sobota, 20 września 2014

Rozdział XIV.Przysięgam.

Każdego dnia robiłam to samo. Budziłam się, szłam się umyć, zjeść posiłki. Prawie cały czas siedziałam w swoim pokoju. Bałam się wyjść na balkon, od kiedy na drzewie zauważyłam Jacka. Dopiero gdy go opuściłam, zrozumiałam, że bardzo źle postąpiłam, przyzwyczajając go do mnie.
Nie powiedziałam Abbie co Jacek zrobił. Czekałam cierpliwie, na przybycie transportera, by potem móc odlecieć daleko od wszystkich problemów związanych z Jackiem. Na Ziemi (B1) miałam poznać takich, jak ja.
W końcu doczekałam się przybycia środka transportu. Obudziłam się o 10.00. Abbie wychodziła wtedy z łazienki.
- Cześć, Janice.
- Cześć. Przyleciał ? - zapytałam, jak każdego ranka.
- Tak. Godzinę temu.
Poszłam się umyć. Byłam bardzo podekscytowana. Kąpiel nie pomogła mi się uspokoić, więc gdy byłam czysta, prędko poszłam do mojej garderoby po ubrania. Założyłam czerwoną bluzkę z długim rękawem i niebieską spódniczkę sięgającą połowy mojego uda. Następnie wzięłam jedną ze swoich toreb by wykorzystać ją, jako kosmetyczkę. Chciałam sama przygotować się na ten wyjazd.
Spakowałam wszystkie swoje kosmetyki. Ubrania miały być przewiezione na wieszakach. Moje sprzęty takie, jak laptop, tablet, IPod i MP3 pochowałam do specjalnej na to torby. Mojego IPhone'a pozostawiłam w swojej torebce wraz z błyszczykiem i gumą do życia.
Buty, pomyślałam, muszę spakować buty.
To było trudniejsze zadanie. Buty musiałam pakować do wielkiej walizki. Było ich strasznie dużo. Na spakowanie ich nie wystarczył jeden bagaż. Schowałam je do 3 kufrów.
Nagle rozległo się pukanie. Krzyknęłam "proszę" i w tym momencie weszło kilka osób z obsługi. Bez słowa podeszli do mojej garderoby, by wziąć z niej wszystkie moje wieszaki. Na szafce pozostawili mi jedynie czarną koszulkę i białe spodenki. Miałam je założyć następnego dnia.
Po osobach od wieszaków weszły kolejne osoby, które wzięły moje walizki i torby. Współczułam im, ponieważ domyślałam się, ile mogą ważyć wszystkie moje rzeczy.
W końcu wyszłam do jadalni, by wreszcie zjeść śniadanie. Na stole czekała na mnie porcja placków ziemniaczanych polanych jogurtem i posypanych cukrem. Słyszałam każdy swój kęs, każde uderzenie zęba o ząb, albo o widelec. Jadłam powoli każdego placka, aż w końcu mój talerz był pusty. W tym samym momencie, w którym przełknęłam ostatni kawałek, do kuchni weszła Annabeth.
- Janice ? Możemy porozmawiać ? - po raz pierwszy w moim życiu, nie słyszałam w jej głosie nuty nienawiści. Skinęłam głową, ponieważ domyślałam się, że chce mi powiedzieć coś poważnego. Ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju. Gdy już się tam znalazłyśmy, zamknęła drzwi.
- Janice, ja... chciałabym cię przeprosić. Nigdy nie traktowałam cię dobrze. Dopiero teraz zrozumiałam, że popełniłam błąd, uważając cię za swojego wroga.
- Jasne nie ma sprawy - powiedziałam. Nigdy nie miałam jej tego za złe, rozumiałam to, jako jej charakter, nie jakieś "widzi mi się".
- Chciałabym ci powiedzieć, że... jestem w ciąży.
- Ooo... super. - nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Miała zaledwie 15 lat i była w ciąży. To nie było normalne.
- No właśnie nie. Bo widzisz... nie jestem w ciąży z Adamem - zadziwiła mnie ta informacja. Zawsze sądziłam, że jak Annie miałaby być kiedykolwiek w ciąży, to tylko ze swoim chłopakiem, którym wtedy był Adam - On tak samo, jak ja jest tym przerażony, tym bardziej, że... nigdy z nim tego nie robiłam.
- To z kim... ?
- Jezu, Janice, ja... - z jej oczu zaczęły skapywać łzy - Zawsze, gdy ty byłaś traktowana, jak księżniczka, ojciec traktował mnie... zwyczajnie. Tak jakbym nie była królewską córką, tylko jakimś dzieckiem jego podwładnych. On mnie zgwałcił, Jani. I dla twojego dobra, radzę ci byś nie pojawiała się tutaj w święta, wakacje, czy inne dni wolne.
Dopiero wtedy zaczęłam rozumieć jej słowa. Mój ojciec ją zgwałcił. Nie, poprawka. JEJ ojciec ją zgwałcił ! To było dla mnie obrzydliwe.
Wtedy też zdałam sobie sprawę, że to nie było wszystko. Moja, nasza matka była zwykłą... zdzirą. Tylko to słowo przychodziło mi na myśl. Matka Annabeth była zdzirą, a ojciec pedofilem.
- A co z tobą ? - zapytałam uświadamiając sobie, że moja siostra chce mnie chronić własnym kosztem.
- Ja... od jakiegoś czasu planuję ucieczkę z Adamem. Tobie się udało, więc i nam musi się udać.
- Wobec tego... pozostaje mi życzyć ci powodzenia.
- Tobie też się przyda.
- Nie tak, jak tobie.
- Cieszę się, że chociaż raz mogłyśmy szczerze porozmawiać i, że teraz już wiesz.
- Jak będę królową, przysięgam, że zrobię wszystko co w mojej mocy by pozbyć się naszego ojca.
- Pa, siostro.
- Cześć, Annie.
Pierwszy raz ją tak nazwałam na głos. Przytuliłyśmy się, a potem poszła ona do swojego pokoju.
Bardzo krótko byłam sama. Właściwie to położyłam się spać i zasnęłam, w momencie gdy Abbie wchodziła do mojego pokoju. Ostatnia myśl, jaką widziałam przed snem, dotyczyła mojej przysięgi, złożonej Annabeth.


***


- Janice, obudź się - mówiła do mnie Abbie - czas ruszać.
Dopiero jej ostatnie słowa przekonały mnie do wstania z łóżka. W pokoju panowały egipskie ciemności. 
Ubrałam na siebie ubrania, które zostawiła dla mnie służba, a potem wraz z Abbie poszłyśmy w stronę lotniska. Stał tam transporter. Przypominał niby samolot, niby rakietę. Nigdy nie interesowałam się środkami transportu, dlatego też nie zastanawiałam się długo, jak nazwać wygląd transportera. 
Weszłyśmy do środka. Tam czekały na mnie Ola i Zoey w towarzystwie Christiana, Nico, Elizabeth, Mary, Dymitra i Rose. A więc byłam na nich skazana. 
- A co z Damienem i Kinią ? - zapytałam zaciekawiona, bo nie wiedziałam co się z nimi działo po moim wyjeździe.
- Oni są u siebie. Ochrona ciebie jest ważniejsza - powiedziała Rose.
- Jasne.
Gdy usiadłam w fotelu, drzwi transportera zaczęły się zamykać Głos pilota grzmiał mi w uszach.
- Witamy na naszym statku. Prosimy o zapięcie pasów.
Zrobiłam to, co kazał zrobić pilot. A potem wzlecieliśmy w powietrze. Nawet nie czułam prędkości tego czegoś. Minęła godzina i byliśmy na miejscu. Zaczęliśmy wstawać z siedzeń. Gdy drzwi się otworzyły przywitało nas słońce.
- Witajcie ! - powiedziała jakaś kobieta. Wyglądała, jak moja matka.
Żadnej zmarszczki. Brązowe włosy opadały jej do łopatek. Była ode mnie niższa.
- Jesteście na terenie Akademii Herosów, która znajduje się na Rodos, wyspie poświęconej Heliosowi.

piątek, 19 września 2014

Rozdział XIII. Pożegnania to najtrudniejsza część życia.

