bądźcie, proszę.
- Chodź Janice - powiedziała Elizabeth i popchnęła mnie znacząco w stronę chatki.
- Janice. - powiedział Jacek. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie możemy tam wejść. Zostaniemy tutaj, na zewnątrz.
Przytaknęłam. Abiegail podeszła do drzwi budynku i zapukała. Otworzyła je dziewczyna o brązowych włosach i oczach barwy złota. Jej twarz wyglądała jak moja.
- Jesteśmy trojaczkami ?! - to miało być pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak krzyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz