czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VIII. Jedziemy do Pigitry.

Abbie chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie podeszła do nas Maylin.
- Już na nogach, dziewczyny ? Dopiero 8.00 .
- Ja, może i bym spała, gdyby nie wizyta Apolla. - wyznałam.
- Co ci powiedział ? - zapytała z ciekawością Maylin.
- Tak w dużym skrócie powiedział mi, kto może być moim ojcem, a także, że mnie lubi.
- To dobrze, że cię lubi.
- Też tak uważam.
- Dobra my tu gadu-gadu, a musimy dojechać do Pigitry i w międzyczasie was przygotować!  Jacek!
Koło mnie pojawiła się znajoma twarz. Blond włosy Jacka lśniły od promienia słońca, który przez przypadek przemknął między liśćmi. Nagle na jego czole pojawiła się rana. Natychmiast uciekł od nasłonecznionego miejsca.
- Mamy pecha - stwierdził - w taką pogodę nie możemy biec.
- Och, jaka szkoda - nagle znikąd pojawił się Christian - czyli co, ja was muszę zawieźć ?
- Dobrze wiesz, że musimy tam jechać.
- Tak ? Jestem pewny, że ty się nie przydasz. Przecież tylko ta,no, Maylin je szykuje.
- Możliwe jest to, że tu nie wrócimy.
- Dlaczego ? - zapytałam zdziwiona.
- Bo musimy wyruszyć w podróż, prawda ?
- Ach, no tak...
- To co jedziemy ?
- Niech ci będzie. - powiedział chłopak mojej kuzynki, ale w jego głosie wyczułam, że jest wściekły na Jacka i mnie.
Musieliśmy wejść do samochodu. Jak się okazało, samochód ten miał 5 rzędów miejsc, a w każdym z nich znajdowały się 2 krzesła. Dalej ciągnął się korytarz. Domyśliłam się, że za każdymi drzwiami znajdowało się jakieś mniejsze pomieszczenie.
Przez chwilę zastanawiałam się, kto, gdzie usiądzie, ale w tamtym momencie doszła do nas pozostała grupka manpirów.
- My siedzimy z przodu - powiedziała Rose i wskazała na swoich towarzyszy - wy, strzygi usiądźcie jak najbardziej z tyłu.
Abbie usiadła koło Christiana, który siedział za kierownicą. Na miejscach obok usiadła Rose i Dymitr. Za moją kuzynką i jej partnerem, usiadły Mary i Elizabeth. Nico jakby nie mógł się zdecydować, czy wejść, czy nie, więc przez chwilę stał na zewnątrz. Razem z Maylin i Jackiem skorzystaliśmy z okazji by wejść. Usiedliśmy na samym końcu. Jacek przy oknie po lewej stronie, ja obok niego. Maylin usiadła przy drugim oknie w naszym rzędzie. Nico zamknął drzwi i usiadł w rzędzie przede mną. Lekko zirytowany Jacek zapytał.
- A ty co, zgubiłeś się ?
- Tak się składa, że nie, strzygo. Ktoś przecież musi was mieć na oku.
- Jak tam sobie chcesz.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Christian ruszył. Jechaliśmy 5 minut, zanim znaleźliśmy się na głównej drodze. Nie wiedziałam, że znajdowałam się tak daleko od domu.
Do Pigitry z Horspolis jedzie się kilka godzin, tak samo jak to Wolfiago. Moje miasto otacza gęsty las, w którym się znajdowaliśmy. Natomiast wokół miasta do którego zmierzaliśmy znajdowało się wiele gór i wyżyn. To miała być długa droga.

***

Nie wiedziałam do końca, która jest godzina. Obudziła mnie Maylin mówiąc, że muszę się zacząć szykować, bo już była godzina 19.00. Oznaczało to, że mam tylko 30 minut.
Poszłyśmy dalej korytarzem. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że ten samochód jest większy w środku niż na zewnątrz.
Weszłyśmy do niewielkiej łazienki. Była ona o wiele mniejsza od mojej garderoby. Minęły może 2 minuty i dołączyła do nas Abbie.
- Skoro już wszystkie tu jesteśmy - zaczęła Maylin - Czas was ubrać !
Podała mi  sukienkę. Z torby w której ją trzymała, wyjęła także strój dla Abbie. Mojej kuzynce chyba udało się przekonać Maylin, że nie chce sukienki, ponieważ ta, dała jej żółtą koszulkę na ramiączkach i fioletowe shorty.
- Myślę, że to ci będzie odpowiadało - odparła strzyga.
- Dziękuje - odpowiedziała moja kuzynka.
- Janice, tu masz żółtą bransoletkę - powiedziała Maylin wręczając mi małe zawiniątko z muliny. W tym drobiazgu o barwie mlecza najbardziej pokochałam niebieski napis "Janice", który znajdował się dokładnie na środku.
- Ta bransoletka jest cudowna ! - krzyknęłam - dziękuje ci, Maylin.
- Cieszę się, że ciebie zadowoliłam. Ubierzcie się, bo muszę was uczesać i pomalować !
Obie jej posłuchałyśmy.Ubrane byłyśmy praktycznie w tym samym momencie.
- Ja się sama przygotuję, ty zrób na bóstwo Janice - powiedziała Abbie. Wyszła do pomieszczenia obok.
Maylin nie protestowała. Wzięła szczotkę, którą pewnie znalazła w mojej kosmetyczce.
Zaczęła rozczesywać moje włosy. W ogóle nic nie czułam, ale byłam pewna, że zaraz będzie mnie mogła czesać. Na początku zebrała je w wysoką kitkę. Po związaniu ich gumką, z torby wyjęła kilka wsuwek w kształcie litery "U".
Koński ogon zaczęła powoli zwijać w koka tak, by każdy włos był na swoim miejscu. Co jakiś czas wkładała spinkę, by ta podtrzymywała całą konstrukcję. Po chwili fryzura była gotowa.
Ledwo co Maylin mnie uczesała, już wyjmowała zestaw do make-upu. Moje powieki pomalowała delikatnym cieniem koloru morskiego. Następnie wokół oczu namalowała kontury złotą kredką. Gdy już to skończyła - zaczęła wydłużać ,mi rzęsy.
- Nie ruszasz się i nie trzęsiesz - zauważyła Maylin - to rzadkie u ludzi i herosów.
- Od dziecka mnie tego uczą - wzruszyłam ramionami.
Do pomalowania mi tylko usta. Policzki zawsze mam zarumienione.
Maylin jakoś nie przesadzała - posmarowała moje wargi różowym błyszczykiem.
- Wyglądasz świetnie!  Spójrz na siebie - wskazała ręką lustro.
Spojrzałam na piękną nieznajomą. Nigdy jej nie poznałam, choć zawsze mi towarzyszy. Jest jak mój cień.
- Wyglądam... Ładnie. - odparłam. Nie wiedziałam co
powiedzieć, bo nieznajoma w lustrze wyglądała wspanialej niż zwykle.
- Chodź, musisz pokazać się Jackowi.
- A buty ? - zapytałam trochę rozbawiona. Zapomniała o tak ważnej części ubrania.
- Ach... No tak. Proszę. - podała mi niebieskie sandałki na koturnie. Założyłam je bez najmniejszego problemu.
- No to teraz mogę już wyjść.
Poczułam małe de javu. Ostatnio na moich urodzinach byłam w takiej sukience i musiałam pokazać wszystkim "jaka ja jestem piękna". Jak widać, historie lubią się powtarzać.
Poszłyśmy przed siebie, w stronę naszych miejsc. Usiadłam koło Jacka w momencie, gdy samochód się zatrzymał. Przebierałam się pół godziny !
- Jesteśmy na miejscu ! - krzyknęła Rose - moje siostry i brat niezbyt się kryją w tym parku...
- W najbliższej okolicy wszyscy śpią. Nie ma sensu sie ukrywać - odparł Jacek.
- Skąd to wiesz ?
- Na moje nieszczęście mam tak dobry słuch, że chrapanie słyszę z odległości kilometra.
- Skoro tak mówisz... czyli w końcu, jaki mamy plan ?
- Idziecie do klubu jako obstawa Abbie i Janice. One gadają, wy je obserwujecie. Macie być w pełnej gotowości. My tu będziemy czekać na was, Damiena i jego lale.
- Jasne... jesteście gotowe, dziewczyny ? - na to pytanie odparłam niemal natychmiast.
- Ja jestem.
- Ja także. - powiedziała Abbie.
- No to idziemy. - stwierdziła Rose otwierając drzwi. - Stanęliśmy w tym miejscu, żeby samochód był jak najmniej widoczny. Do klubu będziemy wchodzić parami, bo grupa 8 osobowa wyglądałaby podejrzanie.
Wyszliśmy z samochodu. Na przodzie stanęli Nico i Elizabeth, za nimi ja i Rose.Abbie z Christianem szli przed Mary i Dymitrem, którzy byli na samym końcu. Przez całą drogę, Rose tłumaczyła mi co będę miała mówić, by przekonać do siebie Damiena.
 Po 10 minutach takiego marszu i słuchania, w końcu byliśmy na miejscu. Staliśmy pod klubem "Mroczne kopyto".
To właśnie tam miałam zniszczyć wszystko.

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział VII. Nie jestem córką słońca.

Obudziłam się, gdy zaczęło wschodzić słońce. Nie do końca się wyspałam i byłam pewna, że Maylin będzie wściekła, że już wstałam i mam worki pod oczami. Ale... po prostu nie mogłam spać. Wyszłam na zewnątrz by obejrzeć wschodzące słońce i odetchnąć świeżym powietrzem. Nie było tam nikogo, nawet strzyg, których spodziewałam się tu spotkać, bo przecież oni nie śpią.
Niebo było koloru tęczy w czasie wschodu słońca, które na początku wydawało mi się takie, jak zwykle, ale już po chwili zauważyłam jakiś mieniący się kształt. Musiałam odwrócić wzrok, bo światło bardzo mnie raziło w oczy. Niedługo po tym usłyszałam, jak coś na ziemi lądowało. To było właśnie to, przez co bolały mnie oczy. Na początku wydawało mi się, że jest to jakaś gwiazda, która spadła z nieba, jednak okazało się, że to po prostu błyszczący samochód. Cały czas jednak byłam odwrócona z powodu z światła.
- Przeszkadza ci ? - zapytał kierowca - zaraz to zmienię.
Nie wiedziałam co zrobił, ale nagle miałam przed sobą czerwone Ferrari.
- Kim... ? Kim ty jesteś ? - zapytałam oniemiała.
- Ach, śmiertelnicy... - westchnął mężczyzna - jestem bogiem sztuki, słońca i przepowiedni.
Próbowałam sobie przypomnieć, o czym rozmawiałam z nauczycielką, gdy miałam lekcję o mitologii greckiej. Ten bóg to chyba...
- Jesteś Apollo, prawda ? - zapytałam, choć byłam pewna, że odpowiedź będzie twierdząca.
- Tak, jestem Apollo.
- Czy... czy jesteś moim ojcem ? - zapytałam. Wiedziałam, że to pytanie musiało zabrzmieć co najmniej dziwnie, ale tylko ono wydawało mi się odpowiednie. Musiałam przecież się w końcu dowiedzieć.
- Ja z moimi dziećmi czuję więź... której z tobą nie mam. Nie jesteś, więc moją córką.
- Okey czyli jeszcze tylko 13 bogów, tak ?
- Serio ? Myślisz, że jest nas tylko 14 ? Jeśli tak, to się mylisz. Jest nas o wiele więcej, po prostu częściej mówi się o naszej czternastce. Właściwie... mogę ci powiedzieć, kto nie jest twoim rodzicem.
- Na prawdę ? Będę wdzięczna.
- Na pewno szukaj rodzica między główną czternastką.  Już wiesz, że ja nie jestem twoim ojcem. Powinnaś też wykluczyć Herę, która jest boginią rodziny. Nie może mieć dzieci z kimś innym niż mój ojciec, ponieważ jest boginią dobrego małżeństwa. Moja bliźniaczka, Artemida, ślubowała wieczne dziewictwo więc i ona nie jest twoją matką. Musisz jeszcze sprawdzić, czy masz moce innych 11 bogów.
- A możesz chociaż nazwać, moich potencjalnych rodziców ?
Apollo rozejrzał się, jakby bał się, że zaraz może się coś stać.
- Lubię cię, dlatego też powiem tobie. Zeus, Posejdon i Hades, czyli Wielka Trójka. Atena, Afrodyta, Demeter, Hestia, Ares, Hefajstos, Dionizos i Hermes.
- No to... dziękuję ci. Już mi ktoś powiedział, że mój boski rodzic jest mężczyzną, a ty mi powiedziałeś, między którymi bogami mam szukać swego ojca. Jestem naprawdę tobie wdzięczna.
- Ależ nie ma za co.
Po chwili usłyszeliśmy, jak ktoś ziewa i rusza w moim namiocie, więc domyśliłam się, że Abbie się obudziła i, że zauważyła moją nieobecność. Byłam pewna, że się zdziwi, jak zobaczy z kim rozmawiam.
- Janice ? Wyszłaś ? - usłyszałam jej głos lekko zniekształcony przez materiał.
- Tak wyszłam. Chodź tu ! - zawołałam, bo nie mogłam doczekać się jej reakcji.
- Okey.
Zaczęła rozpinać zamek, który pewnie zapięłam wychodząc. Zauważyłam, że ktoś obok mnie stoi i chyba domyśliła się, że jest bogiem, bo nagle opadła na jedno kolano.
- Apollo.
- Witaj Abbie. Weź się nie wygłupiaj i wstawaj !
- Dobrze... Co cię do nas sprowadziło ?
- Twoja kuzynka oczywiście. A może twoja siostra.
- Nie wydaje mi się.
- Abbie ostatnio miałaś mi powiedzieć, kto jest twoim boskim rodzicem, ale nam przerwano. Czy możesz mi teraz powiedzieć ?
- Moją matką jest Atena.
- Bogini mądrości ? Mogłam się tego spodziewać, przecież od zawsze wiedziałaś więcej niż reszta.
- Młoda.  Nie przeginaj.
- I masz słabe poczucie humoru.
- Dziewczęta - zaczął Apollo - macie dużo czasu by ze sobą pogadać, a ja mam niewiele, bo zaraz słońce będzie za wysoko. Nienawidzę brać zastępstwa za Heliosa. Akurat teraz musiał wdać się w bójkę z Aresem. Proszę. - dał mi do ręki bransoletkę. - Czuję, że masz w sobie ukryty talent. Miej ją zawsze na sobie, a twoje zdolności nigdy cię nie zawiodą.
- Dziękuję Apollo. Bardzo miło było mi cię poznać.
- Mnie również. Pamiętaj, że zawsze gdy znajdziesz się w pobliżu sceny będziesz bezpieczna.
- A od czego zależy moje bezpieczeństwo ?
- Od tego, czy bóg cię lubi, czy też nie.
- Czyli... jeśli weszłabym do morza, a Posejdon by mnie nie lubił, mógłby mnie zabić ?
- Tak to właśnie wygląda.
- Dziękuję za uprzedzenie.
- Żegnaj Janice. - już zaczął wchodzić do Ferrari, gdy nagle się cofnął. - Abbie. Przeczytaj jej tę przepowiednię - wręczył jej skrawek papieru. - będziesz wiedziała kiedy.
I odjechał, jeśli oczywiście można to tak nazwać. Wyglądało to tak, jakby płynął samochodem w powietrzu.
Spojrzałam na Abbie. Była w trakcie czytania kartki, którą otrzymała od Apolla. Jej wyraz twarzy świadczył o tym, że to co czyta, nie brzmi przyjemnie. Patrzyła to na mnie, to na kartkę, jakby nie wierzyła, że to co czyta, naprawdę dotyczyło mnie.
- Co jest tam napisane ? - zapytałam, choć wiedziałam, że jej odpowiedź nie da mi satysfakcji.
- Nie mogę ci tego przeczytać. - pokręciła głową - Jest tu napisane co się stało i co się stanie, ale w formie zagadki.
- Lubię zagadki.
- Tej zagadki nie chcesz poznać. Zresztą jest tu napisane, że masz ją poznać najwcześniej na 14 urodziny.
- Mam czekać 360 dni ?
- Jak widać. Mam jednak nadzieję, że część tego się nie spełni.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział VI. Planowanie

