Obudziłam
się dość wcześnie, jak na mnie. To znaczy o 10.00. Przypomniałam
sobie, że dziś jest 25 lipca, moje urodziny. Tata zawsze psuje moje
przyjęcia. Nieważne czy przy pomocy mojej siostry czy bez.
Poszłam
do garderoby.
-Znowu
to samo - pomyślałam - co ja mam na siebie założyć ?
Moja
garderoba ma powierzchnię 50m².
Wszędzie są wieszaki, więc trudno znaleźć coś dla siebie. Każdy
stojak zawiera ubrania o innym kolorze. Podeszłam do tego na którym
wiszą niebieskie. Wybór i tak był trudny, jednakże skoro to moje
urodziny, to musiałam się ubrać elegancko. Wybrałam więc
sukienkę bez ramiączek sięgającą moich kolan. Uwielbiam ją,
głównie ze względu na to,że jest mojej ulubionej barwy,morskiej
(Nie rozumiem dlaczego wisi między niebieskimi rzeczami, przecież
to dwa różne kolory !)
Wyszłam
z garderoby trzymając wieszak z sukienką. Wzięłam bieliznę, po
czym poszłam do mojej łazienki.
Weszłam
do wanny, która zmieściłaby 3 osoby. Kąpiel z bąbelkami zawsze
działała na mnie odprężająco, więc i tym razem pomogła.
Przestałam myśleć o wszystkim.
Po
godzinie, wyszłam z łazienki ubrana, czysta i uczesana. Niestety w
dniu moich urodzin muszę mieć na sobie diadem, więc musiałam
uczesać się w koka. Jakoś wytrzymałam, jednak przy związanych
włosach czuję się strasznie odkryta.
-
Beznadzieja - mruknęłam - mam tam wyjść prawda? - spytałam się
postaci w lustrze. Ona jednak nie chciała mi odpowiedzieć, co
zresztą mnie nie zdziwiło. - no to... wychodzę.
Jak
powiedziałam, tak zrobiłam. Otworzyłam drzwi mojej sypialni i
ruszyłam prosto do jadalni. Przecież nawet księżniczka musi coś
jeść. Przeszłam cały hol i znalazłam się w jadalni. Usiadłam
przy wielkim, dębowym stole, w czasie gdy kucharka przyniosła mi
śniadanie.
-
Dziś naleśniki dla panienki - powiedziała - życzę smacznego.
Obsługa
zawsze zapomina o moich urodzinach, dlatego też nie składają mi
nigdy życzeń. Jadłam powoli naleśniki, bo chciałam jak
najpóźniej wyjść do ogrodu.
Gdy
już zjadłam, wyszłam. W pewnym momencie usłyszałam głos kogoś
z obsługi, mówiącego :
-
Idzie.
Wiedziałam,
że jak tylko przekroczę próg domu usłyszę głośną muzykę.
-
Kiedyś muszę to zrobić - pomyślałam - więc czemu nie teraz ?
I
otworzyłam drzwi. Usłyszałam moją ulubioną muzykę graną z
każdej strony. Nawet nie zauważyłam, gdy podszedł do mnie ojciec.
-
Witaj Janice.
-Cześć
tato - odpowiedziałam. Wiedziałam, że zaraz przemówi do
wszystkich z naszego miasta, dlatego moje policzki zrobiły się
czerwone. Zawsze tak się ze mną dzieje, gdy jestem zdenerwowana.
-Janice
?
-Słucham
?
-Odpowiesz
na moje pytanie ?
-Jakie
pytanie ? Przepraszam, zamyśliłam się.
-Zapytałem
czy jesteś gotowa na moją przemowę ?
-Aaa...
tak. Zaczynaj, proszę.
Skinął
głową i stanął na podium.
-Drodzy
mieszkańcy Horspolis - zaczął - jak pewnie wiecie dziś są
urodziny mojej córki, Janice - rozległy się oklaski - ponieważ są
to jej 13 urodziny, musiałem podjąć bardzo ważną decyzję. Nie
będę wiecznie żył, muszę wybrać następczynie tronu. Będzie
nią nikt inny jak Janice !
Myślałam,
że zaraz eksploduję. Ja mam być przyszłą królową ?! Nagle
wszystko stało się rozmazane, a wkrótce nic nie widziałam
***
-Janice
! Janice ! - usłyszałam znajomy głos.
-Yhm...
? - mruknęłam sennie.
-Nic
ci nie jest ! Na szczęście - rozpoznałam w tym głosie Abiegail,
moją kuzynkę.
-Co
się stało Abbie ? - zapytałam. Zaczęłam się podnosić z mojego
łóżka na którym w tajemniczy sposób się znalazłam.