Wszystko działo się bardzo szybko. Następnego dnia po poznaniu prawdy o swoim pochodzeniu, żegnałam się z Abbie, by ta mogła wrócić do mojego domu. Kolejne 2 dni przeznaczyłam na tłumaczenie Jackowi, co i dlaczego chcę zrobić. To pożegnanie  w okolicy bram mojego zamku  przysporzyło mi najwięcej problemów.
- Nie chcę byś jechała do tej szkoły - powiedział, trzymając mnie za obie ręce. Jego uścisk był zbyt mocny, bym mogła go puścić.
- Jacek. Wiesz, że muszę opanować swoją moc. Poza tym... to jest szansa bym poznała swoją matkę ! Straciłam ją mając 3 lata ! A teraz mogę ją w końcu odzyskać !
- Janice, rozumiem twoje powody. Ja jednak nie mogę pogodzić się z faktem, że chcesz mnie opuścić. Nie dość, że wyjedziesz na 5 lat, to jeszcze będziesz na innej planecie !
- Wiem, że będę daleko. Ale pamiętaj, czekałeś na mnie 200 lat, kolejne 5 nie może ci sprawić kłopotu !
W końcu udało mi się wyrwać dłonie z jego uścisku. Szybko podeszłam do bramy, przez którą on nie mógł przejść.  Zanim moja matka odeszła, poprosiła moich ojców o zabezpieczenie przed "potworami" do których niestety Jacek się zaliczał. To moja intuicja kazała mi podejść.
- Janice, proszę ! Nie zostawiaj mnie !
- Przykro mi Jacek. Żegnaj.
Zaczęłam iść z moją torbą do domu. Jacek cały czas wykrzykiwał moje imię, a ja powstrzymywałam łzy. Najgorsze dla mnie było to, że ja, nie do końca go kochałam. Nie był dla mnie kimś, z kim mogłabym spędzić całe swoje życie, tak jak się stało w moim śnie. Raczej byłby moim przyjacielem. Zależało mi na nim, ale nie zgadzał się z podjętą przeze mnie decyzją. Dlatego musiałam go opuścić.
Chciałam poznać swoją matkę, tak jak i moc, która w moich żyłach płynęła. Zostając w Horspolis, Pigitry albo innym mieście mego kraju, nie mogłabym się zbliżyć do celu.
Idąc ścieżką nie zauważyłam zapalonych świateł. Moja ucieczka, jak widać wszystko zmieniła.
Słyszałam głośno każdy swój wdech i wydech. Tlen niby dostawał się do moich płuc, ale przez napięcie, jakie panowało w moim ciele, czułam jakbym niewiele powietrza miała w organizmie.
Minęłam 10 schodów. Byłam dosłownie przed drzwiami mojego domu. Nie wiedziałam co robić. Otworzyć i wejść przez drzwi ? Zapukać ? Zdecydowałam się na to drugie, ponieważ wydawało się bardziej neutralne. Ledwie to zrobiłam, drzwi otworzył mój ojciec, który po spojrzeniu na mnie, gwałtownie wziął mnie w swoje ramiona.
- Janice ! Nic ci nie jest.
- Cześć tato.
- Wejdź do środka.
Znowu byłam w domu. 5 obrazów na obu ścianach przedpokoju przypominało mi o cenności tego miejsca.
- Wejdźmy do salonu, tam porozmawiamy.
Przeszliśmy długim korytarzem do naszego ogromnego salonu. Po warunkach w jakich mieszkałam ostatnimi dniami, to pomieszczenie wydawało się wielkości czyjegoś mieszkania. Usiadłam w swoim ulubionym fotelu. Cudownie było znów zatonąć w tych miękkich poduszkach. Ojciec zajął miejsce dokładnie naprzeciwko mnie.
- A więc... - zaczął - dlaczego uciekłaś ? Gdzie byłaś przez całe dwa tygodnie ?
Nie byłam w domu przez całe 2 tygodnie. To zdanie szalało w mojej głowie. Musiałam odpowiedzieć na te pytania, by później móc spokojnie funkcjonować.
- Ja... nie mogłam uwierzyć, że mam być królową. Byłam zdezorientowana. Musiałam to zrozumieć, przemyśleć. Już się z tym pogodziłam. Byłam w lesie, a gdy byłam głodna szłam do fast fooda.
- Wuju ? - do pokoju weszła Abbie.
- Witaj Abiegail, o co chodzi ?
- Czy mogłabym z tobą pomówić na osobności ?
- Tak, oczywiście. Janice idź do swojego pokoju.
DO MOJEGO POKOJU.
Skinęłam głową po słowach ojca i ruszyłam w stronę pomieszczenia, w którym spędziłam 13 lat.
Będąc znowu w moim azylu, poczułam się wolna. Skoczyłam na swoje łóżko, przykryte kołdrą o barwie morza. W każdym razie myślałam, że taki to był kolor, bo nigdy nie byłam nad morzem. Znałam je tylko z opowieści.
Następnie spojrzałam w kąt, który znajdował się blisko mojego balkonu. Stało w nim, zwykłe, białe łóżko. Nie pasowało do błękitnego wnętrza mojego azylu.
Wyszłam na balkon. Zauważyłam jakiś kształt na drzewie w pobliżu bramy. Tam stał Jacek. Jego czerwone oczy były skierowane prosto na mnie. Obserwował każdy mój ruch. Nie podobało mi się jego zachowanie. W ostatnich dniach odczuwałam od niego przesadną troskę, jakby dostał jakiejś obsesji. Wzięłam głęboki wdech, płytki wydech. I tak kilka razy. Odchodząc z Horspolis, miałam opuścić również jego. Nie chciałam go krzywdzić, choć pewnie on odbierał to inaczej.
Do pokoju wszedł mój ojciec. Natychmiast wróciłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi na balkon.
- No więc, Janice - powiedział - Po rozmowie z twoją kuzynką, stwierdziłem, że ma rację. Potrzebujesz towarzystwa osób w swoim wieku i musisz się uczyć. Zaproponowała mi, żebyś pojechała do szkoły z internatem. Zgodziłem się, a ty pojedziesz tam w towarzystwie Abiegail. Wrócisz do domu, jako 18-letnia księżniczka, gotowa na przejęcie władzy. Nie cierpię sprzeciwu, dlatego też masz tam jechać. Nie ważne, jak bardzo byś tego nie chciała.
Byłam zaskoczona tym, jak szybko Abbie go przekonała. To był moment na to, bym zaczęła grać.
- Kiedy mam wyjechać ? - zapytałam.
- 25 sierpnia. Do tego czasu, twoja kuzynka będzie cię pilnowała, dzień i noc.
- Dobrze.
- Powinnaś odpocząć. Idź spać.
Zrobiłam to o co mnie prosił. Nie wróciłam do domu o wczesnej porze. Jackowi mogłoby to zagrażać, dlatego też wyruszyliśmy dopiero o 19.00. Na miejscu byliśmy pół godziny później, a kolejne 30 minut się żegnaliśmy. No, ja próbowałam. On w tym czasie chciał mnie przekonać do zmiany zdania.
- Janice ? - zapytała Abbie wchodząc po cichu do pokoju.
- Hey, Abbie.
- Rozmawiałam o transporcie z dyrektorką. Weźmiemy ze sobą dwie dziewczyny, które też chcą się uczyć w tej szkole.
Abbie nie mogła powiedzieć "Rozmawiałam o transporcie z twoją matką" ani "Weźmiemy ze sobą twoje siostry", bo ktoś mógł nas podsłuchiwać.
- Co będę miała ze sobą wziąć ?
- Hm... polecam ci wziąć ubrania, pieniądze, buty, kosmetyki, jakieś torby i oczywiście sprzęty elektroniczne.
- Super. Mogę wziąć całą swoją garderobę ?
- Chcesz spakować całe pomieszczenie ? - śmiech Abbie rozbrzmiewał mi w uszach. Słysząc go zawtórowałam swojej kuzynce, jednak po chwili się uspokoiłam.
- Chodziło mi o zawartość mojej garderoby.
- Ech... jeśli naprawdę tego chcesz. Na twoje szczęście transporter przyjedzie dzień wcześniej.
- A kiedy przyjadą te dwie dziewczyny ?
- Dzień przed wylotem. Od razu zabierzemy je do transportera, który będzie czekał na waszym lotnisku.
Dom z lotniskiem. To było podobno marzenie wielu osób. Dla mnie było to po prostu źródło hałasu. Na szczęście bardzo rzadko coś tam lądowało.