- A tylko się waż ! - krzyknęłam co zdziwiło wszystkich tam obecnych, nawet mnie.
- Dziewczyno ! Stoisz po stronie strzyg ?! Chyba ci doszczętnie odbiło !
- Uspokój się, Nico - powiedziała spokojnym głosem Rose. - Zauważ, że do tej pory nic jej nie zrobili, a skoro tak, to mają ku temu jakiś powód.
- Oj, siostrzyczko. Skończysz w końcu gadać takie nudne bzdety ? Już mi się nie dobrze robi - odezwała się Meybell. Czyli co, że niby ma jeszcze jedną siostrę nie tylko Shaunee ?
- Zgadzam się z naszą siostrą. Zachowujesz się jakbyś próbowała komuś udowodnić, że jesteś ważna. A nie jesteś. - odparła Shaunee znudzonym tonem. Jej słowa potwierdziły mnie w przekonaniu, że ona,Meybell i Rose są siostrami.
- Jak to możliwe, że jesteście siostrami ? Przecież wy jesteście strzygami, a Rose... - gdy już prawie skończyłam moje ostatnie zdanie, jak zwykle ktoś mi musiał przerwać.
- Janice, tak ? - zapytała Rose. Przytaknęłam - Musisz wiedzieć, że moje siostry nie zawsze były strzygami.
- Na szczęście to się bardzo szybko zmieniło - odparły jednocześnie Shaunee i Meybell.
- Taa... A rodzice byli tak szczęśliwi, że aż chcieli bym was tropiła i zabiła. A szczególnie wtedy gdy... - spojrzała na Erica.
- On się zgodził - krzyknęła w odpowiedzi Meybell.
- Zmieniłyście w strzygę naszego jedynego brata ! Jak rodziców nie będzie, to kto z naszej rodziny będzie w rządzie ? Przecież dobrze wiecie, że ja nie mogę !
- Och, taki los. To nie nasza wina, że w każdej wampirzej rodzinie musi być co najmniej jeden manpir. - powiedziała z udawanym smutkiem Shaunee.
- Przepraszam, że się wam wtrącam - zaczęła Abbie - ale chciałabym zauważyć, że i manpiry i strzygi muszą pomóc Janice w wędrówce.
- Hmm - tym razem to Dymitr chciał coś powiedzieć - Nie możemy wam pomóc, ot tak sobie. Musimy mieć ważny powód przed urzędem, byśmy mogli całą ekipą wam pomóc. Musielibyście na przykład wziąć ze sobą jakiegoś, bardzo ważnego wampira, bo my nie chcemy mieć później kłopotów.
- Ach tak ? Syn prezydenta wystarczy ? - zapytał Jacek. Zastanawiałam się wtedy, skąd może on kogoś takiego znać. Ja mogłabym, bo jestem teraz 2 najważniejszą osobą w Horspolis, ale Jacek ?
- Myślę, że syn prezydenta w pełni wystarczy. A co masz z kimś takim kontakt ?
- Nie. Ale go znam,a tu już wystarczy by wiedzieć gdzie i kiedy jest.
- Kim jest ta osoba ?
- To jest osoba, której za żadne skarby nie chciałbym znać. Mój brat.
- Myślisz, że twój brat się zgodzi, po tym co zrobiłeś jemu i całej swojej rodzinie ? - zapytała Elizabeth - Przecież nie jest głupi. Zresztą...
Przerwała w połowie zdania. Robiło się interesująco, ale i tak musiała przerwać.
- Zresztą co ? - zapytał trochę, jakby od niechcenia Jacek.
- Zresztą twój brat znalazł sobie partnerkę i nie wydaje mi się, żeby jakoś specjalnie chciał ją opuszczać.
- Nie obchodzi mnie jego życie prywatne. A tak poza tym wiem co go przekona.
- Co takiego ? Chcesz go posadzić na krześle i go zmusić ? - szybko wtrąciła się z pytaniem Mary - Mało kreatywne, nawet, jak na strzygę.
- Ludzie ogarnijcie się - wszyscy spojrzeli na mnie spode łba - ludzie w domyśle oczywiście - bardzo dziwnie się rozmawia z istotami, które nie są ludźmi - Chciałabym zauważyć, że wasza rozmowa coraz bardziej ucieka od głównego tematu. Może zacznijcie w końcu myśleć o tym co macie dokładnie zrobić, a nie gadać na tematy, które są błahostkami. - Chyba każdy mnie posłuchał, bo wszyscy jakby ucichli.
- Wow... jak na herosa jesteś dość - nie mógł się wysłowić Mojmir.
- Rozgarnięta ?  - skończyła pytając Maylin.
- Tak właśnie. Dzięki - spojrzał na nią czule. Coraz bardziej rozśmieszało mnie to ile rzeczy się dowiaduję w czasie niewielu rozmów.
Po tych słowach Maylin i Mojmira zapadła długa, głucha cisza. Wszyscy, włącznie ze mną, zaczęli zastanawiać się co chcieliby powiedzieć, na temat tego, co musimy zrobić, bym poznała swojego boskiego rodzica. Po minucie Jacek zaczął mówić.
- No więc... mój brat na pewno będzie jutro wieczorem na dyskotece ze swoją lalą. Rose ? Czy inne manpiry wyczuwają strzygi jeśli są w okolicy ?
- Nie - odpowiedziała zapytana.
- Tak też myślałem. Większość z was wie, jak wygląda Damien. My nie możemy tam wejść, bo banda manpirów zaraz by się na nas rzuciła. No więc tylko wy będziecie chronić Janice. My schowamy w okolicznym parku i tam sobie poczekamy. Wy w tym czasie spotkacie się z nim, najpierw go jakoś zagadacie, a potem - spojrzał na mnie - Janice będzie musiała mu powiedzieć coś o mnie, że jeśli jej nie pomoże - ja wyrzucę ją w lesie, na pastwę losu i już nigdy nie pozna swojego boskiego rodzica. Mój braciszek zawsze pomaga,chyba jeszcze nigdy nie porzucił kogoś w potrzebie.Jestem pewny, że się zgodzi.
- Na prawdę byś mnie porzucił ? - zapytałam. W mojej głowie słyszałam już wiele pytań jakie mogłabym mu zadać, ale na to, odpowiedź była dla mnie najbardziej znacząca.
- Janice, żarty sobie stroisz ? - zapytał Jacek, jakby oburzony moim pytaniem No cóż, może według niego odpowiedź była oczywista. - Cokolwiek miałoby się wydarzyć, ja ciebie nie zostawię. Nigdy.
- Jasne. Chciałam się tylko upewnić - skłamałam. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że uwierzyłam w to porzucenie mnie.
- No dobra. - powiedziała Abbie - to kiedy zaczynamy ?
Nie mogłam uwierzyć, że moja kuzynka tak bardzo się cieszy na to spotkanie. Przecież to będzie okłamywanie kogoś w żywe oczy !
- Jutro o 20.00 musicie być na dyskotece w Pigitry. - powiedział Jacek.
- Najlepiej więc będzie - zaczęła Rose - jeśli zaczniecie się szykować o 17.30 w samochodzie. Strzygi pewnie zrobią to szybko,ale jestem pewna, że ty Janice lubisz się ubierać. My was zawieziemy, ale dobrze by było gdyby większość strzyg czekałaby na nas już na miejscu. Na skrzyżowaniu ulicy 7 i 25 o 19.30.
Trochę mnie dziwiło, że Rose ma taki obojętny głos. Ukrywała swoje emocje, a to oznaczało, że ukrywa przed nami wiele tajemnic.
-No to... - zaczęła Maylin - Pozostała kwestia ubrań. Pokażcie mi, co tam macie !
W końcu. Bardzo się ucieszyłam, że w końcu podjęliśmy ten temat, bo to planowanie zaczęło już mnie nudzić.
- Ja mam całą torbę - powiedziałam cała w skowronkach.
- Nie brałam żadnych eleganckich ubrań. - powiedziała Abbie.
- No dobra... Pokaż mi Janice, co tam masz - powiedziała Maylin.
Przeszłyśmy do namiotu. Uwielbiałam mieć przy sobie dużo ubrań. Moja kuzynka dobrze o tym wiedziała, dlatego też nie zdziwiła się, jak wiele ich mam. Maylin jednak była podniecona i mile zaskoczona. Zaczęła przeglądać moje rzeczy.
- Hmm... to zbyt jasne, to zbyt jaskrawe - ciągle tak mamrotała nad moją torbą.Pomyślałam sobie "gdyby widziała moją garderobę..." - To ! To jest idealne!
Mając na myśli "to" mówiła o mojej ulubionej sukience. Oczywiście ma barwę morza, co według wielu z moich dawnych przyjaciółek, podkreśla barwę moich oczu. Jest obcisła, z małym dekoltem, bez ramiączek.
- Super ! Cieszę się, że i tobie ta sukienka się podoba - powiedziała Maylin kiedy zobaczyła na mojej twarzy zachwyt. Ona też wie co dobre. - Abbie pożyczę ci coś ze swoich rzeczy, bo po twojej torbie od razu widać, że nie masz tam zbyt wielu ubrań.
- No dobra, ale musimy przecież mieć przy sobie coś żółtego, a sukienka Janice przecież taka nie jest.
No tak, o tym nie pomyślałam. Zapomniałam wspomnieć, że państwo, w którym mieszkam, ma pięć miast i wiele dziwnych zasad. Ja pochodzę z Horspolis, jednak są też takie miasta,jak Pigitry, Wolfiago,Birdin i Tortoisów. W Horspolis obowiązuje posiadanie na sobie czegoś niebieskiego. Pigitry natomiast wybrało sobie kolor żółty za priorytet.
- To nie jest problem. Można przecież założyć żółte buty, albo spinkę do włosów. - powiedziała Maylin.
- A masz taką Maylin ? - zapytała moja kuzynka.
- Ja mam - odparłam - Przygotowałam sobie rzeczy w każdym kolorze, bo nie byłam pewna, gdzie mnie zabierzesz.
- To dobrze, że się przygotowałaś - powiedziała Maylin - Dobra, macie czas by się przespać, bo, jak się obudzicie to ja chcę się wziąć za szykowanie was. Miłej nocy.
Zniknęła. Ah, tyle rzeczy się zmieniło w ciągu zaledwie 3 dni. Obawiałam się jednak, że w najbliższym czasie jeszcze więcej nowych doznań, mnie czekało.