-
Zemdlałaś. Na szczęście byłaś nieprzytomna tylko przez pół
godziny - uścisnęła mnie - tak się cieszę, że nic ci się nie
stało.
-
Hmm no cóż ja też.
-
Rozmawiałam z twoim ojcem.
-
Jest bardzo źle ?
-
Jest bardzo dobrze ! Do czasu aż będziesz mogła usiąść na
tronie, jesteś pod moją opieką. Mam ci służyć radą,
pocieszeniem, ochroną i przyjaźnią oczywiście.
-
Czyli to nie był sen ?
-
Nie. Będziesz królową. Annabeth to się nie spodobało.
-
Jakby jej się cokolwiek podobało - przewróciłam oczami.
Uwielbiałam rozmawiać z Abbie, bo zawsze mogłam być wobec niej
szczera.
-
Janice ? Jesteś gotowa na nieprzyjemną wiadomość ?
-
Gadaj.
-
Muszę cię uczyć angielskiego.
-
Ojciec ci kazał prawda ? - spojrzała na mnie smutno. Mój ojciec
zawsze prosi o przysługi, ale sam nigdy nie pomaga.
-
Janice jestem pewna, że razem damy sobie radę.
-
Nie o to chodzi !
-
A o co ?
-
Chodzi o to, że... mam wrażenie, że mój ojciec coś przede mną
ukrywa.
-
Też mi się tak wydaje - nie dowierzałam własnym uszom. Abbie
zauważyła, że coś z nim nie tak ?
Nagle
usłyszałyśmy czyjeś wrzaski. Nie wychodziłyśmy z mojej
sypialni, bo nie byłyśmy pewne co się dzieje. Chwilę później,
Annabeth otworzyła drzwi od mojego pokoju, z takim hukiem, że echo
poszło na cały dom.
-
Dlaczego niby ty ?! - wrzasnęła.
-
O co ci chodzi Annabeth ? - zapytałam spokojnie, będąc wdzięczna
mojemu głosowi, że nie załamał się podczas tych słów.
-
Dlaczego to ty masz być królową ?!
-
Nasz ojciec tak zadecydował, nie miałam na to wpływu. - zaczęłam
bać się tego, co Annabeth knuje. Na szczęście z pomocą przyszła
mi Abbie.
-
Dziwisz się swojemu ojcu ? Annabeth, czemu nie zostaniesz królową
? Pomyśl. Bo jesteś samolubną jędzą.
-
Jak śmiesz ! - wrzasnęła Annabeth - Janice oddaj mi diadem, bo
inaczej !
-
Bo inaczej co, Annabeth ?! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić ! - po
czym zrobiła coś czego kompletnie się nie spodziewałam po Abbie.
Kopnęła tak mocno moją siostrę, że aż zemdlała. Pomyślałam,
że to nie było możliwe.
-
Wow, Abbie. Zaczynam się ciebie bać. - powiedziałam oniemiała.
-
Jak nauczę cię kilku kopniaków będziesz ode mnie lepsza -
mrugnęła do mnie - a teraz szybko się pakuj. Musimy uciekać,
zanim nas ktoś znajdzie.
-
Cccooo ? Aaaale dlaczego ? Przecież...
-
Janice mamy mało czasu. Pakuj się i uciekamy stąd.
Spanikowana
pobiegłam do swojej garderoby. Wzięłam największą moją torbę i
spakowałam do niej mnóstwo ciuchów, bo nie spodziewałam się
wrócić do domu prędko. Spakowałam też kilka moich kart bankowych
i kredytowych, bo przecież Abbie musi mnie zabrać gdzieś, a chyba
tanio tam nie będzie.
-
Gotowa - odparłam.
-
To dobrze. Teraz musisz pokazać, że jesteś szybka. Biegnij za mną,
aż nie krzyknę JUŻ. - powiedziała Abbie i zaczęła biec.
Biegłam
zaraz za nią. Skończyłyśmy biec chyba po 10 minutach. Byłyśmy w
lesie, a ja, ledwo mogłam oddychać.
-
Już.
-
Co to za miejsce ?
-
Czy to ważne ? Jesteś tu bezpieczna. Na razie.
-
A co mi może zagrażać ?
-
Nie ważne. Możesz tu na mnie poczekać ? Jutro wrócę.
-
A gdzie idziesz ? I gdzie będę miała spać ?
-
Idę do zamku. Muszą myśleć, że sama uciekłaś. Masz - podała
mi śpiwór - zaraz sobie rozłożysz w namiocie. Ja go postawię.
To
ostatnie powiedziała po tym jak zaczęłam sięgać do worka z
namiotem.