piątek, 12 września 2014

Rozdział XII. Prawda gorsza niż kłamstwo

Spodziewałam się naprawdę wszystkiego po tym co mi powie. Jednak i tak bardzo mnie zaskoczyła. Słuchałam jej uważnie, cały czas się jej przysłuchiwałam i nie dowierzałam własnym uszom. Przeraziło mnie to ile rzeczy zostało przede mną ukrytych.
Na samym początku swojej wypowiedzi, poprosiła nas byśmy niczego nie oceniały. Miałyśmy poczekać, aż skończy nam tłumaczyć. Gdy Christian i on usiedli na kanapie naprzeciwko mnie i moich sióstr zaczęła nam wszystko opowiadać.
Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy.
1. Planeta na, której mieszkam istnieje, od niedługiego czasu.
2. Planeta, która jest oryginałem tej została przeludniona, więc trzeba było zrobić coś, by zmniejszyć populację "Ziemi". W tym celu stworzono moją planetę, Ziemię B2.
3. Moja planeta jest wynikiem jakiegoś chorego eksperymentu naukowców.
4. Na tę planetę zostali przesiedleni najbogatsi ludzie. Biedni i bezdomni dostali w spadku ich domy.

Byłyśmy zaskoczone samą historią naszej planety. To była pierwsza rzecz o której Abiegail nam powiedziała. Potem doszło do rozmowy o NAS.

Okazało się, że moja matka bardzo źle się czuła z królem. Mój ojciec podobno wykorzystywał ją do swoich potrzeb seksualnych, co już samo w sobie było dla mnie obrzydliwe. W czasie gdy on pojechał w jakiejś delegacji, moja matka poznała boga. Chciał mieć kolejne dziecko, no więc moja matka została zapłodniona. Następnego dnia rano poznała kolejnego boga, który naprawdę zauroczył się ją urodą. Znowu doszło do stosunku. Tego samego dnia, ale wieczorem zdarzyło się dokładnie to samo, tyle, że z innym bogiem. Moja matka podobno potrzebowała pocieszenia u bogów, bo nie czuła się dobrze z moim ojcem. A, że była młoda, nie czuła się jakoś bardzo z tym źle. Nie mogłam uwierzyć, że była taką idiotką.
Gdy już mój ojciec wrócił do kraju, moja matka właściwie nie opuszczała szpitala. Chciała ukryć tak poważną ciążę, co jakimś cudem jej się udało.
Gdy już urodziła się nasza trójka zrozumiała, że źle zrobiła będąc z trójką bogów. Biologicznie okazało się, że każdy z tych bogów jest naszym biologicznym ojcem. Król nie mógł się dowiedzieć o narodzinach trojaczków dlatego też ukryła moje siostry u swoich przyjaciółek podczas gdy ja byłam na zamku.
Po kilku latach oświadczyła królowi, że nie chce z nim być. Jednak on nie chciał pozwolić na taką hańbę, dlatego też zawarli pewien układ. Moja matka miała zainscenizować swoją śmierć, po czym odejść. Uciekła na Ziemię (B1). Tam otworzyła szkołę dla takich, jak ja. Szkołę dla HEROSÓW.
Po tych wszystkich wiadomościach przerażona zapytałam:
- Abbie ? Kim są nasi ojcowie ?
- Wasza matka, jak była młoda była naprawdę urodziwa - powiedziała - Zauroczyła nawet Wielką Trójkę. Waszymi ojcami jest Zeus, Hades i Posejdon.
To już właściwie była naprawdę dziwna informacja. A po tym Abbie powiedziała, że każda z nas musi jednego z nich uznać, za tego głównego. Ja zastanawiałam się nad Posejdonem albo Zeusem. Hades był dla mnie zbyt negatywnie kojarzoną się postacią.
Jako pierwsza zabrała głos Alexa.
- Ja uznaję Hadesa.
Wszystkie spojrzałyśmy na nią spode łba. Wzruszyła ramionami. Zoey nie próżnowała i powiedziała:
- Ja uznaję Zeusa.
Zostałam ja. Mogłam wybrać któregoś z tych bogów co moje siostry albo Posejdona. Mój lęk przed spadaniem sprostował całą sytuację i już byłam pewna kto powinien być moim ojcem.
- Ja uznaję Posejdona.
Abbie wiedząc, że każda z nas już uznała za swojego ojca któregoś z bogów od razu poczuła się lepiej.
Stwierdziła, że musimy jechać do tej szkoły co to moja mama jest tam dyrektorką.

Po tym wszystkim, omówiłyśmy jeszcze pewne szczegóły. Razem z Abbie stwierdziłyśmy, że nie możemy razem wrócić, bo wyglądałoby to podejrzanie. Moja kuzynka miała wrócić do zamku 2 dni przede mną, by powiedzieć, że nie mogła mnie znaleźć. Potem Jacek by mnie zaniósł itd. Jemu nie przypadł ten pomysł do gustu. Nie podobało mu się to, że mam go opuścić i być od niego aż tak daleko. No cóż... nie każdemu musi wszystko pasować by mnie się to podobało.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział XI. Każdy zasługuje na poznanie prawdy.