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział V. Nie lubię poważnych rozmów.

- Janice, chodź. - patrzyłam właśnie w krwisto- czerwone oczy Jacka.
- Yhm... gdzie ? - zapytałam, lekko zdziwiona.
- To jest niespodzianka. Nie ufasz mi ? - spojrzał na mnie i pięknie się do mnie uśmiechnął. Jego zęby jakby świeciły bielą !
- Sama już nie jestem pewna... tyle tego się zrobiło... nie wiem komu powinnam ufać.
- Zaufaj damorowi.
- Damor dotyczy ciebie, nie mnie.
- Ale przez niego nasze życia są powiązane.
- Co masz na myśli ?
- Chyba nie powiedziałem ci wszystkiego o damorze...
- No to słucham, powiedz teraz - powiedziałam lekko zirytowana. Cały czas te wszystkie niedomówienia...
- Muszę cię chronić.
- To już wiem.
- Ale czekaj, daj mi powiedzieć dokładnie o co chodzi. Muszę cię chronić, a dopóki jestem przy tobie nikt, naprawdę nikt, nie może mi zrobić krzywdy. Dlatego też, to ty jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.
- Czekaj... Jeśli dobrze zrozumiałam, to na ogół ktoś może cię zabić, tylko jest to trudne, jednak gdy jesteś przy mnie, to nikt ci nie może zrobić krzywdy, bo tobie nic się nie stanie ? Nawet jeśli normalnie od tego byś umarł ?
- Tak dokładnie.
- No super, jeszcze więcej komplikacji - prychnęłam gniewnie.
- Dlatego też, dopóki będziesz żyła, i będziesz przy mnie... śmierć mnie z czyjejś ręki nie dotknie.
- Czyli to znaczy, że... - Jacek przytaknął.
- Tak. Jeśli ktoś cię zaatakuje w mojej obecności, a ja nie zdążę odpowiednio szybko na to zareagować, to ty zginiesz, a ja...
- Czyli w skrócie muszę być ciągle przy tobie.
- Można by tak powiedzieć. Jeśli ja nie mógłbym być przy tobie, to załatwiłbym ci porządną opiekę.
- No mam nadzieję. Przecież nie mogę umrzeć ! Mam tyle do zrobienia...
- Nic ci się nigdy nie stanie ! - wrzasnął, jak dla mnie zbyt agresywnie. - Ja... - nagle w jego głosie usłyszałam skruchę - przepraszam.
- Jacek. Ja wiem, że nie jesteś w stanie ciągle ukrywać swojej natury. Czasami każdy musi pokrzyczeć, bo w ten sposób czuje się lepiej, pomaga sobie.
- Janice, ja nie wiem, czy... moja natura nie wymknie się przez przypadek spod kontroli w twojej obecności. A co jeśli...
- Podejdź do mnie.
Zrobił to o co go poprosiłam, a ja, po prostu, przytuliłam się do niego. On odwzajemnił mój uścisk i zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Czułam się bardzo dobrze w jego objęciach. Nie trwało to długo, ponieważ nagle stał może metr ode mnie, jakby bał się przytulać.
- Prze... przepraszam ja...
- Spokojnie. Ja... rozumiem
Jacek patrzył na mnie swoimi krwisto czerwonymi oczami. Gdyby nie to, że wyglądały, jak oczy drapieżnika, to pomyślałabym, że za pomocą wzroku próbuje mi przekazać, że bardzo źle z nim.
- Jacek, odpręż się - zaczęłam - a może potrzebujesz czegoś? Wody, kawy, mięsa ?
- Potrzebuję krwi - walnął prosto z mostu.
-Ooo... - powiedziałam łącząc kilka różnych faktów. To co później powiedziałam, było o wiele dziwniejsze- czekaj... to może ja...
- Nie ! Nawet mi nie proponuj !
- Dlaczego ? Przecież potrzebujesz krwi. A ja, mogę ci jej dać.
- Nie zrobię ci tego !
- Czego mi nie zrobisz ?! Kompletnie nic nie rozumiem...
- Jeśli napiję się twojej krwi... to oboje się uzależnimy. A poza tym... przecież mogę cię zabić !
- No i co z tego ! Najwyżej umrę wcześniej ! Przecież dobrze wiesz, że prędzej czy później, i tak umrę !
- Janice zrozum, że ja nie chcę ci tego zrobić. Jesteś dla mnie zbyt ważna.
- To może pójdź do jakiegoś banku krwi ? Tam mają tego pełno.
- A obiecujesz, że nie zrobisz sobie krzywdy ? Nie, nie możesz obiecać, bo ja cię nie zostawię samej, gdy w naszym obozie jest manpir - Jacek zaczął wąchać powietrze, jakby tropił - a zaraz będzie ich więcej.
- Jesteś w stanie wytropić kogoś, mimo że jeszcze go nie widać i nie słychać ?
- Ty ich nie słyszysz. Ja tak.
- Tak to wszystko wyjaśnia.
- Chodź musimy ostrzec tego Christiana - na jego twarzy rozpoznałam obrzydzenie, gdy wypowiadał imię chłopaka mojej kuzynki - Powinien wiedzieć, że ci jego manpirzy znajomi tu jadą.
- Jadą ? A nie idą czy biegną ?
- Janice, wiesz, że istnieje coś takiego, jak samochód, prawda ?
- No tak, ale... myślałam, że wy... no raczej wolicie biegać ...
- Nie obrażaj nas. My a oni to wielka różnica.
- Jak dla mnie wszyscy są tacy sami.
- Tak nie powinno być, Janice. Każda rasa, istota jest inna.
- Jacek. Daj mi wreszcie myśleć po swojemu. Wszyscy nasuwają mi swój tok myślenia i nie dają mi wyrazić własnego zdania. A ja je mam.
- Jak sobie chcesz. Zaraz będziemy mieć gości.
- Świetnie.
- Super.
- To może pójdź po Christiana by mógł porozmawiać z innymi manpirami ? Czy może nadal będziesz się ze mną kłócił ?
Po jego wyrazie twarzy zrozumiałam, że skrzywdziły go moje słowa. Ale co miałam powiedzieć ? Że lubię jak ktoś mi narzuca swoją wolę ? Że on to robi, gdy wie, że nie powinien ? Nie. Wolałam mu teraz powiedzieć niż później żałować, że tego nie zrobiłam.
- Christian ! - wrzasnął Jacek. Chwilę później odpowiedział zawołany.
- Co ty chcesz ?!
- Trochę grzeczniej barani móżdżku. Twoja świta tu jedzie i zaraz tu będą.
- Aha. Już idę, pijawko.
Denerwowały mnie te wyzwiska. Czy faceci choć raz, nie mogą zachowywać się bardziej dojrzale ? Na pewno nic by im się nie stało, ale w końcu to mężczyźni. Nigdy ich nie zrozumiem.
- Janice, idź do Abbie ! U niej będziesz bezpieczna ! - krzyczał Christian.
- U mnie też będzie bezpieczna, matole ! - warknął Jacek.
- Prze...
- Przestańcie krzyczeć ! Już mnie głowa boli ! Zachowujecie się jak dzieci ! - Krzyknęłam, raz a porządnie. Nienawidzę, gdy ktoś krzyczy i mi rozkazuje. Okazuje mi, księżniczce, w ten sposób brak szacunku.
Christian i Jacek przestali krzyczeć. Na twarzy manpira zagościł wstyd, na strzygi zaskoczenie. Nie odzywali się, ale patrzyli na mnie, jakbym nagle stała się kimś innym. Jednak już po chwili, przestali mi się przypatrywać, gdyż z oddali było słychać zbliżający się samochód. W lesie, gdy jest cicho, można usłyszeć najmniejszy szmer.
- Czyli co ? Stoimy w pozycji obronnej, czy może czekamy jak baranki na drapieżnika ? - zapytała Meybell. Jest ona zaskakująco podobna do Shaunee. Tak samo jest irytująca.
- Meybell, wyjątkowo to nie czas na żarty. - Powiedziała, dość spokojnie, jak na nią Shaunee.
- Posłuchaj się siostry, Meybell - powiedział Jacek - bo następnym razem, za takie odzywki, nie ręczę za siebie.
Nagle wszystko się stało jasne. To dlatego są takie podobne ! Jaka ja byłam głupia ! Żeby nie zauważyć tego, musiałam być naprawdę nieogarnięta. Może za chwilę dowiem się jeszcze ciekawszych rzeczy ? Mam nadzieję, że nie.
- Jeśli ustawicie się w pozycji obronnej, oni to wezmą za zaproszenie do walki - powiedziała moja kuzynka, która znikąd się tam pojawiła. - ustawcie się tak jak wtedy, gdy czekaliście na Janice i mnie.
Zapomniałam już, że jestem w tym obozie zaledwie kilka dni. Czas jakoś, wolno płynął.
Nie miałam wiele czasu na zastanawianie się. Po chwili słychać było warkot silnika. Zdążyłam mrugnąć, a tuż przede mną stał jakiś samochód. Niestety ja, nieznająca się na markach samochodów, nie rozpoznałam jego nazwy czy jakiejś firmy co go stworzyła. Wiedziałam jedynie, że nadaje się do jazdy w lesie.
- Wow. Mary,Elizabeth, nie żartowałyście, mówiąc, że to coś poważnego - powiedziała szatynka, która wyglądała na ich szefową - Christian co się dzieje ?
- A co się może dziać, Rose ? Jak pewnie zauważyłaś nie wygląda to zbyt dobrze - odpowiedział zapytany. Nie rozumiałam, dlaczego według niego coś tu źle wygląda. Jak dla mnie, było tam normalnie.
- To ty ty jesteś szefową manpirów ? - zapytał Jacek - myślałem... no, że będziesz trochę... wyższa ?
- Nie oceniaj strzygo - odezwał się manpir stojący za Rose - ona chyba musiała coś zrobić by mieć tę posadę. Jak myślisz, czym się zasłużyła ?
- Nie przesadzaj Dymitr - powiedziała do niego Rose. - Miałam dobrego nauczyciela. I tyle.
Spoglądali na siebie w milczeniu. Patrząc na nich, wiedziałam, że razem przeżyli bardzo wiele.
- Nico, co ty tam taki cichy jesteś ? - zapytała Mary albo Elizabeth, nie wiedziałam która ma, jak na imię, w każdym razie powiedziała to czarnowłosa - Zazwyczaj rwiesz się do rozmowy.
- Ciekawe, dlaczego nie chcę rozmawiać w obecności strzyg ? - zadał retoryczne pytanie, szatyn o fiołkowych oczach - to pewnie dlatego, Mary, że mam ochotę zabić całą tę gromadę na miejscu !