-
Abbie jesteś taka kochana - dałam jej całusa w policzek - dlaczego
to robisz ?
-
Nie umiem ci tego wyjaśnić. Po prostu... jesteś moją małą
kuzynką.
-
A tam. To tylko 5 lat różnicy - machnęłam ręką - Ja wiem, że
coś jest na rzeczy.
-
Janice... musisz się położyć. Najbliższy tydzień będzie ciężki
dla ciebie - powiedziała, mi to z takim smutkiem, że aż zaczęłam
się zastanawiać co to może znaczyć.
-
Idziesz już ?
-
Niestety. Będę tu jutro, obiecuję.
-
No... dobrze. - powiedziałam lekko się jąkając - Do zobaczenia.
-
Do jutra, Janice.
I
poszła. Zostałam sama, w lesie. Nie rozumiem jak można spać w
namiocie. Przecież jest całkowicie niepraktyczny !
Co
się będzie teraz działo - pomyślałam - Przecież teraz całe
moje życie się zmieni.
***
-
Nienawidzę lasu - pomyślałam.
Ucieszyłam
się, że wzięłam mój zestaw wilgotnych chusteczek. Nie musiałam
być tak bardzo brudna. Wytarłam się wszędzie gdzie mogłam i
zaczęłam się przebierać.
Założyłam
na siebie czerwoną bluzkę i czarne, długie spodnie. Wiedziałam,
że to właśnie w tych ubraniach nikt mnie nie rozpozna. Popsikałam
się swoimi swoimi ulubionymi perfumami - pachną kokosami.
Nagle
usłyszałam szmer. Na początku pomyślałam, że to może Abbie
zmierza w moją stronę. Jednak zamiast zobaczyć śliczne, blond
włosy mojej kuzynki, ujrzałam kruczoczarne warkocze zbliżające
się w moją stronę z wielkim impetem. Już po chwili z krzaków,
wyłoniła się moja siostra, Annabeth.
-
Witaj siostrzyczko - powiedziała z ironią w głosie - jak miło
znowu cię widzieć.
-
Annabeth - zająknęłam się mówiąc jej imię - jak ty tu ... ? co
ty tu ... ?
-
Jak tu się dostałam ? Co tu robię ? To jest chyba oczywiste.
Jestem tu by się ciebie pozbyć. A dostać się tu nie było trudno.
Twoje perfumy czuć z bardzo daleka.
-
Annabeth, nie rób tego. Przecież... nawet jeśli to ja będę
królową, to ty będziesz mieszkać na zamku.
-
Ale mnie chodzi o to bym ja była królową, a ciebie nie było w
moim zamku !
-
Annabeth... - nie skończyłam nawet zdania, moja siostra kopnęła
mnie w brzuch. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać. Zobaczyłam
uśmiech Annie, a potem już tylko ogarniała mnie ciemność.
***
-
Aaa ! - krzyczałam zanim jeszcze się obudziłam.
Myślałam
ciągle – to był tylko sen...- ale nie mogłam powstrzymać myśli,
że mogło to się zdarzyć. Żeby się przekonać musiałam spojrzeć
na brzuch. Nic się z nim nie stało. Nie było siniaków, blizn ani
krwiaków.
Ciągle
myślałam o tym, co teraz może robić Abbie. Spojrzałam na ekran
mojego telefonu na którym zobaczyłam, że jest dopiero 6.00. Pewnie
moja kuzynka spała, a ja nie chciałam jej przeszkadzać.
Nagle
w oddali zobaczyłam jasny kształt i usłyszałam śmiech. Bałam
się kto to może być i co tu robi. Wyszłam z namiotu i przez
przypadek nadepnęłam na gałązkę. Chichoty ucichły. Słyszałam
tylko, jak bije moje serce. Z miejsca w którym wcześniej była
huczna zabawa, zaczęły iść w moją stronę dwie postaci. Zaczęłam
się cofać, lecz tamci chodzili w nienaturalnie szybkim tempie. Nie
miałam szansy uciec.
Zbliżające
się postaci, zatrzymały się za krzakami nieopodal mojego namiotu.
Próbowałam przyjrzeć się im i jedyne co udało mi się
wywnioskować, to to, że był to jakiś chłopak i dziewczyna.
Usłyszałam
jak odezwała się dziewczyna:
-
Ty też to czujesz ? - zaczęła wąchać – to...
-
Heros – dokończył zdanie chłopak – ale jakiś taki...
niepewny, nie znający siebie.
-
To dlatego z daleka nie dało się go wyczuć. Chodź.
Znowu
zaczęli iść. Nie rozumiałam tego zdania o herosie,ale nie
sądziłam, że mogło tu chodzić o mnie. Niestety los był
odmiennego zdania.