- Hm... tak, Janice. Jesteście trojaczkami. Wszystko wam wyjaśnię, obiecuję. -  Abbie chyba nie była pewna tego, co miała mówić. Nie dziwiłam się jej, bo sama na jej miejscu też czułabym się nieswojo. Jednak byłam na nią wściekła. Słowa typu "obiecuję" i "wyjaśnię" słyszałam wiele razy, nikt jednak po wymówieniu tych słów nie robił nic, by stały się prawdą.
- Jestem Zoey - odparła dziewczyna - Wy to pewnie Alexa i Janice. Miło mi was poznać.
- Nam również - powiedziała Alexa. Chyba domyśliła się, że ja, nie chciałam nic odpowiedzieć, dlatego też użyła liczby mnogiej.
- Proszę wejdźcie. - wpuściła nas do środka - rozgośćcie się. Abbie, wiesz gdzie są wasze pokoje ?
- Tak.
- Świetnie. Wskaż im i spotkamy się w salonie za pół godziny.
- Jasne. Chodźcie na górę.
Okazało się, że nie była to zwykła chatka. To był raczej motel. Z daleka wydawał się mały, ale w środku był ogromny.
 Abbie zaprowadziła nas na 3 piętro, ostatnie.
- No więc... Zoey załatwiła nam 4 pokoje. Jest nas 11. Do trzech idą 3 osoby, do jednego - dwie. Myślę, że najlepiej będzie, jak w każdym pokoju będzie co najmniej 1 manpir.  Damien niech będzie wraz z Dymitrem i Nico. Rose będzie w pokoju z Alexą i Janice, a Mary i Elizabeth - z Kinią. Ja będę z Christianem.
- Kiedy to wszystko obmyśliłaś ? - zapytałam pełna ciekawości, bo gdy Abbie to mówiła, nawet na chwilę nie zamyśliła się.
- W samochodzie. Doprowadźcie się do porządku w łazienkach, które są w pokojach. Spotkamy się tutaj za 30 minut. Rose, wy macie pokój 13. Mary, wasz to 14, Dymitr wy idziecie do 15. Ja i Christian jesteśmy w 16.
- Chodźcie dziewczyny - powiedziała Rose i znacząco popchnęła mnie i Alexę w stronę pokoju nr 13. Pomyślałam "pechowa trzynastka, super"
Pokój nie miał dużych rozmiarów, a wszystko co się w nim znajdowało, było tanie. 3 łóżka, podłoga, półka, lampa... wszystko.
Przyzwyczajona do drogich wygładzin, łóżek z baldachimem i foteli obitych skórą, nie mogłam znieść tego widoku.
- Wezmę szybki prysznic - powiedziała Rose - wy w tym czasie nie zróbcie sobie krzywdy.
Szybko zniknęła za drzwiami łazienki. Nie mogłam wytrzymać grobowej ciszy, jaka nastała, więc spróbowałam nawiązać kontakt z Alexą.
- Od jak dawna wiesz o ty, że masz 2 siostry bliźniaczki ?
- Szczerze mówiąc to o Zoey nic nie wiedziałam - odparła - Abbie opowiadała mi tylko o tobie. Znam ją od 3 lat.
- Jak dużo wiesz o naszym pochodzeniu ?
- Myślę, że tyle co ty. Wiem, że nasza matka zginęła, a ojcem jest bóg.
- Apollo mi powiedział, że naszym ojcem może być Zeus, Hades, Posejdon, Ares, Hermes, Hefajstos lub Dionizos.
- Myślę, że Abbie wie, kto jest naszym ojcem.
- Ja też tak uważam.
- Jak myślisz, powie nam to, gdy zejdziemy na dół ?
- Nie mam pojęcia. Szczerze, to trochę obawiam się tego, co chce mi powiedzieć.
- Na pewno wyjaśni nam paradoks polegający na tym, że się nie znałyśmy.
- Teraz wasza kolej ! - krzyknęła Rose wychodząc z łazienki. - Janice ty idź pierwsza.
- Jasne. - odparłam. Wzięłam swoją kosmetyczkę i ruszyłam do łazienki. Spojrzałam na jej wnętrze. Białe kafelki, niezbyt wielkie lustro nad umywalką, mała kabina prysznicowa i ubikacja obok nie zachęcały do pobytu tam.
Zdjęłam z siebie sukienkę i bieliznę, a włosy pozostawiłam spięte, ponieważ kok zabezpieczał je przed zamoczeniem. Miałam zamiar je umyć następnego ranka. Otworzyłam kabinę prysznica i weszłam z mydłem w ręce. W trakcie rozmowy z Olą założyłam klapki, ponieważ nie chciałam nabawić się żadnej choroby.
Słuchawkę prysznica wzięłam do lewej ręki, a prawą odkręciłam wodę. Opłukałam nią ciało, po czym zaczęłam je namydlać. Od kilku dni miałam problemy z myciem się, dlatego też kąpiel ta wielce mnie ucieszyła. W końcu spłukałam mydliny z ciała i wyszłam z kabiny mając nadzieję, że pozostawiłam tam wszystko w takim porządku, w jakim ją zastałam.
Szybko wytarłam się ręcznikiem, po czym owinęłam go wokół swojego ciała, tak bym spokojnie mogła wyjść z łazienki. Musiałam przebierać się w sypialni, bo nie przygotowałam się, by od razu po kąpieli się ubrać.
Wyszłam ze skromnej łazienki i podeszłam do mojej torby. Wyjęłam świeżą bieliznę, którą natychmiastowo na siebie założyłam. Następnie włożyłam na siebie niebieską spódniczkę sięgającą moich kolan i żółtą koszulkę z napisem "Don't worry be happy". Podczas gdy ja się ubierałam, Rose chodziła w kółko po pokoju. Nie spoglądała w moim kierunku. Gdy tylko skończyłam się przebierać, Alexa wyszła z łazienki, do której musiała od razu po wejść, po moim opuszczeniu jej. Ona już tam się przebrała i miała na sobie fioletowe spodenki do kolan i pomarańczową bluzkę z kapturem.
- Skoro już jesteście gotowe, to chodźmy - powiedziała Rose.
Wyszłyśmy z pokoju. Na korytarzu zastałyśmy wszystkich, więc my byłyśmy ostatnie.
- Chodźmy na dół - powiedziała Abbie, gdy Rose zamknęła drzwi naszego pokoju na klucz. Następnie zaczęła schodzić po schodach. Zaprowadziła nas salonu, który był wielkości mojej garderoby. Zoey już tam na nas czekała. Siedziała po środku 3-osobowej kanapy. Przed nią stał stolik wokół którego były 2 fotele i jeszcze jedna sofa.
- Zapraszam, rozsiądźcie się - powiedziała po czym wskazała na miejsca - to jest właściwie sprawa rodzinna, więc jeśli nie chcecie, nie musicie tu być. - spojrzała na Damiena, Kinię i wszystkie manpiry.
Po jej słowach Damien wraz z Kinią ruszyli do swoich pokoi. Nico, Elizabeth i Mary poszli za nimi. Rose i Dymitr odeszli na drugi koniec pomieszczenia. Tylko Christian został z nami, ale sądząc po wyrazie jego twarzy, nie opuścił nas tylko ze względu na Abbie.
- No dobra Abbie - powiedziałam - to jest odpowiedni moment byś nam wszystko wyjaśniła.