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział IV. Nieoczekiwane spotkanie

Jacek stanął tak, jakby chciał mnie przed kimś obronić. Na dodatek z każdej mojej strony stanęły strzygi. Po lewej stał Mojmir, po prawej - Eric. Widziałam, że koło Jacka stoi Shaunee i Meybell, więc za mną musiała stać Maylin. Nieopodal nas znajdowała się Abbie, ale to co mnie w tym najbardziej zdziwiło, to fakt, że trzymała miecz i tarczę.
Po jakimś czasie, ja również zaczęłam słyszeć, że ktoś biegnie w naszą stronę. Najpierw był to malutki szum, jednak z każdą chwilą narastał, słyszałam go coraz bardziej.
Na początku zza drzew wyłonił się chłopak, z jasnymi brąz włosami, a za nim była czarnowłosa i blondynka. Nawet nie zauważyłam, kiedy Jacek rzucił się na chłopaka, obezwładniając go, a Shaunee i Meybell zrobiły to samo z towarzyszkami nieznajomego.
- Nie róbcie im krzywdy ! - krzyknęła Abbie, po czym rzuciła się w stronę Jacka - Christian !
- Abbie ? Co ty tu... ? - wymamrotał, ponieważ nadal był przyciśnięty do ziemi.
- Później ci wszystko wytłumaczę. Jacek puśćcie ich !
- Dlaczego mamy to robić ?! - Krzyknęła Shaunee - Przecież jak to zrobimy, oni nas zabiją.
- Dopóki nie zrobicie krzywdy Abiegail, nic się wam nie stanie - powiedział szatyn.
Jacek, niepewnie wypuścił Christiana, ale od razu po tym zjawił się koło mnie. Eric, Mojmir i Maylin już odeszli ode mnie, jednak mój obrońca myślał, że nadal potrzebuję ochrony. Nienawidzę tego damora.
Moja kuzynka była w ramionach manpira, w momencie gdy wszystko zaczęło mi się układać. Mój trzynastoletni móżdżek podsunął mi pewne pytanie, które musiałam zadać Abbie, bo inaczej mogłabym potraktować to jak grzech.
- Abbie, kto to jest ?
- To... jest Christian. Mój chłopak.
- Co tu robi ?
Zadawałam kilka rożnych pytań na które ona nie znała odpowiedzi. Zmęczona moją dziecinną ciekawością, sama zapytała.
- Christian. Co wy tu robicie ?
- Nasza szefowa, Rose, wyczuła w okolicy strzygi - spojrzał na Jacka z niesmakiem - I wysłała nas. Mieliśmy się ich pozbyć, ale jak widać, chyba się nie uda.
- Jakbyście nas zabili - zaczął Mojmir - to ta tu obecna Janice miałaby duży problem.
- To znaczy ? - spojrzał na mnie chłopak mojej kuzynki. Nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Dlaczego nie powiedziała mi, że ma chłopaka ?
- Janice chce się dowiedzieć kto jest jej boskim rodzicem. My jej w tym pomagamy, co co najmniej trochę, skróci jej podróży. Zresztą, z tego co wiem strzyg boi się tak wiele stworzeń, że pod naszą ochroną nic jej nie zagraża. Ale skoro chcecie nas zabić...
- Czekaj ! To... jest poważna sprawa. Temu musi się przyjrzeć Rose. Elizabeth ! Mary !
- Tak ? - Odpowiedziały równocześnie manpirki.
- Idźcie po Rose. Ona musi o tym usłyszeć.
- Jasne, ale... uważaj na siebie - odpowiedziała blondynka i przejechała wzrokiem po wszystkich strzygach, jakby chciała mu pokazać, kto tu jest zagrożeniem. A może rzeczywiście to robiła ?
- Zawsze uważam. Idźcie !
Manpirki zaczęły biec. Może nie były tak szybkie jak strzygi, bo od nich to chyba nie da się być szybszym. Jednak były one o wiele szybsze od każdego człowieka.
- A ty ? Czemu tu zostałeś, czubku ?! - zapytała jak zwykle opryskliwie Shaunee.
- Myślisz, że zostawię je same z kimś takim ja ty ? Chyba coś ci się w głowie pomieszało !
- Christian, spokojnie. Chodź, musimy pogadać. - powiedziała spokojnie Abbie.
- A co z twoją kuzynką ? - zapytał już trochę bardziej spokojny Christian.
- O nią się nie martw. Jacek zabije każdego, kto zrobi jej chociaż małą rankę.
- Nie jestem pewny...
- Zaufaj mi.
- Gdyby tu nie chodziło o strzygi...
- Będziecie tak dalej wytrącać mnie z równowagi, czy może w końcu stąd pójdziecie ? - zapytała Shaunee - Czubku weź się ogarnij i nie martw się - przewróciła oczami - Jacek nie pozwala nam się do niej zbliżyć.
- Skoro tak to wygląda... Chodźmy Abbie.
Abbie i Christian poszli w stronę naszego namiotu. Miałam wrażenie, że to nie miał być koniec konfliktów. Jeszcze było dużo przede mną.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział III. Damor.