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział X. Bo niespodzianek nigdy za mało.

Zrobiłam się senna. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo potrzebowałam snu. Jacek wziął mnie na ręce i wniósł do samochodu. Usiadł na tym samym miejscu co poprzednio,a mnie posadził na swoich kolanach. Wyszło, że właściwie spałam na nim, ale jakoś zbytnio to mi nie przeszkadzało. W końcu zasnęłam.

***

Po chwili miały otworzyć się drzwi. Stałam i czekałam, aż w końcu usłyszałam :
- A oto Królowa Janice I !
Na zewnątrz rozległy się oklaski, wiwaty i gwizdy. Wszystko wydawało się normalne, aż do momentu, gdy wszyscy do mnie zaczęli podchodzić.
- Moje najszczersze kondolencje.
- Przykro mi z powodu ich śmierci.
- Dobrze, że ty królowo żyjesz.
- Przykro mi z powodu śmierci twojej rodziny, Wasza Wysokość.
- Tylko się mogę domyślać, jak królowa się źle czuje z powodu zmarłego małżonka.
Nic z tego nie rozumiałam. Nie pamiętałam by ktoś z moich bliskich, prócz z mojej matki, umarł. A poza tym, miałam 13 lat, przecież nie mogłam mieć małżonka ! Nic z tego co ci ludzie mówili nie brzmiało dla mnie sensownie, aż do momentu gdy podszedł do mnie Damien.
- Przykro mi, że tak to się skończyło. Jako jego małżonka, to ty połóż kwiaty na grobie mojego brata.
Przekazał mi bukiet do ręki. Jego słowa oznaczały, że... Jacek nie żyje. Był moim mężem i umarł.
Podeszłam do grobu. Tam na samym dnie zobaczyłam 5 martwych ciał. Należały do Abbie, Annabeth, Alexy, mojego ojca i Jacka. Cała moja rodzina zginęła. Tylko ja przeżyłam. Czułam, że to nie mogło się tak skończyć. Zapłakana wrzuciłam kwiaty do grobu i zaczęłam biec. Uciekałam, jak najszybciej i jak najdalej. Chciałam zrobić coś, czego nikt nie mógłby mi wybaczyć.
Znalazłam to, czego szukałam. Po kilku minutach biegu odnalazłam nóż. Musiałam tylko wbić go sobie w serce. Nie potrafiłam. Wiedziałam, ze Jacek nigdy by mi nie wybaczył sposobu, w jaki chciałam umrzeć. Na szczęście ktoś inny pragnął mojej śmierci. Po chwili w moim sercu znajdowała się strzała. Z łuku wystrzeliła ją Shaunee.

***

Obudziłam się. Moje serce bilo bardzo szybko. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, zanim nie spotkałam spojrzenia Jacka. Jego mina świadczyła o tym,że nie rozumiał mojego zachowania.
On żyje, powtarzałam sobie, to był tylko sen.
- Janice, uspokój się. Zaraz serce wyskoczy ci z piersi.
Ach, to jego "poczucie humoru". Wtuliłam się w niego, wdzięczna bogom, ze nadal żyje.

Nie wiedziałam, jak długo jechaliśmy. Było ciemno za oknem, wiec podróż musiała nam zająć co najmniej 1 dzień.
Od kiedy byłam dzieckiem, jedynie gdzie wyjeżdżałam na wakacje, to właśnie były góry. Mój ojciec uważał, że wyjazd dalej, jest dla mnie zbyt "niebezpieczny". Jednak, to od 3 lat, nie mogłam opuszczać terenu mojego domu. Wtedy właśnie zostałam ogłoszona księżniczką.
- Janice, wszystko w porządku ? - zapytał nad opiekuńczo Jacek.
- Tak. Po prostu... przypomniałam sobie, że od 3 lat nie wychodziłam z terenu domu.
- Dlaczego ?
- Mój ojciec uważał, że gdybym wyjechała dalej, ktoś mógłby mi zrobić krzywdę.
- Och... Rozumiem.
- Tutaj wysiadamy ! - krzyknęła Rose.
Ach, góry. To było jedyne miejsce w którym czułam się dobrze i źle jednocześnie.

Jacek wziął mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz. Pozostałe strzygi dołączyły do nas. Nie było na nich, żadnego śladu, udowadniającego ich bieg.
Zapach świeżego powietrza uspokoił mnie. Poczułam, że wszystko jest na swoim miejscu, takie jakie powinno być.
- Janice ? - niepewnie wypowiedziała moje imię Abbie.
- O co chodzi ? - zapytałam pełna złych przeczuć.
- Widzisz ten domek ? - wskazała małą chatkę znajdującą się może 200 metrów od nas. - tam się zatrzymamy i... wszystko wam wyjaśnię.
Po tych słowach odeszła. Zrozumiałam, że będzie miała nam dużo do powiedzenia. Nie byłam już taka pewna, czy chciałam poznać prawdę. Jednak ciekawości nie mogłam powstrzymać i byłam bliska skakania w miejscu. 
Nagle podbiegły do mnie zwierzęta. Nie takie domowe, jak pies, kot lub mysz. Przede mną znajdował się piękny biały koń o długiej grzywie, a towarzyszył mu brązowy byk. Wszyscy patrzyli na mnie w zdumieniu. Myśleli, że te zwierzęta mnie zabiją. Jacek jednak najgorzej to zniósł, bo nie wiedział, czy ma mnie bronić, czy dać zwierzętom spokój. Bezradny stał w miejscu i przypatrywał się, gotowy do skoku.
Koń zarżał i schylił się tak, jakby prosił mnie o pogłaskanie. Nie. On tak nie wyglądał. ON PROSIŁ BYM GO POGŁASKAŁA.
- Pani, nie powinnaś być teraz na zewnątrz. - zarżał
- Dlaczego ? - zapytałam, po czym wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi szeroko oczami. Jedyną osobą, która wiedziała co się dzieje była Alexa.
- W nocy nie jest bezpiecznie - wytłumaczył mi byk. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę.
- Oni mają rację - odparła Alexa. Wtedy na nią wszyscy spojrzeli, jak wcześniej na mnie. - No co ? Wy tego nie rozumiecie ?
- Tego ? Wypraszam sobie - parsknął koń.
- Przepraszam.
- Kogo przepraszasz ? - zapytała Abbie
- Jak się wabicie ? - zapytałam zwierzęta.
- Ja jestem Fala, a to jest Błyskawica - zarżał koń.
- Falo, Błyskawico. Czy będziecie tu w najbliższych dniach ?
- Jeśli tego sobie życzysz, pani.
- W takim razie bądźcie, proszę.
- Chodź Janice - powiedziała Elizabeth i popchnęła mnie znacząco w stronę chatki.
- Janice. - powiedział Jacek. Odwróciłam się w jego stronę. - Nie możemy tam wejść. Zostaniemy tutaj, na zewnątrz.
Przytaknęłam. Abiegail podeszła do drzwi budynku i zapukała. Otworzyła je dziewczyna o brązowych włosach i oczach barwy złota. Jej twarz wyglądała jak moja.
- Jesteśmy trojaczkami ?! - to miało być pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak krzyk.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział IX. Bycie herosem mnie niszczy.

- Do tego klubu chcecie wejść ? - zapytała zdziwiona Abbie.
- Tak. To tu Damien przychodzi co niedzielę. - odpowiedział Dymitr - a o co chodzi ?
- Yhm... - Abbie była zakłopotana - Ja... Znam córkę właścicieli.
- Słucham ? - zapytałam zaskoczona odpowiedzią mojej kuzynki.
- Chodzi o to, że... Nie musimy wchodzić osobno, bo nie musimy wchodzić głównym wejściem.
Abiegail poprowadziła nas na tyły budynku. Tam zapukała kilkakrotnie w drzwi i po chwili wyłoniła się zza nich jakaś dziewczyna.
- Cześć Abbie - powiedziała. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam wrażenie jakbym patrzyła w lustro. Gdyby nie to, że była ode mnie trochę niższa, założyła inne ciuchy, a jej oczy miały barwę fiołków, to wyglądałybyśmy identycznie.
- Cześć Ola. - przywitała się moja kuzynka.
- Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała ! Nie lubię mojego imienia i miałaś mnie nazywać Alexą !
- Jasne... Mam do ciebie prośbę.
- Sądząc po ilości osób które ci towarzyszą,, jest to coś poważnego. Wchodźcie, zapraszam.
Alexa wprowadziła nas do małego mieszkania. Jego wielkość mnie nie zdziwiła, bo gdy chcesz zarabiać klubem, musisz na niego przeznaczyć dużą powierzchnię.
- Ty jesteś Janice, prawda ? - zapytała mnie - Abbie wiele mi o tobie opowiadała.
- Naprawdę ? - spojrzałam na swoją kuzynkę - Abbie wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi ?
- Ona nic nie wie, prawda ? - zapytała Ola. Chyba w życiu nigdy nie była czegoś pewna, sądząc po tym, jak często używa słowa "prawda".
- Nie wiem czego ? - wściekła zapytałam.
- Alexa jest twoją siostrą bliźniaczką. Wasza matka, odchodząc od twojego ojca, zabrała ją ze sobą. - powiedziała Abbie.
- Dlaczego ? - zapytałam. - Przecież jako księżniczka miałaby lepsze życie.
- Twoja matka miała ku temu powody.
- Jakie ?
- Janice, wszystko ci później wyjaśnię.
- Zawsze wymówki ! Nikt, nigdy mi nic nie wyjaśnia !!!
Wściekła tupnęłam głową. Musiałam wyglądać jak rozkapryszony bachor. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, ponieważ na zewnątrz usłyszeliśmy grzmot.
- Pewnie burza się rozpętała - stwierdziła moja "bliźniaczka". - No więc... z czym dokładnie do mnie przyszłaś, Abbie ?
Abbie zaczęła jej tłumaczyć. Opowiedziała jej wszystko co się do tej pory wydarzyło. Alexa słuchała w skupieniu. Ja cały czas byłam czerwona ze złości. Nikt jednak się mną nie interesował. Jak zwykle. Ten pojedynczy piorun dał mi czegoś do zastanowienia się. Usłyszeliśmy grzmot, ale ani jedna kropla nie uderzyła o drzwi, okna czy chodnik. Nic nie było słychać. Nawet muzyki z klubu, tylko głos mojej kuzynki. Dopiero na koniec rozmowy zaczęłam się przysłuchiwać.
-... Musimy przekonać Damiena Wama, do tego by nam towarzyszył. Sądzimy, że to może pomóc Janice w podróży.
- O ho ho... to żeś się wpakowała siostro. Wejdźcie. Mam nadzieję, że się wam uda.
Zaprowadziła nas korytarzem. Po przekręceniu klucza w zamku, otworzyła nam drzwi do klubu.
- Damien siedzi przy barze. Jak zwykle.
Podeszłam tam wraz z Abbie. Na krzesłach siedziały prawie same dziewczyny, ale jedno jedyne miejsce siedzące było zajęte przez chłopaka, którego twarz skądś kojarzyłam. Pewnie na jednej z imprez mojego ojca musiałam go poznać.
- Jesteś Damien Wam ? - zapytała od razu Abbie.
- Tak. Od razu mówię, że nie będę twoim chłopakiem, nie załatwię ci dobrej pracy u ojca, nie opowiem o tobie w mediach.
- Och, nie martw się. O mnie to w mediach jest już wystarczająco dużo. - odparłam - Jestem Janice Hans. Mówi ci to coś ?
- Ty jesteś zaginioną księżniczką, co ? - zapytał trochę zbyt obojętnym tonem - Czego ode mnie chcesz, skoro do mnie tu przyszłaś ?
- Potrzebuję kogoś kto mi strzeli kulką w łeb.
- A tak na serio ?
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Och, naprawdę ? Nie spodziewałem się - przewrócił oczami. Był naprawdę irytujący.
- Wiem kim jesteś. Wampirem.
- Skąd... ? - zapytał trochę zaskoczony i przerażony patrzył po ludziach wokoło by się upewnić, ze oprócz nas, nikt tego nie słyszał.
- Od twojego brata, strzygi. Jestem pewna, że mi pomożesz.
- Dlaczego tak sądzisz ?
- Jeśli tego nie zrobisz, ta twoja arystokratyczna lala zostanie zabita przez Jacka.
- Jak miałby to zrobić ? Przecież tu go nie ma.
- Tak myślisz ? Powiem słowo, a tu będzie.
- Nie wierzę, by taka DZIEWCZYNKA miała nad nim taką władzę - podkreślił słowo "dziewczynka" jakby było obelgą. Wkurzył mnie tak, jak nikt nie powinien. - On nikogo nigdy nie słuchał.
- No widzisz ? Takie sprawy, bardzo łatwo jest zmienić. Chcesz zaryzykować życiem swojej dziewczyny ?
- Hm... zaryzykować jej życiem, czy pomóc tej dziewczynce - mamrotał.Potem podniósł głos - dobrze, pomogę ci. Ale, jak do licha, udało ci się mnie przekonać ?
- Od dziecka mnie tego uczą.
- A na czym ma polegać moja pomoc ?
- Masz nam towarzyszyć w wyprawie. To tyle. Jakimś cudem, manpiry muszę mieć kogoś ważnego, by z nami jechać.
- A ty im nie wystarczysz ? Jesteś w pierwszej piątce najważniejszych osób w kraju.
- Nikt nie może wiedzieć kim ani gdzie jestem. Mój ojciec nigdy by mi nie pozwolił jeździć po kraju.
- Jaki jest powód tej podróży ?
- Dlaczego zadajesz tyle irytujących pytań ? - gdy chciał odpowiedzieć, machnęłam ręką, by się uciszył - Chcę się dowiedzieć kim jest mój boski ojciec.
- A ten król nie jest twoim ojcem ?
- Jak się okazało, nie jest.
- Okey. Brzmi interesująco.
- Serio ?
- Tak. Jestem ciekaw który bóg spłodził tak ciekawą istotę.
- Dzięki.
- Idę po Kinię. Musi jechać ze mną prawda ?
- Tak.
Nie wiedziałam gdzie poszedł, ale byłam pewna, że wróci.
- Janice - powiedziała Abbie - jesteś przerażająca. Rozmawiałaś z nim góra 5 minut, a on się zgodził, bo się ciebie boi.
- Nie. Powiedział, że jest ciekawy, który z bogów jest moim ojcem.
- Janice, on tak tylko powiedział, żebyś nie myślała, że się ciebie boi. Widziałam w jego oczach strach. Ty... się zmieniasz. Wiedza o boskim pochodzeniu cię niszczy.
- O czym ty do mnie mówisz ?! Wszystko ze mną jest okey.
- Wiem jedno. Musisz opanować swój gniew.
- To nie dawaj mi do tego powodu.
- Jesteśmy - powiedział Damien. Za rękę trzymała go blondynka o brązowych oczach. Patrzyła na mnie z przestrachem. - Kinia... to jest Janice.
- Miło mi cię poznać - w jej głosie nie było słychać lęku. Musiała bardzo dobrze skrywać swoje emocje.
- Mnie również - odparłam - Abbie. Abbie ! Musimy stąd wyjść ! Natychmiast !
- Co się dzieje - spytała moja kuzynka. Zaczęła się rozglądać podejrzliwie.
- Tam stoi mój ojciec.
Byłam pewna, że to jest on. Te czarne włosy, mogły należeć tylko do niego.
- Jesteś tego pewna ?
- Na 100 %.
- Okey. Christian !
- Tak ? - prędko przybiegł, jak pies na zawołanie.
- Zbierz wszystkich. Janice musi zniknąć.
- Jasne.
Chłopak Abiegail pobiegł po resztę manpirów, a ona szybko doprowadziła mnie, Kingę i Damiena do tylnych drzwi. Za nimi czekała na nas Alexa z pełnym od rzeczy plecakiem.
- Co się dzieje ? - zapytała.
- Jest tu mój ojciec. - spojrzała na mnie zdziwiona - ten królewski ojciec.
- Czyli co ? Uciekamy ?
- Idziesz z nami ?
- No jasne ! Też jestem ciekawa tego, kto jest moim ojcem.
- No w sumie racja.
Doszły do nas manpiry. Wyruszyliśmy w stronę umówionego miejsca, w którym mieliśmy się spotkać ze strzygami.
- Na prawdę musimy to robić ? - Kinia zapytała Damiena. Nie dziwiłam się jej, że jest taka niechętna. Sama też bym była gdyby tu nie chodziło o MOJE ŻYCIE i MOJĄ PRZESZŁOŚĆ.
- Niestety tak - odpowiedział jej smutno.
Szliśmy w stronę parku. Było ciemno i ledwo się widzieliśmy. Byłam bliska upadku, gdy na chodniku ukazała się dziura, ale na szczęście szybko złapałam równowagę.
Idąc myślałam o tym, co jeszcze się miało wydarzyć. Dowiedziałam się o istnieniu mojej siostry bliźniaczki. Abbie o niej wszystko wiedziała, ale nie opowiadała mi o niej. Trzymała wszystko w sekrecie.
Spojrzałam na chodnik, po którym szłam. Przypomniałam sobie o tym, że gdy weszliśmy do domu Oli, na zewnątrz usłyszeliśmy piorun gdy się zdenerwowałam. Podejrzewaliśmy, że jest burza. Jednak, gdyby ona była to na chodniku byłoby widać jakieś krople deszczu, powinien być mokry. On tak jak i trawa w ogródkach mieszkańców tych domów, był suchy. Miałam mętlik w głowie.
Zanim zjawiliśmy się w umówionym miejscu, minęliśmy 15 budynków. Gdy zaczęłam się nudzić, zaczęłam je liczyć. 15 domów,20 koszów na śmieci, 5 psów, 2 koty.
Na przywitanie przyszedł nam Jacek. Stanął oniemiały widząc stojącą obok mnie Alexę.
- Abbie, co ty jej zrobiłaś ? - zapytał rozbawiony - rozdwoiłaś ją ?
- Bardzo zabawne. Tak się składa, że to jest jej siostra bliźniaczka.
- Janice, czy ty ją znałaś ?
- Dopiero dzisiaj się poznałyśmy. - odparłam - jak widać moja rodzina chowała przede mną wiele sekretów- spojrzałam z wyrzutem na Abbie.
- Ale wiesz co ? - wyszeptał mi do ucha, jak nagle znalazłam się w jego ramionach. - i tak wolę ciebie.
- Yhm. - odchrząknął Damien.
- O... widzę, że udało wam się go przyprowadzić.
- Tak... Janice potrafi być bardzo przekonująca.
- Janice, co ty mu zrobiłaś ? - zapytał i zaczął się śmiać.
- Ja... tylko... - nie potrafiłam odnaleźć odpowiedniego wytłumaczenia. Poczułam, że się rumienię.
Nagle zawiał lekki wiaterek, który sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Lato dawało się we znaki, nawet w nocy, dlatego też powiew wiatru dobrze mi zrobił.
- Janice, musisz odpocząć. Zaraz będziemy jechać, więc sobie pośpisz.
- Gdzie jedziemy ?
- W góry.
- Dlaczego w góry ? Tam zawsze jest nudno.
- Ale łatwiej będzie sprawdzić twoje umiejętności.
Gdyby tylko on wiedział, że to nie tam miałam sprawdzić moje umiejętności...