Odeszli. Nagle cała szóstka jakby rozpłynęła się w powietrzu. Razem z Abbie poszłyśmy tam, gdzie stał nasz namiot i nasze rzeczy. Jak przyszła do mnie nawet nie zauważyłam, że wzięła torbę z wieloma rzeczami, które zapewne były ubraniami. Wolałam nie wtykać nosa w nieswoje sprawy.
Złożyłyśmy namiot, więc sięgnęłam do mojej torby. Wcześniej nie zauważyłam, że wystaje z niej jakaś kartka. Schowałam ją tak by Abbie nie zauważyła. Gdy już upewniłam się, że nie widzi mnie, przeczytałam zawartość kartki. Były to tylko cztery słowa napisanie pięknym pismem.
Później ci wytłumaczę
Jacek

Napisał dla mnie kartkę... po co ? Nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Domyślałam się, że chodzi o to, o czym jego świta rozmawiała wcześniej. Nie rozumiałam kompletnie tego co się dzieje, od czasu kiedy dowiedziałam się, że jedno z moich rodziców, nim nie jest, ale teraz... mam jeszcze większy mętlik w głowie.
- Janice ?
- Tak Abbie ? - zapytałam z lekkim opóźnieniem, miałam jednak nadzieję, że moja kuzynka tego nie zauważyła.
- Jesteśmy spakowane. Jesteś pewna, że chcemy mieszkać ze strzygami. Może to się bardzo źle skończyć.
- Abbie. Jestem tego pewna, tak jak tego, że nazywam się Janice.
- No dobrze... Ale miej na uwadze fakt, że Jacek i ta jego banda mogą nas wplątać w coś, co może mieć przykre konsekwencje.
- On nic takiego nie zrobi ! Chodźmy już – powiedziałam oschle, chociaż, po tym co mi powiedziała, nie byłam już taka pewna tego, że Jacek mnie w nic nie wplącze.
Wyruszyłyśmy w stronę ogniska. Otaczająca mnie przyroda uspokajała mnie i jednocześnie dołowała. Krzewy były dla mnie jak maluchy które podnosiły mnie na duchu, bo widziałam wszystko co mnie otacza, jednak gdy spojrzałam w górę, ujrzałam koronę drzew przez którą znowu czułam się ograniczona, jeśli chodzi o pole widzenia. Nigdzie nie było widać nawet małego budynku, choćby leśniczówki. Tylko drzewa, krzaki, paprocie, mchy i trawa. W pewnym momencie nawet zaczęła mnie nudzić ta wędrówka i zaczęłam liczyć kamienie które mijałam.
W połowie drogi usłyszałam ruch, a zaraz po tym obok mnie pojawił się Jacek. Oczywiście nie wyglądał jakby biegł przez las. Miałam wrażenie jakbym nie stała obok strasznego strzygi, tylko koło modela.
- Hey.
- No cześć.
- Jak się czujesz Janice ? - zdziwiło mnie trochę to pytanie, ale starałam się odpowiedzieć szczerze, choć trochę podenerwowana.
- A jak mam się czuć ? Idę do obozu rzekomo najgorszych potworów na świecie, większość z nich za mną nie przepada a do tego nie mam mojego kochanego łóżka.
- No cóż na to łóżko nic nie mogę poradzić, ale moi znajomi...
- Twoi znajomi co ?
- Powiedzmy, że już nie będę cię źle traktować.
- Wymusiłeś to na nich – Raczej stwierdziłam niż zapytałam.
- A czy to takie ważne ?
- Dla mnie tak.
- Abbie ? - zamiast mi odpowiedzieć zwrócił się do mojej kuzynki.
- Tak ? - odpowiedziała na dźwięk swojego imienia.
- Dasz radę dojść do obozu sama ?
- Jasne... a co się dzieje ?
- Chciałbym... coś pokazać Janice.
- No dobra...
- Super, dzięki. Janice, wskakuj mi na barana !
- Co ?! - wymsknęło mi się z wrażenia. Pomyślałam, że mógł na łeb upaść – Żartujesz sobie ? Nie uniesiesz mnie.
- Jestem w stanie unieść ciężarówkę bez problemu. A ciebie to już w ogóle – powiedział, po czym przewinął oczami, jakby go już nudziło tłumaczenie mi wszystkiego. Ale co on w końcu sobie myślał ? Że tak nagle wszystko pojmę ?
- No dobra...
Podeszłam do niego. Położyłam ręce na jego ramionach, po czym... wskoczyłam. Nie byłam do tego zbytnio przekonana, ale... no cóż. Żyć nie umierać. Zdziwiło mnie z jaką łatwością mnie trzymał, bo do najmniejszych to ja nie należę.
Złapał moje nogi w dość mocnym uścisku. Nagle poczułam się pewna i bezpieczna.
- Gotowa.
- Nie.
- To dobrze.
I zaczął biec. Nie. Biec to za mało powiedziane. Nie byłam w stanie na niczym się skupić, bo wszystko wydawało mi się rozmazane. Właściwie to miałam wrażenie, jakbyśmy się teleportowali, bo już po 2 czy 3 sekundach byliśmy na miejscu.
- Wow. - westchnęła, bo trochę mi się kręciło w głowie – Naprawdę jesteś szybki.
- Eh... - zarumienił się – to tylko jedna z zalet bycia strzygą.
Mówiąc „strzyga” nie mówił tak jak moja kuzynka – z pogardą i nienawiścią. On wypowiadał to słowo jakby bycie strzygą było równoznaczne z byciem bogiem. Kiedyś, byłoby to dla mnie nierealne, ale teraz... gdy dowiedziałam się, że jeden z bogów z mitologii jest moim rodzicem... nie wiedziałam już w co mam wierzyć a w co nie.
- Tak ? - zapytałam – A jakie inne zalety jeszcze widzisz w byciu strzygą ?
- No cóż... oprócz tego, że jestem bardzo szybki, co już zdążyłaś zauważyć, to nie muszę spać, jestem nieśmiertelny, silny, no i może nie jest to cecha wspólna strzyg, ale bardzo wiele osób mojego gatunku nie skarży się na brak majątku.
- Hmmm... może i nie jestem jakoś bardzo szybka czy silna, ale o braku kasy, w moim przypadku, nie można mówić.