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VIII. Jedziemy do Pigitry.

Abbie chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie podeszła do nas Maylin.
- Już na nogach, dziewczyny ? Dopiero 8.00 .
- Ja, może i bym spała, gdyby nie wizyta Apolla. - wyznałam.
- Co ci powiedział ? - zapytała z ciekawością Maylin.
- Tak w dużym skrócie powiedział mi, kto może być moim ojcem, a także, że mnie lubi.
- To dobrze, że cię lubi.
- Też tak uważam.
- Dobra my tu gadu-gadu, a musimy dojechać do Pigitry i w międzyczasie was przygotować!  Jacek!
Koło mnie pojawiła się znajoma twarz. Blond włosy Jacka lśniły od promienia słońca, który przez przypadek przemknął między liśćmi. Nagle na jego czole pojawiła się rana. Natychmiast uciekł od nasłonecznionego miejsca.
- Mamy pecha - stwierdził - w taką pogodę nie możemy biec.
- Och, jaka szkoda - nagle znikąd pojawił się Christian - czyli co, ja was muszę zawieźć ?
- Dobrze wiesz, że musimy tam jechać.
- Tak ? Jestem pewny, że ty się nie przydasz. Przecież tylko ta,no, Maylin je szykuje.
- Możliwe jest to, że tu nie wrócimy.
- Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona.
- Bo musimy wyruszyć w podróż, prawda ?
- Ach, no tak...
- To co jedziemy ?
- Niech ci będzie. - powiedział chłopak mojej kuzynki, ale w jego głosie wyczułam, że jest wściekły na Jacka i mnie.
Musieliśmy wejść do samochodu. Jak się okazało, samochód ten miał 5 rzędów miejsc, a w każdym z nich znajdowały się 2 krzesła. Dalej ciągnął się korytarz. Domyśliłam się, że za każdymi drzwiami znajdowało się jakieś mniejsze pomieszczenie.
Przez chwilę zastanawiałam się, kto, gdzie usiądzie, ale w tamtym momencie doszła do nas pozostała grupka manpirów.
- My siedzimy z przodu - powiedziała Rose i wskazała na swoich towarzyszy - wy, strzygi usiądźcie jak najbardziej z tyłu.
Abbie usiadła koło Christiana, który siedział za kierownicą. Na miejscach obok usiadła Rose i Dymitr. Za moją kuzynką i jej partnerem, usiadły Mary i Elizabeth. Nico jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść, czy nie, więc przez chwilę stał na zewnątrz. Razem z Maylin i Jackiem skorzystaliśmy z okazji by wejść. Usiedliśmy na samym końcu. Jacek przy oknie po lewej stronie, ja obok niego. Maylin usiadła przy drugim oknie w naszym rzędzie. Nico zamknął drzwi i usiadł w rzędzie przede mną. Lekko zirytowany Jacek zapytał.
- A ty co, zgubiłeś się ?
- Tak się składa, że nie, strzygo. Ktoś przecież musi was mieć na oku.
- Jak tam sobie chcesz.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Christian ruszył. Jechaliśmy 5 minut, zanim znaleźliśmy się na głównej drodze. Nie wiedziałam, że znajdowałam się tak daleko od domu.
Do Pigitry z Horspolis jedzie się kilka godzin, tak samo jak to Wolfiago. Moje miasto otacza gęsty las, w którym się znajdowaliśmy. Natomiast wokół miasta do którego zmierzaliśmy znajdowało się wiele gór i wyżyn. To miała być długa droga.