- Powiedz mi coś o sobie – nagle bardzo się do mnie przybliżył. Gdyby nie to, że jest ode mnie wyższy o jakieś 30 centymetrów, to stykalibyśmy się czołami – proszę, chciałbym coś więcej o tobie wiedzieć, niż to, że masz na imię Janice, 170 centymetrów wzrostu, zielone oczy i jesteś szatynką.
- A jak ci opowiem, to ty powiesz mi coś o sobie ?
- Obiecuję.
- No dobra... Zanim uciekłam mieszkałam w największej rezydencji w Horspolis. Jestem córką króla. Chociaż... sama nie wiem. Przez moją starszą, zazdrosną siostrę uciekłam. Nasz ojciec, powiedział, że to ja mam być królową, a ona nie mogła pogodzić się z tym faktem.
- A jak nazywa się twoja siostra ?
- Annabeth. A ty ? Masz jakieś rodzeństwo ?
- Nie lubię o tym rozmawiać. Mam brata, ale... on nie jest taki jak ja.
- Jak to ? - zdziwiłam się faktem, że jego brat mógłby nie być taki jak on. Rozumiem, że z wyglądu, ale po jego tonie wywnioskowałam, że chodziło mu raczej o to, że jego brat nie jest strzygą.
- Mój brat... nie chciał nieśmiertelności, siły i szybkości. Wolał być słabym, śmiertelnym i powolnym wampirem – ostatnim słowem jakby splunął.
- Jak się nazywa ?
- Damien. Może dziwnie to dla ciebie zabrzmi, ale ma 150 lat.
- Ile ?! To ile ty masz co ? Nie wyglądasz na kogoś kto ma więcej niż 20 lat, nie mówiąc już o 100 latach.
- Pewna jesteś ? To sobie wyobraź, że przedwczoraj miałem 201 urodziny.
- Czekaj... 25 lipca ?
- No tak, bo dzisiaj jest 27.
- Mamy tego samego dnia urodziny.
- Ooo... to dlatego...
- Co dlatego ?
- Bardzo chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę dopóki nie dowiesz się który z bogów jest twoim rodzicem.
- Wiesz kto jest moją matką bądź ojcem ?
- Tak... Bogowie mają specyficzne zasady, które nie pozwalają mi powiedzieć.
- To nie fair.
Usłyszeliśmy szmer. Zza krzaków zaczęła wychodzić jakaś postać. Na szczęście była to Abbie.
- O czym tak rozmawiacie ?
- No wiesz... właśnie się dowiedziałam, że Jacek wie kto jest moim boskim rodzicem i nie może mi powiedzieć. Słyszę to codziennie.
- Janice musisz się nauczyć modulacji głosu, bo twoja ironia średnio ci wyszła. - następne zdanie skierowała do Jacka – Rozumiem, że nie możesz jej powiedzieć, ale pomóc to chyba możesz, co ?
- Gdybym umiał to bym wam pomógł. Mogę was wspierać w czasie podróży, ale to wszystko.
- Podróży ?! - krzyknęłam.
- Tak Janice, musimy wyruszyć w podróż, żeby się dowiedzieć. Dobra zostawię was samych.
- Mojmir ! - krzyknął Jacek.
- Tak ? - odpowiedział niebiesko włosy.
- Pomożesz Abbie rozłożyć namiot dla niej i Janice ?
- Jasne, nie ma sprawy. Chodź Abbie.
Mojmir poszedł razem z moją kuzynką do obozu. Ja zostałam sama z Jackiem, a, co wydało mi się dziwne, w okolicy ptaki nie wydały z siebie najmniejszego dźwięku.
- Wytłumaczysz mi może o co chodzi z kartką napisaną przez ciebie ?
- Oh... Tak. Wiedziałem, że tylko w ten sposób będę mógł ci przekazać, ostrzeżenie dotyczące rozmowy, która nie mogła nas ominąć.
- W takim razie... Wytłumaczysz mi o co chodziło twoim przyjaciołom, gdy mówili, no właściwie krzyczeli, kiedy się domyślili czegoś o czym ja nie mam pojęcia?
- Wierzysz w magię, czary i tak dalej?
- Ostatnio zaczynam wierzyć w wiele dziwnym rzeczy...
- No to pomyśl sobie, że magia istnieje. Wampiry nie mają tak wielkiego problemu, jak strzygi, jeśli chodzi o to, o czym ci opowiem. Widzisz... Jest taki pradawny czar zwany damorem. Gdy strzyga spotka osobę, tę odpowiednią, która jest dla niej przeznaczona, pada na nią damor. Wtedy już nie ma odwrotu. W momencie, gdy damor pojawia się u strzygi, ona nie może opuścić tego lub tej jedynej. Nawet jeśli ta osoba nie odwzajemnia uczucia, strzyga musi być blisko, chronić. Wtedy liczy się bezpieczeństwo tej przeznaczonej. Zazwyczaj dzieje się to raczej między strzygami. To chyba jest normalne, że strzyga zakochuje się w strzydze. Niestety czasami zdarza się, że strzyga zakochuje się w kimś innego gatunku. Wtedy próbuje przekonać ukochaną lub ukochanego do przemiany w takiego jak on lub ona. Jednak to może stać się tylko nam, wampirom i manpirom. Inne gatunki społeczeństwa nie mają odpowiedniego DNA. W takim przypadku strzyga próbuje spędzić wszystkie możliwe dni z ukochaną, a gdy nadchodzi śmierć drugiej połówki... strzyga cierpi. Robi wszystko by i on zginął.
- To... jest straszne!!!
- Najgorsze jest to, że... To właśnie na mnie padł damor. W tym gorszym przypadku.
Jacek wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Nagle nabrałam ochoty, by go pocieszyć, ale mój, z opóźnieniem, zaczął łączyć wątki.
- Czekaj... Czy ty próbujesz mi przez to przekazać, że ten damor padł na ciebie, bo ja się pojawiłam w twoim życiu?
- Tak... Wiem, że w twoim życiu już się wiele zmieniło, ale chyba niestety zmieni się jeszcze więcej.
- Co przez to rozumiesz ?
- Do obozu zbliżają się manpiry.


piątek, 9 maja 2014

Rozdział II. Kim jestem

- No wyjdź z ukrycia herosku – usłyszałam po raz wtóry te słowa – nie chcemy ci zrobić krzywdy.
- Nie mamy czasu na zabawę w kotka i myszkę. Wyjdź z ukrycia – powiedział ten chłopak. Wiedziałam, że zaraz się zdenerwują i mnie znajdą.
Nie musiałam długo czekać. Już po chwili naprzeciwko stał TEN chłopak. Miał śliczne blond włosy uczesane w artystyczny nieład. Był ubrany bardzo elegancko – aż zdziwiłam się, że będąc w lesie w ogóle się nie ubrudził. Najbardziej jednak zadziwiły mnie jego oczy. Tęczówki chłopaka miały barwę krwi, a białka miał lekko zaczerwienione. Zazwyczaj tak wygląda ktoś kto niedawno płakał, on jednak wyglądał cały czas jakby był z czegoś zadowolony. Bardzo mi się to nie podobało. Bałam się odezwać, bo nie wiedziałam jak może zareagować. Po chwili podeszła do niego jego koleżanka.
Była ona rudowłosa, a jej oczy wyglądały tak samo jak oczy chłopaka. Różnili się oni strojem. Ona nie była ubrana elegancko, jak jej towarzysz. Ruda miała na sobie sportowe ciuchy.
- Jak się nazywasz, herosku ? - zapytała.
- Dlaczego nazywacie mnie heroskiem ? - zapytałam nie mogąc się powstrzymać.
- Ach to dlatego tak dziwnie pachniesz. W swoim czasie się dowiesz. Ale teraz odpowiedz na moje pytanie.
- Jestem Janice, a wy czerwonoocy ?
- Patrz zauważyła – powiedziała z ironią.
- Ja jestem Jacek, a to jest Shaunee – odpowiedział mi towarzysz tej rudej.
- Kim wy jesteście ? Co chcecie ze mną zrobić ? - zapytałam zdziwiona, że się nie zająknęłam.
- To długa historia. Dopóki nie dowiesz się kim jesteś i tak nam nie uwierzysz. Czekasz na kogoś ?
- Tak... ale będzie dopiero rano.
- Dobrze. Widzisz to ognisko ? Przyjdźcie do nas jak tylko osoba na którą czekasz się zjawi. - Jacek patrzył mi prosto w oczy jak to mówił. Nie mogłam się nie zgodzić.
- A jak was obudzę ?
- Oto się nie martw. Jestem pewny, że jeszcze bardzo długo nie będziemy spać. Tymczasem życzę miłej nocy. Do zobaczenia, Janice.
Nagle Jacek i Shaunee zniknęli. Znów byłam sama a przy ognisku było słychać śmiechy.
Wróciłam do namiotu. Wzięłam moją komórkę do ręki i spojrzałam na godzinę. Otworzyłam szeroko oczy,bo na zegarku była już 7.00. Nie wiedziałam jak to jest możliwe, natomiast byłam pewna, że niedługo przyjdzie Abbie. Miałam rację. O 8.00 ramiona mojej kuzynki otulały mnie.
- Abbie musisz gdzieś ze mną pójść – powiedziałam, zanim jeszcze siebie puściłyśmy.
- Gdzie ? - zapytała zaskoczona.
- Do obozu osób, które przyszły do mnie w nocy. Proszę !
- No... dobrze. Zaprowadź mnie.
Szłam z Abbie prosto do ogniska, gdzie grupa Jacka się zatrzymała. Byłam tak podekscytowana ! Nie mogłam przestać o nim myśleć.
- Witaj Janice. - Niespodziewanie usłyszałam głos Jacka.
- Cześć Jacek. To jest Abbie – pokazałam na moją kuzynkę, która miała taki wyraz twarzy, jakby miała zaraz uciekać. - Wszystko w porządku ? Nagle zbladłaś.
- Może ja ci wytłumaczę, Janice – wtrąciła się ta ruda, Shaunee – zazwyczaj ludzie na nasz widok uciekają, po czym zostają zjedzeni, bo to im nic nie daje. Jednak Jacek stwierdził, że on na to nie pozwoli jeśli chodzi o ciebie.
Ostatni wyraz powiedziała z takim niesmakiem, że poczułam się bardzo nie lubiana. Przecież w moim domu, w Horspolis, wszyscy mnie wręcz wielbili !
- A więc Abbie – zaczął Jacek – Może powiesz Janice kim jest i co ją może spotkać ? No i kim my jesteśmy i tak dalej ? Czy może to ja mam jej opowiedzieć to w taki sposób, jak ja to widzę ?
- Jesteś straszny ! - krzyknęła moja kuzynka. Jacek pozostał jednak niewzruszony – Janice. Ty... jesteś dzieckiem boga. - wybełkotała Abbie.
- Tak wiem przecież. Od kiedy tylko pamiętam, wszyscy mi mówią, że jestem dzieckiem bożym i tak dalej.
- Nie takiego boga. Kojarzysz bogów z mitologii ? Jeden z nich jest twoim rodzicem. A ty, tak jak ja, jesteś herosem. Ci tutaj...
- Czekaj... takiego boga jak Zeus, Posejdon, Hades czy Atena ?
- Tak, dokładnie.
- Matko święta ! Dobra skończ zdanie.
- Ci tutaj to strzygi. Wampiry, które zabiły kogoś ze swojej społeczności dla nieśmiertelności.
- Naprawdę ? - spojrzałam na Jacka.
- Tak... zabiłem kogoś, ale to nic takiego... - odpowiedział mi, patrząc prosto w moje oczy, w jego spojrzeniu widziałam, że tego nie chciał, choć wyraz jego twarzy mówił dokładnie co innego.
- Abbie, a są też inne stworzenia o których powinnam wiedzieć ?
- No cóż... Jacek weź jej powiedz, ja już powiedziałam za dużo, a tak to będzie na ciebie. - Zdziwiłam się, że moja kuzynka skierowała się do Jacka, jednakże dobrze rozumiałam dlaczego ona nie chce mi tego mówić. Przecież ukrywała przede mną, kim jestem, a jak już to odkryłam, to zrozumiałam, że nie jest to fajne.
- Są też inne stworzenia. Oczywiście są tacy, którzy są dla większości pokarmem, czyli czytaj ludzie, o których zapewne wiesz wszystko – wstrząsnął mną dreszcz, bo mówił o ludziach, jakby byli przekąską ! - ale są też wilkołaki i manpiry. Manpir jest dzieckiem człowieka i wampira.
Teraz to Jacek otrząsnął się z obrzydzenia. Dlaczego ? Nie mam pojęcia, ale intuicja mi mówi, że wkrótce się dowiem.
- Okropieństwo – nie wiedziałam dlaczego to mówię, ale miałam wrażenie, że to właśnie muszę powiedzieć. Kolejne zdanie samo wyszło z moich ust, kierowane zwykłą ciekawością – A którego boga jestem dzieckiem ?
- Janice... - zaczęła Abbie, w której głosie, rozpoznałam, że jest zdruzgotana – żeby się tego dowiedzieć, musiałabyś zwiedzić cały świat ! No, chyba,że...
- Chyba, że co ?
- Chyba, że twój rodzic sam by cię poinformował o swojej tożsamości.
- Pff to chyba za życia nie dowiem. A kto jest twoim rodzicem, Abbie ?
- A...
- Ekhm – odezwała się jedna strzyga – Jacku, a może tak z łaski swojej nas przedstawisz ?
- A tak... - zaczął Jacek, z niepewnością w głosie, choć na jego twarzy malowała się pewność siebie, jakiej jeszcze u nikogo nie widziałam – To jest Maylin – wskazał na blondynkę, która w bardzo niemiły sposób przerwała mojej kuzynce – to Meybell – pokazał czarnowłosą dziewczynę – A to jest Eric i Mojmir – najpierw pokazał na szatyna, a potem na kolesia z niebieskimi włosami. Ten o niebieskich włosach trochę mnie przeraził.- Shaunee już znacie.
- Taak... miło mi was poznać.
- Nam ciebie również – odpowiedzieli razem Maylin, Eric i Mojmir. Po Jacku i Shaunee spodziewałam się, że mnie tego nie powiedzą, ale Meybell ? Kompletny brak szacunku dla księżniczki. Nawet jeśli nie wie, że nią jestem.
- No powiedział Jacek, teraz już trochę bardziej entuzjastycznie – skoro już wszyscy się poznaliście czas coś zjeść.
Wszystkie strzygi zaczęły się śmiać, a Abbie złapała mnie za rękę i zaczęła się cofać. Nie rozumiałam jej reakcji, ale domyśliłam się, że miała powód tak zareagować.
- Ej ! - wrzasnął Jacek by uspokoić swoją świtę, zresztą z powodzeniem. - nie będziemy nikogo jeść – spojrzał po każdym ze swoich towarzyszy. Usłyszałam pomruki niezadowolenia. - upieczemy sobie pianki lub kiełbaski. Abbie... zjecie z nami ?
- Nie będziemy przekąską ? - zapytała niepewnie. Przestała już się cofać,ale nadal stała gotowa do ucieczki i nawet nie poluźniła uścisku na mojej ręce.
- Nie będziecie. - zaśmiał się – Jesteście naszymi gośćmi. Możecie wziąć swoje rzeczy i przynieść do naszego obozu. - spojrzał na mnie – Obiecuję, że nic się wam nie stanie. A i Abbie, lepiej rozluźnij uścisk, bo zaraz Janice nie będzie miała czucia w ręce.
Moja kuzynka posłuchała rady Jacka, za co byłam bardzo wdzięczna. Moja ręka naprawdę była już cała czerwona.
- O nie ! - krzyknęła Meybell. Jej reakcja była strasznie dziwna zważywszy na to, że właściwie nic się nie stało – Jacek ? Czyżbyś … ?
- To nie twoja sprawa ! - wrzasnął.
- Czyli tak. O matko !
- O co wam chodzi ? - zapytałam.
- Janice... to sprawy strzyg … lepiej byśmy się nie wtrącały. - powiedziała spokojnie Abbie, ale w jej głosie wyczułam lekką nutkę strachu.
- I tak się dowie. Jacek, powiesz jej teraz czy może kiedy sam stwierdzisz, że byłeś idiotą, że wcześniej się nie dowiedziała ? - Powiedziała Shaunee, ale jej słownictwo było straszne. W moim domu nikt nie śmiał nawet powiedzieć czegoś obraźliwego na temat któregoś z mieszkańców, ale do niego ? To już po prostu zniewaga. Wolałam jednak się nie odzywać, żebym nie wpadła w tarapaty. Gdy patrzę na Abbie, mam wrażenie, że już jesteśmy w trudnej sytuacji. Ja jednak jestem przyzwyczajona, do tego by być w całkowitym spokoju, nie ważne jak bardzo jest źle.
- Dziewczyny przestańcie. Dziewczyna dopiero dowiedziała się kim jest – czy na pewno się dowiedziałam ? Nie byłam tego taka pewna. - Ledwie usłyszała o tym co ją otacza, jakie stworzenia. Dajcie jej spokój – Dopiero po chwili poznałam, że osobą, która to mówiła, był Mojmir, ten o niebieskich włosach. - Jemu też dajcie spokój.
- Wiecie co... muszę się położyć – po chwili Jacek westchnął – a nie... przecież i tak nie zasnę.
Ewidentnie wszystkie strzygi rozbawiła ta wypowiedź, ja jednak nie do końca rozumiałam w czy tkwi problem.
- Dlaczego ? - zapytałam więc po chwili śmiechu.
- Musisz się wiele nauczyć Janice. Strzygi nie śpią. A tutaj, nie zbyle powodu się znajdujemy. Jest tu bardzo ciemno. Nie dociera tu światło słoneczne, jak już pewnie zauważyłaś.
- Czyżby... robiła wam się krzywda od słońca ?
- Brawo laluniu. - powiedziała z sarkazmem Shaunee – a teraz, jeśli pozwolisz, udamy się gdzieś, gdzie wy nie będziecie nam przeszkadzać. Wy w tym czasie coś ze sobą zróbcie. Najlepiej pójdźcie po wasze rzeczy, przynieście je tutaj i tak dalej.