***

Nie wiedziałam do końca, która jest godzina. Obudziła mnie Maylin mówiąc, że muszę się zacząć szykować, bo już była godzina 19.00. Oznaczało to, że mam tylko 30 minut.
Poszłyśmy dalej korytarzem. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że ten samochód jest większy w środku niż na zewnątrz.
Weszłyśmy do niewielkiej łazienki. Była ona o wiele mniejsza od mojej garderoby. Minęły może 2 minuty i dołączyła do nas Abbie.
- Skoro już wszystkie tu jesteśmy - zaczęła Maylin - Czas was ubrać !
Podała mi  sukienkę. Z torby w której ją trzymała, wyjęła także strój dla Abbie. Mojej kuzynce chyba udało się przekonać Maylin, że nie chce sukienki, ponieważ ta, dała jej żółtą koszulkę na ramiączkach i fioletowe shorty.
- Myślę, że to ci będzie odpowiadało - odparła strzyga.
- Dziękuje - odpowiedziała moja kuzynka.
- Janice, tu masz żółtą bransoletkę - powiedziała Maylin wręczając mi małe zawiniątko z muliny. W tym drobiazgu o barwie mlecza najbardziej pokochałam niebieski napis "Janice", który znajdował się dokładnie na środku.
- Ta bransoletka jest cudowna ! - krzyknęłam - dziękuje ci, Maylin.
- Cieszę się, że ciebie zadowoliłam. Ubierzcie się, bo muszę was uczesać i pomalować !
Obie jej posłuchałyśmy.Ubrane byłyśmy praktycznie w tym samym momencie.
- Ja się sama przygotuję, ty zrób na bóstwo Janice - powiedziała Abbie. Wyszła do pomieszczenia obok.
Maylin nie protestowała. Wzięła szczotkę, którą pewnie znalazła w mojej kosmetyczce.
Zaczęła rozczesywać moje włosy. W ogóle nic nie czułam, ale byłam pewna, że zaraz będzie mnie mogła czesać. Na początku zebrała je w wysoką kitkę. Po związaniu ich gumką, z torby wyjęła kilka wsuwek w kształcie litery "U".
Koński ogon zaczęła powoli zwijać w koka tak, by każdy włos był na swoim miejscu. Co jakiś czas wkładała spinkę, by ta podtrzymywała całą konstrukcję. Po chwili fryzura była gotowa.
Ledwo co Maylin mnie uczesała, już wyjmowała zestaw do make-upu. Moje powieki pomalowała delikatnym cieniem koloru morskiego. Następnie wokół oczu namalowała kontury złotą kredką. Gdy już to skończyła - zaczęła wydłużać ,mi rzęsy.
- Nie ruszasz się i nie trzęsiesz - zauważyła Maylin - to rzadkie u ludzi i herosów.
- Od dziecka mnie tego uczą - wzruszyłam ramionami.
Do pomalowania mi tylko usta. Policzki zawsze mam zarumienione.
Maylin jakoś nie przesadzała - posmarowała moje wargi różowym błyszczykiem.
- Wyglądasz świetnie!  Spójrz na siebie - wskazała ręką lustro.
Spojrzałam na piękną nieznajomą. Nigdy jej nie poznałam, choć zawsze mi towarzyszy. Jest jak mój cień.
- Wyglądam... Ładnie. - odparłam. Nie wiedziałam co
powiedzieć, bo nieznajoma w lustrze wyglądała wspanialej niż zwykle.
- Chodź, musisz pokazać się Jackowi.
- A buty ? - zapytałam trochę rozbawiona. Zapomniała o tak ważnej części ubrania.
- Ach... No tak. Proszę. - podała mi niebieskie sandałki na koturnie. Założyłam je bez najmniejszego problemu.
- No to teraz mogę już wyjść.
Poczułam małe de javu. Ostatnio na moich urodzinach byłam w takiej sukience i musiałam pokazać wszystkim "jaka ja jestem piękna". Jak widać, historie lubią się powtarzać.
Poszłyśmy przed siebie, w stronę naszych miejsc. Usiadłam koło Jacka w momencie, gdy samochód się zatrzymał. Przebierałam się pół godziny !
- Jesteśmy na miejscu ! - krzyknęła Rose - moje siostry i brat niezbyt się kryją w tym parku...
- W najbliższej okolicy wszyscy śpią. Nie ma sensu sie ukrywać - odparł Jacek.
- Skąd to wiesz ?
- Na moje nieszczęście mam tak dobry słuch, że chrapanie słyszę z odległości kilometra.
- Skoro tak mówisz... czyli w końcu, jaki mamy plan ?
- Idziecie do klubu jako obstawa Abbie i Janice. One gadają, wy je obserwujecie. Macie być w pełnej gotowości. My tu będziemy czekać na was, Damiena i jego lale.
- Jasne... jesteście gotowe, dziewczyny ? - na to pytanie odparłam niemal natychmiast.
- Ja jestem.
- Ja także. - powiedziała Abbie.
- No to idziemy. - stwierdziła Rose otwierając drzwi. - Stanęliśmy w tym miejscu, żeby samochód był jak najmniej widoczny. Do klubu będziemy wchodzić parami, bo grupa 8 osobowa wyglądałaby podejrzanie.
Wyszliśmy z samochodu. Na przodzie stanęli Nico i Elizabeth, za nimi ja i Rose.Abbie z Christianem szli przed Mary i Dymitrem, którzy byli na samym końcu. Przez całą drogę, Rose tłumaczyła mi co będę miała mówić, by przekonać do siebie Damiena.
 Po 10 minutach takiego marszu i słuchania, w końcu byliśmy na miejscu. Staliśmy pod klubem "Mroczne kopyto".
To właśnie tam miałam zniszczyć wszystko.